16.12.2018

Radość – bezcenny kapitał

Wznieś okrzyk radości – łatwo powiedzieć. Z czego mam się cieszyć?

Może z tobą życie obchodzi się łaskawiej? Warto byłoby sprawdzić, czy czasem nie przywykliśmy już do codziennego narzekania i biadolenia, że gdyby nam nawet przyszło do głowy wyrazić odrobinę zadowolenia, mielibyśmy poczucie czegoś nieprzyzwoitego. Tymczasem był kiedyś mnich, który gdy kogoś spotkał, wołał głośno: „Dziś jest Boże Narodzenie!”. Tamten zdziwiony reagował: „Masz źle w głowie? Przecież jest październik”. „Ależ nie – odpowiadał zakonnik – na pewno dziś jest Boże Narodzenie, bo czuję radość w sercu, że mogę cię zobaczyć”.

Radość to trudny temat. Im bardziej jesteśmy zdołowani, tym bardziej przychodzi nam ochota na rechot: kabarety, dowcipy, ironiczne riposty, złośliwość… Można sobie kpić i naśmiewać się z innych, a mimo to dławić się smutkiem i nie mieć pojęcia, co znaczy „cieszyć się i weselić z całego serca”. Nigdy nie zapomnę pani Marii, którą jako młody ksiądz odwiedzałem. Miała 105 lat. Funkcjonowała między łóżkiem a fotelem. Jej oczy, uśmiech, wyciągnięte ręce na przywitanie mówiły wszystko. „Pani Mario – żartowałem – ja do Pani przyprowadzę moją młodzież z parafii. Oni zawsze struci i nabzdyczeni. Może ich Pani zarazi radością.” Podobnie Lucia, prawie 40-letnia kobieta z Mestre. Gdy odkryła swe powołanie i zgłosiła się do klasztoru benedyktynek w Offidzie, stała się gejzerem radości. Zarażała wszystkich swym niebiańskim nastrojem ta zakochana po uszy w Chrystusie kobieta. Do jej klasztoru pielgrzymowały tabuny smutasów i tragiczek po odrobinę radosnej witaminy.

Iluż świętych było znanych z radości. Święta Teresa z Ávila tańczyła flamenco, św. Filip Neri był znany z nieprzeciętnego poczucia humoru. Garnęło się do tego „Bożego wariata” wielu młodych ludzi z Zatybrza, by zaczerpnąć nieco miłości, jaka go od środka rozsadzała. Żartował z innych, przywracając im pogodę ducha. Na wieść o tym, że św. Ignacego Loyolę trapią wizje i mroczne nastroje, natychmiast udał się do swego hiszpańskiego przyjaciela z poradą: „Ignacio, zjedz coś, a wizje zaraz ci przejdą”. Brat Albert, poza miłością do biednych i upodobaniem do długich samotnych modlitw, uwielbiał płatać innym figle. Zapytany przez swych uczniów na łożu śmierci, czy ma jakieś ostatnie życzenie, przytaknął, szepcąc im do ucha: „Papierosa”. Jego szelmowskie oczy zdradzały nieskrywaną satysfakcję, że jeszcze tym razem udało mu się bliskim zrobić kawał. Bezcennym kapitałem jest Boże świadectwo w sercu: „Odnowię cię swoją miłością, nie musisz się bać złego”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Jezus nie obiecywał swym uczniom łatwych dróg

Wliczącym zaledwie cztery rozdziały Liście do Filipian św. Paweł aż kilkanaście razy pisze o radości.

Odczuwa ją, dzieli się nią, doznaje jej, przede wszystkim do niej zachęca, a adresatów nazywa wprost: „Radości i chwało moja”. I może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że apostoł znajduje się w więzieniu, wtrącony tam z powodu głoszenia Ewangelii. I tego faktu św. Paweł nie stara się przytłumić jakąś powierzchowną wesołkowatością, pisze bowiem Filipianom wprost o swych kajdanach i doznawanym ucisku.

