24.03.2019

Poznasz, że Jestem!

Jak nisko może upaść człowiek? Tak nisko, że sam już się nie podniesie.

Egipt jest symbolem ludzkiej niewoli i upodlenia. Izraelici nie odróżniali już swej lewej ręki od prawej (Jon 4,11). Byli tak sponiewierani i uciemiężeni, że stracili rozeznanie tego, co dobre, a co złe. Obowiązywały jedynie prawa przetrwania. Czy można upaść jeszcze niżej? Mojżesz uciekł z Egiptu: ten wspaniały wódz i książę z otoczenia faraona, człowiek wybitny i znaczący nagle znalazł się w opłakanym położeniu banity bez dowodu tożsamości. Synalek na utrzymaniu teścia, stróż cudzych posiadłości nie wie, kim jest i czego szuka. Czy można upaść jeszcze niżej? Historia Mojżesza pokazuje, że nie ma takiego dołu i takiego bagna, z którego nie mógłby wyciągnąć człowieka kochający Bóg. Pierwszą odsłoną tej historii jest fakt, iż Bóg nigdy nie pozostaje obojętny na los człowieka. Nie jest Mu wszystko jedno, czy stoimy, czy upadliśmy. Jak doszło do spotkania Mojżesza z Bogiem? Pewien midrasz podaje, że Mojżesz zapuścił się z owcami w głąb pustyni w poszukiwaniu jednej owieczki, która oddaliła się od stada. To ona pociągnęła go na peryferie życia. Gdy ją znalazł pijącą ze źródła u podnóża góry Horeb, zamiast się złościć, wzruszył się głęboko: „Byłaś spragniona, dlatego szukałaś wody”. Wziął owieczkę na ramiona i przyniósł do stada. Bogu spodobała się postawa Mojżesza. To ona zbliżyła go do miejsca, w którym Bóg przebywał. On przebywa w miłosierdziu. Jest dobrym Pasterzem.

Mojżesz spotkał Boga w „niecodziennym zjawisku”, w krzewie pustynnym, który płonął, lecz się nie spalał. Ten ciernisty krzak i Boża obecność pośród raniących gałęzi pokazują, na czym polega Jego miłość. Ten sam żydowski midrasz tak sparafrazował wydarzenie spod góry Horeb. Mojżesz, pasąc owce, myślami był ciągle przy swoich braciach, okrutnie traktowanych przez Egipcjan. Co się z nimi stanie? – zadawał sobie bez przerwy pytanie. Czy wytrzymają? Czy wskutek cierpień nie zginą? Kiedy tak rozmyślał, ukazał się przed nim gorejący krzak ciernisty. „Mojżeszu – rozległ się głos Boga – czy myślisz, że zapomniałem o swoich dzieciach? Czy nie czujesz, że ich ból jest moim bólem? Popatrz, skąd ukazuje ci się Moja chwała. Z ciernistego krzaka. Z moimi dziećmi dzielę ból”. Ostatecznym spełnieniem tej opowieści będzie Chrystus na krzyżu.

Mojżesz martwił się, czy udręczeni ludzie będą w stanie rozpoznać Boga: „Gdy mnie zapytają, jakie jest Jego imię, cóż im mam powiedzieć?”. – „Tak powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was”. Bóg nie potrzebuje filozoficznych dowodów. Daje się poznać jako JESTEM. Jestem z tobą w twoim bólu, w twoim grzechu, w twojej chorobie. Na pytanie: gdzie spotkałeś Boga, wielu mi odpowiada: w szpitalu, w wypadku, gdy mój syn umierał, gdy bardzo zgrzeszyłem i wydawało mi się, że już mnie nie ma. Wtedy Bóg stanął przy mnie i dał mi znać, że JEST. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Gdy Mojżesz stawał się naszym ojcem

Święty Paweł, pisząc swój list do wspólnoty w Koryncie, doskonale wiedział, że jego odbiorcami są chrześcijanie, którzy w większości wywodzili się z pogaństwa.

