21.07.2019

Bliskość, której pragniemy

Postawy dwóch sióstr bywają interpretowane jako dwa modele życia wiarą.

1. Maria reprezentuje życie kontemplacji i modlitwy. Marta drogę życia aktywnego. Mistrzowie życia duchowego powiadają, że w życiu konieczna jest równowaga między Marią a Martą. Bo zwykle więcej w nas Marty niż Marii. A to niedobrze. Niektórzy uważają, że postawa Marii to zapowiedź nieba. Bo dopiero tam będziemy mogli spokojnie pobyć razem z Bogiem, a tu, na ziemi, musimy raczej tyrać jak Marta. Przyznajmy, coś w tym jest.

2. Głosiłem kiedyś konferencję na temat bliskości w małżeństwie. Między małżonkami (także między przyjaciółmi) problemem bywa to, że albo jesteśmy za blisko (czujemy się jakoś przytłoczeni drugim), albo za daleko (czujemy się samotni, niekochani). Jak się to ma do Marii i Marty? Otóż Maria nie boi się bliskości z Jezusem. Ona jest z Nim, jest dla Niego. Siedzi i słucha. Chłonie Jego obecność i sama jest obecna. Skupiona tylko na Nim. Marta przeciwnie. Z pewnością również kocha Jezusa, ale nie jest obecna. Pełni posługę, ale sama jest gdzieś daleko. Chce się poświęcać, ale jednocześnie to poświęcenie rodzi frustrację. Zauważmy, do czego prowadzi ów brak bliskości. Marta wypowiada swój ból. Wydaje się jej, że Jezusowi są obojętne jej los, praca, wysiłek. Czuje się samotna, ma pretensje do siostry. Jest przemęczona, wręcz wściekła. Nie cieszy się chwilą spotkania, która została jej dana. Wydaje rozkazy. Swoim chaosem chce „poczęstować” innych.

3. Jak to się ma do małżeństwa? Oczywiście, że w Jezusie widzimy Boga. Ale wolno nam widzieć w Nim także człowieka, który ma przyjaciół i po ludzku kocha. Dom Marty i Marii był miejscem Jego wypoczynku po trudach misji. To było spotkanie przyjaciół. Miłość karmi się chwilami autentycznej bliskości. W małżeństwie można być fizycznie bardzo blisko siebie i zarazem bardzo daleko duchowo. Specyficznym wyrazem bliskości zarezerwowanym dla więzi małżeńskiej jest seksualność. Ale seksualność, która nie wyraża głębokiej więzi, staje się czymś niszczącym. Staje się obszarem jeszcze większej samotności małżonków. Czasem są oni tak poranieni w tej delikatnej sferze, że uciekają przed bliskością w aktywność zawodową, społeczną, kościelną, domową. Postawa Marty może wynikać z lęku przed spotkaniem, przed bliskością. Iluż małżonków ma ochotę powiedzieć współmałżonkowi to, co Marta Jezusowi: „Tobie chyba jest zupełnie obojętne moje życie, moja praca. Czemu nikt mi nie pomaga? Pomóżcie mi wreszcie itd.”.

4. Odpowiedź Jezusa dotyczy każdej Marty żyjącej w nas. Marto, Marto… Tyle obowiązków masz na głowie, że nie masz czasu być jak Maria. Tak nie da się żyć. Miłosierdzie jest dawaniem, poświęcaniem się. Ale nie da się żyć samym poświęceniem. Boga w niebie nie będziemy kochać miłością miłosierną, ale miłością wzajemną podobną do małżeńskiej. Stąd tak ważna jest miłująca obecność. Tracenie razem czasu. Wzajemność. Nie uciekaj od tego. Maria obrała tę cząstkę. Jej bliskość z Jezusem jest zapowiedzią nieba. Miłość karmi się chwilami autentycznej bliskości. Szukaj ich, jak potrafisz. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Upał i gościnność

Abraham siedział u wejścia do namiotu, pod dębami Mamre, w najgorętszej porze dnia.

W takim momencie ludzie poruszają się jak muchy w smole. Demon acedii, nazywany także demonem południa, to najuciążliwszy z demonów – pisał w IV w. Ewagriusz z Pontu. Powoduje u mnicha wytracanie gorliwości i duchowych energii. Przychodzi pokusa zatrzymania się w połowie: w połowie dnia, w połowie życia, połowie stażu małżeńskiego, posługi kapłańskiej. Chowają się anioły, wyziera pustka, wypalenie, rutyna. Bóg wybrał się do Abrahama, by go ożywić. Dodatkowo Abraham był obolały po dokonaniu obrzezania, znaku przymierza z Jahwe. Odwieczny wybrał się zatem w odwiedziny do chorego.

Abraham dostrzegł trzech przybyszów, wyczuwając w nich obecność tego samego Boga, którego znał po głosie, który go wyciągnął z Ur Chaldejskiego i przyprowadził na to miejsce słowem, rozbrzmiewającym w jego sercu. Widział trzech, a dostrzegał Jedynego – Adonai. A jednocześnie słyszał: „za rok znów wrócę do ciebie” (Rdz 18,10), „nie zniszczę miasta” (19,21). Ponadto, gdy dostrzegł tajemniczych podróżnych, zerwał się, mówiąc: „O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi!”. Andriej Rublow, rosyjski zakonnik z XIV w., namalował tych trzech posłańców, dostrzegając w nich Trójcę Świętą, jedynego Boga. Jak ważną rzeczą jest wiedzieć, kiedy Bóg przechodzi, choć pozory mogą wskazywać na coś innego. I nie pozwolić Mu przejść obojętnie. Abraham to wyczuł, dlatego nie marnuje chwili – kairos – w której Bóg zbliża się, by dać mu znać, że istnieje. Być może druga taka okazja się nie nadarzy?

