08.01.2023

Inwestytura Sługi Bożego

To określenie pochodzi ze średniowiecza. Inwestytura była aktem nadania lenna, dziedzictwa, jakie pan nadawał swemu podwładnemu, zwanemu wasalem.

Terminu „inwestytura” używa wielu biblistów, jak choćby ks. prof. Tadeusz Brzegowy, chcąc zdefiniować gatunek literacki pieśni Sługi Jahwe z Księgi Izajasza. „Pod względem formy literackiej pieśni te mają wiele wspólnego z »idealną biografią«, znaną w Egipcie… ukazującą życie publiczne, cnoty i czyny wysokich urzędników faraona. Okresem życia ważnym w biografii jest rozpiętość czasowa od inwestytury do śmierci, a więc życie publiczne bohatera. Wprowadzenie na urząd jest ważniejsze aniżeli narodziny” – napisał ks. Brzegowy. Jakie lenno nadał swemu wasalowi, Jezusowi Chrystusowi, Bóg Ojciec? Po nauczaniu ludu, połączonym z cudownymi znakami, były aresztowanie, kłamliwy proces i upokarzająca śmierć na krzyżu.

W pierwszej pieśni Sługi Jahwe czytamy orędzie tamtej inwestytury: „Oto mój Sługa, którego podtrzymuję. Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że duch mój na Nim spoczął; on przyniesie narodom Prawo”. Warto spojrzeć na wcześniejszy kontekst Księgi Izajasza, zanim padają słowa: „Oto mój Sługa”. Prorok rozprawia się tam z bałwochwalstwem. Wieści o pogańskich bożkach: „Wy jesteście niczym i wasze dzieła są niczym; obrzydliwością jest ten, kto was wybiera”, i dodaje: „Oto wszyscy oni są czczą ułudą; dzieła ich nie istnieją, posągi ich to znikomość i pustka”. W takim kontekście, jako przeciwieństwo, pojawia się stwierdzenie: „Oto mój Sługa”.

Niedziela Chrztu Pańskiego w liturgii kończy okres Bożego Narodzenia. Rozpoczyna się czas liturgicznego wspominania tej inwestytury, kiedy Bóg posłał swego Syna, aby dokonał dzieła zbawienia. Będziemy wspominali chrzest Jezusa Chrystusa, Jego nauczanie, cudowne znaki i na koniec będziemy wspominali dni, gdy On – cierpiący Sługa Jahwe z Izajaszowej czwartej pieśni – „wziął na siebie nasze choroby, dźwigał nasze cierpienia. A my myśleliśmy, że słusznie jest zraniony, uderzony przez Boga i umęczony. Lecz On został przebity za nasze przestępstwa, zgnieciony za nasze winy, spadła na Niego kara w imię naszego pokoju, a Jego ranami zostaliśmy uleczeni”. •

Namaszczony i współnamaszczeni

Dlaczego ten właśnie fragment Dziejów trafił do liturgii niedzieli Chrztu Pańskiego?

1. Jest to początek katechezy Piotra w domu Korneliusza koncentrującej się na zmartwychwstaniu. Powodem jest zapewne zdanie, które kryje aluzję do chrztu Jezusa w Jordanie: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił duchem Świętym i mocą”. W tym zdaniu słyszymy wprost o działaniu trzech Bożych Osób. Ojciec namaszcza Syna Duchem Świętym. W chwili chrztu Jezusa w Jordanie działają Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty.

2. Wyrażenie „namaszczony Duchem Świętym” jest tutaj sednem. W Starym Testamencie namaszczano przede wszystkim króla, ale także kapłanów i proroków. Bycie „pomazańcem” Bożym oznaczało misję, posłannictwo otrzymane od samego Boga. Do dziś mówimy, że ktoś robi coś z namaszczeniem, to znaczy w poczuciu misji i z zaangażowaniem. Słowo „mesjasz” oznacza dosłownie „namaszczony”. Mesjasz to inaczej pomazaniec Boży w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Jezus, rozpoczynając swoją misję, otrzymuje namaszczenie Duchem Świętym. Namaszczone zostaje Jego człowieczeństwo, bo jako Bóg jest zawsze w relacji do Ojca i Ducha. Piotr streszcza publiczną działalność Jezusa w słowach: „Przeszedł On, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła”.

3. Co to oznacza dla nas? My też zostaliśmy namaszczeni przez chrzest i bierzmowanie. Kościół jest przedłużeniem nie tylko tajemnicy wcielenia, ale także przedłużeniem namaszczenia Jezusa Duchem Świętym. Można powiedzieć, że tak jak człowieczeństwo Jezusa było narzędziem działania Ducha Świętego, tak teraz widzialna struktura Kościoła (ciało) jest narzędziem działania tego samego Ducha. My też mamy przejść przez życie, dobrze czyniąc i wyganiając z tego świata złego ducha. Jak pisze sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki: „Jest jeden Pomazaniec – Chrystus i wielu współnamaszczonych. Teraz Chrystus przelewa jak gdyby z tej swojej pełni Ducha Świętego na Kościół”. Takie ujęcie tajemnicy Kościoła kładzie akcent na fakt, że wszyscy ochrzczeni są powołani do głoszenia Ewangelii, co nie przekreśla specyfiki powołania kapłańskiego. Aby wypełnić tę misję, trzeba znać sprawę Jezusa z Nazaretu.