Gdyby szukać tego, co sprawia w chrześcijaninie, że w każdym położeniu promienieje radością, do niej wzywa i nią się dzieli, to jest to nadzieja uczestnictwa w zbawieniu dokonanym przez Pana Jezusa. J. Huby, jeden z bardziej znanych biblistów XX w., napisał: „Cycero, Owidiusz, Seneka skazani na wygnanie potrafili się tylko skarżyć na los, tymczasem radość chrześcijańska na kształt triumfalnego przypływu morskiego zalewa wszystko – nawet cesarskie więzienia”. I to właśnie na radość wskazuje Kościół w połowie Adwentu, bo czas jest coraz bliższy.

A to przeżywanie radości w Kościele wciąż ma gdzieś w tle bliskość prześladowań. Przecież dopiero co, bo w 48. numerze „Gościa Niedzielnego”, mogliśmy przeczytać konkluzję najnowszego raportu papieskiego stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie: „Co siódmy chrześcijanin jest prześladowany za wiarę. W 38 krajach te prześladowania mają charakter systematyczny i skrajny”. Baczni obserwatorzy zauważają, że nie trzeba udawać się gdzieś do krajów o dominacji religijnej innej niż chrześcijańska, bo współczesna Europa Zachodnia zachowuje dużą bierność czy wręcz ślepotę na akty prześladowania chrześcijan. Co więcej, bazując na wynikach prac ekspertów Ordo Iuris, we wrześniu tego roku portal gosc.pl informował: „W Polsce dochodzi w ostatnich latach do licznych przypadków agresji i nienawiści wobec chrześcijan oraz do różnych form ich dyskryminowania”.

Pan Jezus nie obiecywał swym uczniom dróg łatwych i przyjemnych. „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” – powiedział w Wieczerniku podczas ostatniej wieczerzy.

I ta droga cierpienia przemieszanego z radością zdumiewa i rodzi we mnie pytanie, czy i nas byłoby na to stać (pisząc ten komentarz, z drżeniem pytam o to przede wszystkim siebie), i przypomina mi się świadectwo biblisty bł. prof. Franciszka Rosłańca, który w piekle Dachau napisał: „»Ojcze, niech się dzieje Twoja wola«. – Usiłuję tę modlitwę wymawiać codziennie z głębokim przekonaniem... Jestem dumny, że mogę trochę więcej dla Niego i z Nim cierpieć”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Natura i łaska

„Co mamy czynić?”. Często zadajemy to samo pytanie.

Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: «Cóż mamy czynić?» On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech się podzieli z tym, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni».

Przyszli także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i rzekli do niego: «Nauczycielu, co mamy czynić?» On im powiedział: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co wam wyznaczono».

Pytali go też i żołnierze: «a my co mamy czynić?» On im odpowiedział: «Na nikim pieniędzy nie wymuszajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na waszym żołdzie».

Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w swych sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. on będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem. Ma on wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym».

Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.

Łk 3, 10-18


1. Człowiek nosi w sobie pragnienie czynu. Chcemy robić coś sensownego, przyzwoitego, uczciwego. W pierwszej części swojego kazania prorok znad Jordanu daje słuchaczom proste wskazówki. Wzywa do sprawiedliwości, miłosierdzia, uczciwości. Każdy według swoich możliwości i powołania powinien robić to, co do niego należy. To podstawowa zasada: żyć sprawiedliwie, oddać każdemu to, co mu się należy, ćwiczyć się wytrwale w czynieniu dobra, które jest w zasięgu ręki. Jan Chrzciciel jest tu wierny etycznej tradycji Starego Testamentu, gdzie sprawiedliwość była synonimem świętości. To etyczne nauczanie nie różni się też zasadniczo od tego, do czego wzywali wielcy filozofowie. Człowiek (inaczej niż zwierzę) pyta o etykę, czyli o dobro i zło. Jan Chrzciciel zwraca uwagę na ten moralny fundament życia bazujący na ludzkiej naturze. Ale natura to nie wszystko. Jest jeszcze łaska.

