03.02.2019

Przepasz biodra, wstań i mów!

Pewna myszka w czasie rozpaczliwej ucieczki przed kotem wpadła do piwnicy...

Nagle zauważyła, że pogrąża się w jakiejś dziwnej kałuży. Była to kałuża doskonałego koniaku, który wyciekł z dębowej beczułki. Myszka nieśmiało spróbowała płynu. Smak się jej spodobał. Był mocny i zdecydowany, spływał do gardła jak ogień. Gdy wypiła kałużę, wyprostowała się, zrobiła groźną minę i zawołała: „Gdzie jest kot?”. Nie ma co dywagować na temat odwagi myszki. Myszka jest myszką. Podobnie jak Jeremiasz jest młodym (ponoć miał tylko 15 lat), małomiasteczkowym (Anatot to mieścinka położona na północny-wschód od Jerozolimy), zakompleksionym (pokolenie Beniamina to potomkowie najmłodszego syna Jakuba) człowiekiem. Nie miał ani przygotowania, ani chęci do występowania w roli Bożego proroka. Powołanie przyszło jak grom z jasnego nieba albo – nawiązując do opowieści o myszce – jak upadek w kałużę w piwnicy. Ogniem okazało się działanie Boga. Ileż razy Pan Bóg z nami postępuje podobnie. Pielgrzymuje ku nam, by nas wytropić, ukazać się i objawić swą miłość. To On wybiera drogi, które nie zawsze nam się podobają. I okoliczności trudne do zrozumienia i zaakceptowania, sprzeczne z naszymi oczekiwaniami. Czasem zepchnie nas do mrocznej piwnicy, w kałużę porażki, grzechu i upokorzenia. Na dno niewoli i bezsilności – jak Izraelitów w Egipcie. Bez tego doświadczenia Boga pośród słabości nasza wiara pozostanie na zawsze infantylna i niegotowa. Wówczas otwierają się oczy, by dostrzec coś dotąd nieoczywistego: Ty uwalniasz mnie ze zła i lęku, Ty mnie dźwigasz ponad me demony, kompleksy i zmory, Ty sprawiasz, że czuję się silny i dobry.

Izraelici, gdy opuszczali Egipt, idąc za Bogiem, który ich wyzwalał, mieli biodra przepasane. Jezus też nakazał swym uczniom, by mieli przepasane biodra, czyli byli uzbrojeni w moc, przygotowani do długiej drogi. To nie koniak usuwał z ich serc zniewalający lęk, ale doświadczenie miłości potężniejszej od śmierci. Mamy tyle kotów, których się lękamy; ludzie żyją zniewoleni podobnymi obawami. Potrzebujemy proroka, który powie, że nosimy w sobie grzech, a ten nas niszczy (choć tego nie widzimy), i że wisi nad nami Boża kara (z której nie zdajemy sobie sprawy). I że Bóg nas dźwiga z kałuży upadku, czyni mocnymi i kochanymi. Jezus zmartwychwstał! Potrzebują proroków „chrześcijanie”, którzy łatwo pogodzili się z perspektywą ciągłego unikania kota. Niech przepaszą się mocą Boga i ruszą w drogę ku prawdziwej wolności. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Droga (naj)doskonalsza

Wśród chrześcijan Koryntu doszło do bolesnych podziałów.

Wśród chrześcijan Koryntu, gdzie niejeden był zauroczony nadzwyczajnymi darami, takimi jak mówienie językami, prorokowanie, rozpoznawanie duchów, doszło do bolesnych podziałów. Jedni byli tymi bardziej doskonałymi, lepiej obdarowanymi, a przez to po prostu lepszymi – takimi, co to Pana Boga chwycili za nogi i są Mu bliżsi. A ci inni to zwykli zjadacze codziennego chrześcijańskiego chleba. Do tego dochodziły i inne problemy, jak choćby obecna w wielu wspólnotach, które zakładał św. Paweł, kwestia aktualności rytualnych przepisów Starego Testamentu.

Gdy korynccy chrześcijanie wysłali do swego założyciela delegację Fortunata, Stefanasa i Achaika, by z Efezu odpowiedział na bolesne pytania i pomógł przywrócić jedność, apostoł – krok po kroku – odpowiadał na ich problemy. Wśród palących kwestii była także ta dotycząca charyzmatów, darów darmowych, danych przez Pana Boga, a przy tym jakoś nadzwyczajnych. I św. Paweł odpowiada. Są to w obecnym nowotestamentowym Pierwszym Liście do Koryntian rozdziały 12 i 14. A między nimi, w rozdziale 13, w centrum, umieszcza Apostoł Narodów przecudny poemat, który nazywa drogą jeszcze doskonalszą, to znaczy lepszą niż owe nadzwyczajne charyzmaty. Tamtych nie deprecjonuje, bo one są drogą doskonałą, ale jest droga od nich doskonalsza.

Refrenem wraca fraza: „a miłości bym nie miał”. Co by wtedy było? „Stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”, „byłbym niczym”, „nic mi nie pomoże”. A z drugiej strony warto mieć w sobie miłość, bo ona jest cierpliwa, łaskawa, nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Co więcej, tamte dary są przemijające. Charyzmaty są potrzebne i odgrywają ważną rolę tu, na ziemi, a miłość – ona jedyna – przekracza bramę doczesności, będzie trwała także w niebie, bo „miłość nigdy nie ustaje”. Tam ustaną także wiara i nadzieja. Te trzy trwają tutaj, w doczesności, a z nich największa jest miłość.

