14.07.2019

Prawo wstępu do Ziemi Obiecanej

W pierwszym czytaniu

Wielokrotnie słyszałem pytanie: co mam zrobić, by przybliżyć się do Boga albo Go nie stracić? Stary Mojżesz postanawia wzmocnić duchowo swój lud, zanim ten przekroczy wody rzeki Jordan i wkroczy do Ziemi Obiecanej. Czeka go tam wiele walk i niebezpieczeństw. Musi poznać sekret zapewnienia sobie zwycięstwa. Jest on następujący: „wrócisz do Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej swej duszy”. Jak urzeczywistnić ten powrót? „Będziesz słuchał głosu Pana, Boga swego, przestrzegając Jego poleceń i postanowień”. Moje pokolenie utraciło tęsknotę za Ziemią Obiecaną. Zatrzymało się na przystanku na żądanie z napisem: „Dobrze mi tutaj. Nigdzie nie idę”. Porzuciło pragnienie zbawienia i nie pyta, którędy do nieba. Nie chce o tym słuchać. Głosiciele Ewangelii są zagłuszani ironią i bluźnierstwami, przeganiani obojętnością. Przypomina to człowieka z bananem w uchu. Nawet gdy będziesz usiłował coś mu powiedzieć, nie będzie cię słyszał. Co najwyżej uśmiechnie się wyrozumiale i powie: Wybacz, niepotrzebnie się trudzisz, mam banana w uchu. I niech tak zostanie.

A Mojżesz przynagla: „Polecenie to nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem”. Szukaj Boga, szukaj Księgi, która zawiera Jego głos, szukaj sakramentu ukrywającego Jego obecność. Pewien mędrzec potrzebował księgi, toteż chodził z miejsca na miejsce, aż ją znalazł. „Dlaczego wkładasz tak dużo wysiłku, by znaleźć tę księgę?” – pytali go ludzie. „Bo Pismo stwierdziło, że jest ona blisko nas” – odpowiedział. Bóg się objawił, podarował nam skarb, jest tutaj. Więc szukaj Go, nie szczędź trudu. „On jest w twoich ustach i w twoim sercu”. Bliżej, niż myślisz. Jak powiadają nauczyciele Izraela, droga do Gehenny jest trudna i żmudna. Wielu dniami i nocami planuje i kombinuje, jak zgrzeszyć, a potem gorzko tego żałuje. A droga do ogrodu Eden jest łatwa i przyjemna, ale tylko dla tych, którzy nią kroczą. Przebywanie z Bogiem uszczęśliwia. Już tutaj, zanim dojdziemy do Ziemi Obiecanej. Diabeł robi wszystko, by przedstawić sprawy na odwrót.

Co zrobić, by zbliżyć się do Boga całym sercem? Jest ono często gdzieś indziej albo jest zajęte, wypełnione idolami. Mojżesz zapowiadał konieczność jego „obrzezania” (dokładnie: usunięcia zapory nierozsądku z jego wnętrza). Wówczas pokochamy Boga z całego serca i z całej duszy. Będzie to znakiem naszej gotowości do przekroczenia Jordanu i wejścia do Ziemi Obiecanej. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Liturgia: istotne kryterium kanoniczności

W drugim czytaniu

Gdy wracam do lektury listów św. Pawła i czytam zapisane tam hymny i pieśni, nie mam wątpliwości, że korespondencja Apostoła Narodów w dużej mierze rodziła się w powiązaniu z liturgią. Wyobrażam sobie wspólnoty, które zakładał i odwiedzał św. Paweł. Uczestniczył z nimi w liturgii, a potem w treść listów wplatał teksty hymnów, by przypomnieć tamte spotkania. Jednym z tamtych tekstów jest hymn zapisany na początku Listu do Kolosan, który stanowi dzisiejsze drugie czytanie. Tworzy on fundament teologicznego przesłania listu, który mówi o tym, że Chrystus Pan jest nie tylko Odkupicielem człowieka, ale przez swe zbawcze dzieło jest także odnowicielem całego stworzenia. Pierre Benoit, francuski dominikanin i wybitny biblista, napisał, że hymn z Listu do Kolosan ma niezwykle uroczystą formę, przez którą proklamuje się definitywny i uniwersalny prymat Tego, który jest Pierwszym wobec wszystkiego.

Gdy dziś pojawiają się pytania o kryteria, jakie przyświecały wyborowi religijnych pism i zadecydowały o tym, że znalazły się w kanonie Nowego Testamentu, badacze wskazują najpierw na apostolskość, czyli autorskie pochodzenie konkretnego pisma od apostoła lub jego ucznia. Obok apostolskości podkreślają powszechność. Chodzi o to, że konkretne pismo, list czy Ewangelia, miało określonych adresatów. Ale mimo to jego odbiorcy uznali, że jest ważne dla całego Kościoła. Trzecim kryterium kanoniczności było stosowanie w liturgii. Chrześcijańska liturgia słowa bazowała na żydowskich nabożeństwach, podczas których czytane było słowo Boże, czyli Stary Testament. Tak samo robili chrześcijanie. A jeśli obok Starego Testamentu podczas liturgii zaczęto czytać teksty, które dziś są Nowym Testamentem, to znaczy, że traktowano je jako teksty natchnione. Jeśli dzisiaj niekiedy podważa się biblijny kanon, sugerując, że powstał on na drodze jakichś spisków i ukrywania niewygodnych pism, to trzeba powiedzieć jasno: każde z pism, czy to z kanonu Nowego Testamentu, czy spośród apokryfów, można poddać próbie owych trzech kryteriów. Wnikliwa analiza historyczno-literacka pokazuje, że każde z nich spełniają pisma Nowego Testamentu. Pozostałe najczęściej nie spełniają żadnego, mimo że są w tym gronie pisma naprawdę wartościowe. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Jezus Samarytanin

Kto jest moim bliźnim?