„O tej porze za rok wrócę do ciebie, twoja żona, Sara, będzie miała wtedy syna” – słyszy Abraham. To największy przywilej – móc gościć Boga w swym życiu. Bóg wprawia życie ludzkie w szczególny rodzaj dynamiki: objawia się, wypowiada obietnicę, zasiewa nadzieję i pozostawia czas na zrealizowanie się jej. Całe dzieje zbawienia są napędzane tą dynamiką. Żydzi każdą Paschę wieńczą życzeniem: dziś sprawujemy ją tutaj, w przyszłym roku w Jerozolimie. „O tej porze za rok” – podczas kolejnej Paschy – objawi się na nowo Bóg. Chrystus przyszedł jako Baranek paschalny, aby dopełnić obietnice Boże. I pozostawił nam kolejną: przyjdę ponownie i Mnie ujrzycie. Życie chrześcijanina jest oczekiwaniem na przyjście nowego Izaaka. Tamten wypełnił łono Sary, Ten wypełni nam serce życiem wiecznym, radością ostateczną.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Niedostatki udręk Chrystusa

Apostoł Paweł w chwili, gdy pisał list, znajdował się w więzieniu, dlatego czytamy w nim: „Raduję się w cierpieniach za was”.

Druga część tego zdania szokuje, bo zdaje się sugerować, że zbawcze dzieło Pana Jezusa ma „niedostatki”. Frazę: „ze swej strony dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” już w starożytności chrześcijańskiej komentowali ojcowie Kościoła. We współczesności wnikliwie analizowali ją bibliści. Trudność sprawia czasownik antanapleroo, użyty w Biblii jeden raz właśnie w tym zdaniu, z wybranym przez polskiego tłumacza jednym spośród kilku znaczeń: „dopełniać niedostatki”. A może on także znaczyć „wyrównywać”, „uzupełnić w zamian” i „równoważyć”. Drugą trudność sprawia rzeczownik thlipsis, który znaczy: „udręka”, „cierpienie”. Nigdzie w Nowym Testamencie nie został on użyty do opisu historycznej męki Chrystusa Pana. Można spróbować wyjaśnić sens Pawłowego pouczenia następująco: udręka, o której pisze Apostoł Narodów, to skutki zbawczego dzieła Pana Jezusa, które nie owocują w ciele św. Pawła w sposób pełny. Ale dzięki cierpieniu, jakim jest uwięzienie, może on je dopełniać w swoim ciele dla dobra Kościoła.

Badacze Pawłowej korespondencji próbują precyzyjnie wskazać miejsce uwięzienia Apostoła Narodów. Jako pierwsze chronologicznie wskazywane jest uwięzienie w Efezie między rokiem 54 a 57. Zwolennicy tej propozycji wskazują na bliskość między Efezem a Kolosami (zaledwie kilkadziesiąt kilometrów) i na fakt, że najprawdopodobniej z tego więzienia wysłał św. Paweł List do Filipian i List do Filemona (także mieszkańca Kolosów). Drugie z więzień to Cezarea, gdzie przebywał w latach 58–60. To miejsce zdaje się najmniej prawdopodobne. Trzecia propozycja to Rzym. Tu apostoł był więźniem w latach 61–63. To miejsce wydaje się najbardziej prawdopodobne. List do Kolosan ma inaczej rozbudowaną i dopełnioną teologię niż wcześniejsze pisma. Ciekawą sprawą są także końcowe pozdrowienia. Św. Paweł kieruje je do Kolosan w imieniu współwięźnia Arystarcha. Wskazuje na osoby, które mają do niego łatwy dostęp i zjawią się niebawem w Kolosach. To odpowiada warunkom rzymskiego uwięzienia, które było raczej aresztem domowym. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Świeckim okiem

O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi! Rdz 18,3

Pewnie każdy odnosi czasem wrażenie, że ludzie wokół doświadczają cudów, tylko nas dziwnym trafem one omijają. Czasem gorliwie prosimy o coś Boga, a On zdaje się milczeć. Boże, dlaczego mnie nie uzdrowisz? Dlaczego moje życie jest tak skomplikowane? Dlaczego nie mogę poradzić sobie z nauką? On widzi wszystko, słyszy nasze wołanie, jednocześnie doskonale zna cenę jego spełnienia. Widzi całe życie. Ma „podgląd” na naszą przyszłość. Oczekując od Boga cudu, bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że On, nie spełniając naszych próśb, po prostu nas chroni. Skąd możemy wiedzieć, czy droga doskonałego zdrowia lub wiecznych sukcesów nie zaprowadzi nas do śmierci? Nie mam na myśli tylko śmierci fizycznej, ale również śmierć duchową. Czy nie staniemy się zbyt dumni? Być może, idąc drogą bez Jezusa, przytrafi nam się coś strasznego. Bóg nie chce naszych łez, ponieważ On zawsze płacze z nami. Choć trudno uwierzyć, że Ktoś tak potężny posiada ludzkie uczucia. Czy matka, która ostrzega swoje dzieci przed gorącym żelazkiem, chce ograniczyć ich wolność? Chce ich zniewolenia? Odpowiedź wydaje się oczywista – martwi się o nie i je chroni. Jakie więc uczucia żywi do nas Ktoś, kto kochał nas, zanim się narodziliśmy? Ktoś, kto oddał życie z miłości do nas? Nie powinniśmy martwić się o to, że Pan nas omija, ale dziękować Mu za miłość, którą nam okazuje. Cieszyć się, że zawsze mamy Kogoś, kto nas ochroni. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.