Komentatorzy Pawłowego hymnu o miłości powołują się niekiedy na osobę Matki Bożej. Ona, najbardziej obdarowana spośród ludzi, nie posiadała żadnego z owych wyjątkowych charyzmatów, ale miała miłość, ów dar i drogę najdoskonalszą. Przeszła nią, realizowała ją i w tym jest przewodniczką, a także wzorem dla każdego ucznia Jej Syna. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Wyrzucili Go z miasta

Pierwsze wystąpienie Jezusa w rodzinnym Nazarecie spotkało się ze sprzeciwem słuchaczy.

Łk 4, 21-30

Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście». A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: «Czy nie jest to syn Józefa?»

Wtedy rzekł do nich: «Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum».

I dodał: «Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman».

Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.


 

1. Pierwsze wystąpienie Jezusa w rodzinnym Nazarecie spotkało się ze sprzeciwem słuchaczy. Mimo tego że odkrywają w słowach Jezusa Bożą łaskę, to jednak natychmiast ją odrzucają. Słowa docierają jedynie do ich uszu, a nie do serca. Wygrywają wątpliwości: „Czy nie jest to syn Józefa?”. Pomyślmy w tym kontekście o nas, o naszym sprzeciwianiu się Bogu. Często nie jest to jawne wystąpienie przeciwko Niemu, Chrystusowi czy Kościołowi, ale jakiś rodzaj cichego zwątpienia, forma zakwestionowania Boga i Jego woli. Dla mieszkańców Nazaretu przeszkodą było to, że znali Jezusa z sąsiedztwa. Czy łaska Boża może działać przez sąsiada? Czy nie jest to zbyt banalne, zbyt proste, aby było prawdziwe? – tak kombinowali. A jakie wątpliwości targają moje serce? Że Kościół jest zbyt ludzki? Duchowni zbyt grzeszni, ich kazania nudne, schematyczne? Co mi przeszkadza? Co zamyka mnie na działanie Boga, który przychodzi do nas za pośrednictwem niedoskonałego Kościoła złożonego z grzeszników? Wątpliwości są sprawą naturalną, ale często podszyte są pychą. Niepostrzeżenie zaczynamy stawiać Bogu warunki i dyktować, co i jak powinien mówić, abyśmy Go słuchali. No tak, ale istotą wiary jest posłuszeństwo człowieka wobec Boga. Nie odwrotnie.

2. Zauważmy, że rzecz dzieje się w Nazarecie. Jezus mówi do swoich. Nazaret może być obrazem Kościoła. Bywa tak, że właśnie u swoich, w swojej ojczyźnie Jezus napotyka potężny opór, zwątpienie. To musi Go szczególnie boleć. Niewiara w prawdę słów Jezusa pojawia się dziś w samym Kościele. Przekaz Ewangelii usiłujemy dostosować do ducha czasu, zamykając się na Ducha Bożego. Papież Benedykt XVI diagnozował, że „sednem obecnego kryzysu Kościoła w Europie jest kryzys wiary”. I dodawał: „Jeśli nie znajdziemy na niego odpowiedzi, jeśli wiara nie odzyska żywotności, stając się głębokim przeświadczeniem i realną siłą dzięki spotkaniu z Jezusem Chrystusem, wszystkie inne reformy pozostaną nieskuteczne”.

3. Jezus, chcąc pobudzić sumienia swoich rodaków, przypomina proroków Eliasza i Elizeusza, którzy znaleźli życzliwe przyjęcie i wiarę poza granicami Izraela. Zwraca w ten sposób uwagę, że Jego misja obejmuje także narody pogańskie. Bóg Izraela nie jest Bogiem „narodowym”. Jest Bogiem, Stwórcą i Panem świata. Jest Prawdą. Jego miłość chce dotrzeć do wszystkich bez wyjątku. Warunkiem jest jednak przyjęcie tej miłości. Reakcja mieszkańców Nazaretu jest gwałtowna: wyrzucili go ze swego miasta i chcieli dokonać samosądu. Na myśl przychodzą katolickie niegdyś społeczeństwa, które dziś chcą wymazać Chrystusa ze swojej historii, kultury, życia społecznego. Imię Chrystusa przeszkadzało w konstytucji dla Europy. Usuwa się Go nawet z bożonarodzeniowych kartek.

4. Skąd bierze się ta wściekłość? Bóg ma do nas większe prawo niż my sami do siebie. Słowo przyszło do swoich, a swoi Go nie przyjęli. Świat nie chce uznać tej „niedemokratycznej” władzy Boga. Więc wszystko i wszystkich, którzy o niej przypominają, chce usunąć z miasta. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Powyższy fragment z „Hymnu o miłości” uświadamia nam, jak daleko odeszliśmy od prawidłowego określania naszych życiowych celów i priorytetów. W dobie nieustannego rozwoju technicznego złudnie przyjmujemy, że z czasem każdy problem będziemy rozwiązywać za pomocą środków materialnych. Jednocześnie zapominamy, że ogromna część naszych obecnych zmagań wynika z faktu, iż bagatelizujemy miłość i zapominamy o pielęgnowaniu jej jako najwyższej wartości. Gdy rozwój i zdobywanie wiedzy stają się priorytetem, życie zmienia się w mechaniczną pogoń za czymś, co ostatecznie nigdy nie okazuje się rozwiązaniem. Święty Paweł sugeruje nam, że w życiu należy zachować odpowiednią równowagę pomiędzy rozwijaniem samego siebie a rozwijaniem naszej zdolności do obdarowywania miłością bliźnich, ponieważ to właśnie tutaj, w miłości, leży odpowiedź na wszystkie pytania. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.