Łk 10, 25-37

Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»

Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?»

On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył».

Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»

Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.

Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?»

On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie».

Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie!»

 

1. To jedna z najbardziej znanych i najczęściej komentowanych przypowieści Jezusa. Najbardziej popularny sposób odczytania przypowieści to wezwanie do obowiązku pomagania ludziom, których spotykamy na drodze naszego życia. Ten moralny sens jest oczywiście bardzo istotny i aktualny. Słowo „Samarytanin” stało się wręcz synonimem miłosierdzia, pomagania, wolontariatu. Każdy z nas ma stać się Samarytaninem dla ludzi w potrzebie. Nie jakichś abstrakcyjnych ubogich, ale tych napotkanych przy drodze mojego życia.

2. Warto zwrócić uwagę, że Samarytanin z jednej strony działa pod wpływem emocji – jest wzruszony widokiem konkretnego człowieka, który sam sobie nie poradzi. Ale jednocześnie działa w sposób bardzo przemyślany. „Samarytanin wie, jakie środki ma do dyspozycji. Wino służy do dezynfekcji, oliwa uśmierza ból, a bydlę jest środkiem transportu. Wie on, że to są środki doraźne, dlatego konieczna jest pomoc instytucji, czyli gospody. Jeśli przekazał pieniądze na opiekę, to znaczy, że miał te pieniądze” – tłumaczył kiedyś w wywiadzie dla GN ks. Antoni Bartoszek, moralista. Ważny wniosek dla nas: „czasem jednostronnie akcentujemy ten emocjonalny aspekt, wręcz szantażujemy tym innych. Tymczasem aby dobrze pomagać, trzeba połączyć wrażliwość serca z racjonalnością działania, z kompetencją, z pewnym porządkiem”.

3. Ojcowie Kościoła zwracali uwagę, że przypowieść o Samarytaninie jest także opowieścią o Jezusie Chrystusie. Człowiekiem potrzebującym ratunku jest każdy z nas. Ów nieszczęśnik schodził z Jeruzalem do Jerycha. To rzeczywiście stroma droga w dół, w depresję. Jest tu ukryty sens symboliczny. Jerozolima to miasto święte, miasto Boga. Tam oddaje się Bogu chwałę. Jerycho w Biblii jest symbolem grzechu. Jeśli człowiek porzuca miasto Boga, to idzie niebezpieczną drogą i naraża się na nieszczęście. Na tej drodze zostaje okradziony i odarty z szat. W duchowym sensie zostaje okradziony z sensu, nadziei, godności. Jest zraniony, na pół martwy. To obraz człowieka, który ponosi konsekwencje grzechu. Kapłan i lewita są reprezentantami religii, która utraciła moc czynienia dobra. Obaj idą tą samą drogą co ów pobity człowiek. W sensie duchowym oni również są na pół umarli, bo są niezdolni do współczucia, pomocy, miłosierdzia.

4. Samarytanin jest portretem Jezusa Chrystusa. Dlaczego Samarytanin? Bo Samarytanie, choć etnicznie spokrewnieni z Żydami, byli przez nich znienawidzeni. Jezus (Bóg spokrewniony z nami przez człowieczeństwo) też był znienawidzony i odrzucony. Jezus-Samarytanin okazał miłosierdzie. Zszedł na poziom grzesznika. Zalał jego rany oliwą i winem. To obraz sakramentalnego życia Kościoła. Oliwa jest używana podczas chrztu, bierzmowania, święceń kapłańskich, namaszczenia chorych. Wino to Eucharystia. Jezus przez sakramenty leczy wciąż nasze rany. Samarytanin opłacił pobyt w gospodzie. Jezus zapłacił za nasze „leczenie” najwyższą cenę – na krzyżu. Gospoda jest obrazem Kościoła, do którego sam Jezus znosi kolejne ofiary grzechu. Stać się Samarytaninem znaczy stać się kimś takim jak Jezus. 

Przeczytaj także:

W pierwszym czytaniu

W drugim czytaniu

Świeckim okiem


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Świeckim okiem

Pan Jezus nawołuje nas do miłości bliźniego. Czy rzeczywiście udaje mi się to realizować w codzienności?

Miłość bliźniego – hasło powtarzające się wielokrotnie w Piśmie Świętym, rozważaniach, konferencjach może wydawać się górnolotnym określeniem, czymś osiągalnym jedynie dla wybitnie uduchowionych. A Pan Bóg mówi w pierwszym czytaniu: „Polecenie to, które Ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem”. No właśnie. Bo miłość bliźniego bierze się z prostoty serca i pokory. To spojrzenie na drugą osobę ze świadomością, że ona także jest dzieckiem Boga. To uprzejmość wobec ekspedienta w sklepie. To wysłuchanie ze współczuciem opowieści znajomego o tym, że miał trudny dzień. To cierpliwość względem rodziców, których uciążliwe zachowania zaczynam zauważać. Zagonieni, zapędzeni w myślach o problemach codzienności pomijamy całkowicie drugiego człowieka. W zatłoczonym tramwaju jesteśmy poirytowani, że ktoś obok trąca nas łokciem. W domu złośliwi i opryskliwi. Oceniający ludzi. Nie usprawiedliwiaj się jak młodzieniec. Zwolnij. Otwórz się. Kochaj. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.