Od dziecka czcili greckiego boga bogów Zeusa lub w wersji rzymskiej – Jowisza. Bali się Marsa, groźnego boga wojny. Podziwiali niebiańskie podboje prześlicznej Wenus. W domach mieli lary, posążki przodków, którym oddawali lękliwą cześć. I oto nagle usłyszeli orędzie o Jezusie Chrystusie, jedynym zbawicielu. Gdy je przyjęli i przystąpili do chrztu, stali się członkami wspólnoty, która otwierała ich na zupełnie nowe przestrzenie. Z każdym dniem i każdą ówczesną katechezą poznawali świat Starego Testamentu. Dowiadywali się o żyjących przed wiekami patriarchach. Słuchali o prorokach, którzy już przed wiekami zapowiadali przyjście na świat Zbawiciela.

Zupełnie inaczej do wspólnot uczniów Chrystusa przystawali Żydzi. Oni znali biblijne opowieści o patriarchach, wiedzieli o zapowiedziach proroków. Nosili w sobie tradycję Starego Testamentu. Gdy dla tych pierwszych Jezus był totalnym zaskoczeniem, dla drugich Chrystus Pan był spełnieniem biblijnych oczekiwań.

Ale jak pogodzić ze sobą te dwie drogi prowadzące do przyjęcia Chrystusa? To był istotny problem, któremu św. Paweł starał się sprostać. Pisząc w liście Koryntianom o okresie wędrówki Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej, apostoł zaskakuje: nazywa przywódców ludu „naszymi ojcami”. To niezwykle ważny moment. Oto przywódcy wędrujących są nie tylko ojcami Izraela, ale także ojcami chrześcijan wywodzących się z pogaństwa.

Chrześcijaństwo rodziło się jako dziedzictwo spełnienia obietnic Starego Testamentu. Stwierdzenie „nasi ojcowie” pokazuje, że dla św. Pawła świat Starego Testamentu mimo zbawczej działalności Jezusa Chrystusa zachowuje swą ważność i aktualność. On, Żyd, który odebrał wieloletnią formację w Jerozolimie w duchu faryzeizmu, przyjmując orędzie o Jezusie Chrystusie, nie odrzuca tego, co wniósł do chrześcijaństwa judaizm i cały Stary Testament.

Wówczas to było nowością i pytaniem o prawdziwość takiego stanowiska. Dziś, z perspektywy 20 wieków, wiemy, że było całkowicie prawdziwe. My, chrześcijanie, nie tylko jesteśmy tymi, którzy przyjęli orędzie o zbawieniu, jakie przyniósł Jezus Chrystus, ale wyrastamy także ze Starego Testamentu. Patriarchowie tamtych czasów są również naszymi ojcami. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Odrobina zdrowego strachu

Stary Testament zbyt naiwnie ujmował związek między czyjąś tragedią a jego życiem.

W tym czasie przyszli jacyś ludzie i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.

Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».

I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”».


1. Uważano, że Bóg już w doczesnym życiu karze człowieka za grzech (chorobą, wypadkiem, śmiercią) lub nagradza (zdrowiem, majątkiem, powodzeniem). Jezus dokonuje korekty tego myślenia, ale bynajmniej nie przekreśla tego, że Bóg za dobro wynagradza, a za zło karze. Chrystus odnosi się do dwóch tragicznych wydarzeń, które zbulwersowały Jego słuchaczy. Pierwsze to masakra dokonana przez Piłata, drugie to tragedia budowlana. Naturalnym odruchem człowieka w przypadku nieszczęścia jest szukanie winnych. Jezus nie zajmuje się jednak oskarżaniem Piłata, co zjednałoby Mu łatwo sympatię Żydów. Nie podejmuje też kwestii odpowiedzialności nadzorców budowy w Siloe. Nie zastanawia się nad grzechami ofiar. Wykorzystuje obie te tragedie do tego, aby wstrząsnąć sumieniami swoich słuchaczy. Chce skierować ich wzrok na własne serca. Przyznajmy, że wolimy raczej dywagować o podłości polityków i innych ludzi niż o swoich błędach. Mędrkowanie o tym, ile to brudu jest w świecie, w polityce, w Kościele itd., bywa świetną zasłoną dymną, która pozwala nam nie widzieć swoich grzechów. Tę zasłonę Jezus chce zerwać.