4. Misja Kościoła i misja każdego chrześcijanina wyraża się w trzech rodzajach służby: królewskiej, prorockiej i kapłańskiej. Bądź królem, czyli sprawuj dobrze władzę wobec tych, którzy są zawierzeni twojej miłości i mądrości. Bądź prorokiem, czyli głoś słowo Boże, nie wstydź się świadczenia o Chrystusie pod naciskiem zlaicyzowanej kultury. Bądź kapłanem, czyli składaj swoje życie w darze, zamieniaj w modlitwę swoją codzienność, twórz święte zgromadzenie liturgiczne nie jako widz, ale uczestnik misterium. Chrzest Jezusa był uroczystym zainaugurowaniem misji, którą my, ochrzczeni, mamy kontynuować jako Kościół. Przykład tej kontynuacji dał św. Piotr, nauczając w domu Korneliusza. Tego przykładu ze strony Piotra naszych czasów bardzo nam potrzeba. Każda niejednoznaczność pasterzy osłabia gorliwość pozostałych namaszczonych. •

Potrzebuję od Ciebie chrztu

Potrzebuję od Ciebie chrztu! – mówił Jan Chrzciciel do Jezusa.

Mt 3, 13-17

Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć od niego chrzest. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: «To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?»

Jezus mu odpowiedział: «Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe». Wtedy Mu ustąpił.

A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego nad Niego. A oto głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie».

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

Tymczasem kiedyś usłyszałem od pewnego ojca: „Co najbardziej niepokoi mnie w Kościele? Nędza i bylejakość. A także zepsucie i skandale sięgające samych szczytów. Po lecie 2018 roku nie chciałem ochrzcić swojego nowo narodzonego syna. Nie chciałem dawać mu w rodzinnym spadku takiego Kościoła i powierzać go duchowej zwierzchności nikczemników i idiotów”. Charles Péguy trafił kiedyś w sedno, mówiąc, że problem z chrześcijanami polega na tym, że nie wierzą już w to, w co wierzą. To jest podłoże wielu kryzysów, które trapią Kościół. Także w Polsce wielu ludzi odwraca się od Kościoła. Polscy rodzice coraz częściej uważają, że dziecko samo powinno podjąć decyzję, czy chce wstąpić do tej wspólnoty. W samym 2020 roku sakrament chrztu został udzielony około 50 tys. dzieci mniej niż w roku poprzednim.

Pamiętam doświadczenie pewnego muzyka współpracującego ze zwolennikami satanizmu przy organizacji wielkich masowych imprez typu techno party w Europie. Od nich dowiedział się, ku jakiemu celowi zmierza „rewolucja przez popkulturę” – chodzi o „przerwanie łańcucha wiary” i doprowadzenie do wyłonienia się w Europie nowego pokolenia bez chrztu świętego. Człowiek ochrzczony, nawet nieświadomy swej wiary czy ignorant, jest chroniony przed złem przez łaskę sakramentu i niezatarte znamię przynależności do Chrystusa wyryte w najgłębszej warstwie jego istnienia.

Jednym z powodów opuszczania dziś chrześcijaństwa jest to, że wydaje się ono ograniczać człowieka i psuć mu radość życia. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Jako społeczeństwo rozwijamy się jak nigdy dotąd. Potrafimy obsłużyć wiele urządzeń i uruchomić liczne programy, ale coraz mniej już potrafimy kochać i być wierni niewzruszonym zasadom postępowania. Mamy coraz lepsze środki komunikacji, a nie mamy trwałych relacji z innymi. Siedzimy przed urządzeniami łączącymi nas z całym światem, samotni i zagrożeni depresją. Nasza siła moralna nie wzrasta wraz z rozwojem wiedzy. Kościół żyje chrztem Chrystusa, dzięki któremu „otworzyły się niebiosa”, „Duch Boży zstąpił jak gołębica”, a z nieba dał się słyszeć głos: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. To największy skrót tego, co zawiera w sobie chrzest. Chrzest jest sakramentem bardzo niedocenianym, być może dlatego, że wielu z nas było ochrzczonych jako dzieci i nie zachowało żadnych wspomnień tego wydarzenia. Przyjmujemy go bardziej jako pewnik niż jako dar. W efekcie wielu rodziców zaczyna rozumieć swój chrzest dopiero wtedy, gdy są świadkami chrztu własnych dzieci albo gdy sami wyruszają w drogę w poszukiwaniu owego ukrytego źródła dostarczającego nadludzkiej mocy świętym.

Wierność Krzyżowi i Ewangelii jako „sprawdzian życia w prawdzie” oraz trzymanie się oburącz łaski Bożej – oto strategia zwyciężania zła i śmierci, po raz pierwszy zaproponowana ludziom nad brzegami Jordanu. I „choć ma swoich wieków dwadzieścia – mówił prymas o Kościele – nie zestarzał się, skleroza go nie dotknęła. Ma nadal przedziwnie potężne siły życiowe. Boża Krew krąży w jego organizmie nadprzyrodzonej Miłości”. •