2. I o niej jest mowa w drugiej części kazania nad Jordanem. Jan głosi, że idzie mocniejszy od niego. Prorok zapowiada nadejście nowego porządku, który przekracza naturalne możliwości człowieka. „On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem”. Zauważmy odwrócenie ról. To już nie my coś zrobimy, ale On zrobi coś dla nas. Aktywność jest po stronie „Mocniejszego”. My mamy zostać ochrzczeni, czyli dosłownie zanurzeni w Duchu Świętym. A kim jest Duch Święty? Jest miłością (więzią, komunią) między Ojcem i Synem. Jest ich wzajemnym darem. Chrzest jest zanurzeniem człowieka w Bożej miłości. Ta miłość jest ogniem, który oczyszcza, przemienia, uświęca, zbawia.

3. To zanurzenie w Duchu Świętym ma związek z sądem. Chrzciciel zapowiada oddzielenie plew od pszenicy. To oddzielenie dokona się dzięki sile „wiatru” Ducha Świętego. „Przyjdź, Światłości sumień” – modlimy się do Ducha Świętego. Sumienie człowieka musi być zasilane Bożą prawdą i miłością. Bazując tylko na własnych siłach, inteligencji, wiedzy lub doświadczeniu, możemy łatwo pomylić pszenicę z plewami. Diabeł lubi mieszać nam w sumieniach. A przychodzi zwykle w przebraniu wielkiego dobroczyńcy ludzkości. Potrafi tak dobrze parodiować Boga, że łatwo mylimy Boże natchnienie z pokusą. Plewa jest lekka, a ziarno ciężkie. To daje do myślenia. Dobro ma swój ciężar. Zło ma w sobie jakąś lekkość (łatwość, banalność), którą bywamy kuszeni.

4. Świętości nie da się zbudować, bazując na samej naturze. Konieczna jest łaska, czyli DAR z nieba. Potrzebujemy zanurzenia w miłości Boga. Potrzebujemy wstrząsu znieczulonego sumienia. Potrzebujemy ognia, który wypala grzech i budzi zapał. Dobra Nowina nie jest zestawem nowych przykazań, ale to łaska Boga, która przemienia kłamców w głosicieli prawdy, cudzołożników w ludzi czystych, złodziei w darczyńców, ateistów w kontemplatorów itd. Słowem – grzeszników w świętych. Dlatego Adwent to nie tylko nasza aktywność, ale nade wszystko czekanie. I wołanie: „Panie, przyjdź! Zrób to, czego ja sam nie potrafię!”. Tam, gdzie kończą się moje możliwości, tam zaczynają się Jego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Świeckim okiem

„Kto ma dwie suknie, niech się podzieli z tym, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni”. Łk 3,10-18

To zdanie z Ewangelii św. Łukasza potrafi utknąć w pamięci, tak naprawdę nic nie trzeba do niego przypisywać. Przypominam je sobie za każdym razem, gdy na drodze spotykam kogoś ubranego w cienką kurtkę, proszącego o parę groszy na jedzenie bądź po prostu o samo jedzenie. Sytuacja z życia wzięta – podczas powrotu z zakupów zajechaliśmy do znanej restauracji typu fast food. Gdy czekaliśmy w kolejce do przyjęcia zamówienia, podszedł do nas mężczyzna, prosząc o najtańszą kanapkę, ponieważ nic nie jadł od dwóch dni. Oczywista była pomoc chociaż w ten sposób, jego uśmiech z powodu ciepłego posiłku był wystarczający. Nie rozumiem, jak widząc ludzką nędzę, można obrócić się plecami czy po prostu być na nią ślepym. Każdy z nas jest w stanie poświęcić kilka złotych na to, by kupić komuś takiemu bułkę, szynkę czy pomidora. Oddajmy innym to, co nam zbywa, spójrzmy dookoła, nie bądźmy ślepi na pomoc bliźniemu. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.