2. Dlatego wypowiada dwukrotnie mocne zdanie: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”. Czy Jezus chce nas przestraszyć? W jakimś sensie tak. Na pewno chce, żebyśmy zrozumieli wagę swoich wyborów. Chce, byśmy nie zapomnieli, że Bóg jest nie tylko miłosiernym Ojcem, ale i sprawiedliwym Sędzią. Mocno dziś w Kościele podkreśla się miłosierdzie Boże. I słusznie. Trzeba jednak uważać, by nie stworzyć obrazu Jezusa jako łagodnego rabbiego, który akceptuje wszystkich i wszystko bez zastrzeżeń. To byłaby karykatura. Miłość oznacza często mówienie twardych słów tym, których kochamy. W imię prawdy. Lekarz mówiący do pacjenta: „jeśli nie rzucisz dziś palenia, umrzesz”, jest dobrym doktorem. Straszy go? Owszem. Ale ten lęk może uratować mu życie. Kościół, który przestaje mówić ludziom „jeśli się nie nawrócicie, zginiecie”, staje się solą bez smaku, nie kocha ludzi. O ile w przypadku lekarza chodzi o życie doczesne, o tyle w przypadku Kościoła chodzi o ryzyko utraty zbawienia wiecznego. Czy jednak my jeszcze wierzymy w coś takiego jak życie wieczne, Sąd Boży, niebo, piekło?

3. Przypowieść o figowcu dobrze ukazuje relację między miłosierdziem Boga a Jego sprawiedliwością. Bóg, nasz Stwórca, oczekuje owocu. Spodziewa się czegoś po nas. I ma do tego święte prawo. Czeka cierpliwie nawet wtedy, gdy zamiast owocu rodzimy ciernie. Miłosierdzie Boga wyraża się w tym czekaniu, w powstrzymywaniu kary, w dawaniu nam kolejnej szansy, w okładaniu nawozem (sakramenty, słowo Boże, sumienie, inni ludzie, wydarzenia – wszystko, co pomaga w nawróceniu). Ale miłosierdzie nie przekreśla sprawiedliwości. Jeśli człowiek mówi „nie” dobremu Bogu, wtedy skazuje siebie na śmierć. „W przyszłości możesz go wyciąć”. To ostrzeżenie może budzić strach. I bardzo dobrze. Lepiej bowiem, by człowiek nawrócił się do Boga, chociażby ze strachu przed piekłem, niż żeby przegrał wieczność. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Świeckim okiem

„JESTEM, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na wieki”. Wj 3,13-15

Wygląda to mało poważnie. Kto umawia się w krzakach czy też na pastwisku, między owcami i baranami? A właśnie takie miejsca na spotkania wybierał i nadal wybiera Bóg. Gorejący krzak Mojżesza i Grota Betlejemska mają ze sobą ścisły związek, którego sens najpełniej oddaje Golgota, czyli kolejne uprzywilejowane przez Boga miejsce. Można wysnuć wniosek, że dla Boga każde miejsce jest dobre na spotkanie. Pamiętamy, że apostołowie, zwłaszcza Piotr, po mocnych przeżyciach na górze Tabor, kiedy waga wydarzenia przekraczała ich możliwości poznawcze, pragnęli natychmiast postawić trzy namioty – dzisiaj pewnie powiedzielibyśmy o kapliczkach czy kościołach. Tymczasem Jezus, wbrew ich oczekiwaniom, zabiera ich z powrotem w doliny. Bóg nie chce i nie pozwala, by Go zdefiniowano, to znaczy od początku do końca opisano. Dlatego Jego imię jest czasownikiem, wyrażają je formy czasownika „być”. Brzmi: Jestem. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.