17.02.2019

Czym jest szczęście?

Jezusowe błogosławieństwa i odpowiadające im „biada” ukazują drogę do szczęścia.

Jezus zszedł z Dwunastoma na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu.

On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:

«Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.

Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom».


1. Słowa Jezusa wywracają do góry nogami naszą „naturalną” wizję szczęścia. Kluczem jest uznanie, że poza Bogiem nic nie da mi szczęścia. Człowiek ubogi to człowiek wolny od przywiązania do czegokolwiek na tym świecie. Nie pragnący niczego bardziej niż samego Boga. Święty Ignacy uczył o tzw. indyferencji, czyli świętej obojętności wobec wszystkiego, co nie jest Bogiem. „Tak więc chodzi o to, byśmy ze swojej strony nie pragnęli bardziej zdrowia niż choroby, bogactwa niż ubóstwa, szacunku niż pogardy, życia długiego niż krótkiego; i – co za tym idzie – byśmy spośród wszystkich pozostałych rzeczy pragnęli tylko tego i to tylko wybierali, co nas bardziej prowadzi do celu, dla którego zostaliśmy stworzeni”. A tym celem jest oddawanie chwały Bogu, miłowanie wszystkiego w Bogu i ze względu na Boga.

2. „Błogosławieni jesteście, ubodzy”. Temu błogosławieństwu odpowiada: „biada wam, bogaczom”. Czy posiadanie rzeczy jest czymś złym? Nie w tym rzecz. Problem polega na tym, że dobrobyt, bogactwo dla wielu ludzi stają się celem, który przesłania wszystko, a zwłaszcza Boga. Gonitwa za pieniędzmi nie daje szczęścia. Zawsze będzie ich mało. Ubodzy to ludzie wolni od żądzy posiadania, od niezdrowego przywiązania do dóbr materialnych. Ubodzy potrafią błogosławić Boga i dziękować Mu w każdym, nawet najtrudniejszym położeniu. Jak Maryja w Magnificat powtarzają, że Bóg jest tym, który „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia”.

3. „Błogosławieni, którzy teraz głodujecie”. I równoległe ostrzeżenie: „biada wam, którzy teraz jesteście syci”. Jest w tym coś paradoksalnego, bo przecież szczęście kojarzy się z zaspokojeniem głodu ciała i duszy. Jedzenie, picie, seks – to wartości, które pochodzą od Boga. Chodzi jednak o to, aby nie uczynić z nich bożka. By nie uwięzić swojej pasji szczęścia w pogoni za zmysłowymi doznaniami. By nie wpaść w samonakręcający się schemat uzależnienia, które domaga się coraz większej dawki doznań. By nie szukać zaspokojenia głodu nieskończoności w rzeczach skończonych.

4. „Błogosławieni, którzy teraz płaczecie”. Czy Bóg zabrania nam śmiechu, żartu, zwykłych codziennych radości? Absolutnie nie. To normalne, że nie chcemy być smutni i poszukujemy pozytywnych emocji. Rzecz w tym, że i w tej dziedzinie trzeba zachować wolność. Emocjonalny komfort, na który dziś tak bardzo kładzie się akcent, nie jest tym samym co szczęście. Człowiek łatwo uzależnia się od emocjonalnej satysfakcji i wciąż oczekuje jej więcej. Życie nie polega jednak na tym, aby zawsze czuć się komfortowo i kolekcjonować doznania. Czy łzy, czyli zdolność do przyjęcia cierpienia, nie są znakiem tego, że naprawdę kochamy?

5. Błogosławieństwa są portretem Ukrzyżowanego. Na krzyżu sam Jezus był ubogi, głodny, smutny, odrzucony przez swoich. I wtedy stał się największym błogosławieństwem dla świata.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Nasze trudne miłości

Pewien sędziwy proboszcz chciał żartobliwie zaczepić małą dziewczynkę i zapytał: „Lubisz mnie?”.

Ta odpowiedziała: „Sam się lub!”. Oto przykład wielu naszych porażek na polu uczuciowości. Pragniemy mieć innych na własność, a jednocześnie nie chcemy paść ofiarą niczyjej zaborczości. Skąd ten głód drugiego i jednocześnie obawa przed nim? Czemu nasze życie – gdy chodzi o relacje – wciąż balansuje między błogosławieństwem i przekleństwem? Dlaczego zasługują one najczęściej na diagnozę Dostojewskiego: oni tak się kochają, jakby się nienawidzili?

Człowiek ma swoje korzenie istnienia, które muszą być zanurzone w miłości Boga. Tak jak zanurzeni w miłości Boga byli Adam i Ewa w raju. Przeżywali każde wydarzenie życia i wzajemną relację, czując się kochanymi przez Stwórcę. Stąd czerpali życiodajną siłę. Ale w ich życie wmieszał się wąż, który wciągnął w dialog Ewę i powoli przekonywał ją do ogłoszenia deklaracji niepodległości względem Stwórcy. Kiedy diabłu udało się zatruć Ewę, a potem jej męża Adama podejrzliwą insynuacją, że Bóg ich nie kocha i że ich okłamuje, ludzie, popełniając grzech, odcięli sobie życiodajny kanał Bożej miłości. Doświadczyli wewnętrznej pustki, śmierci swojego „ja”, które bez miłości umiera. Odtąd muszą szukać życia wszędzie. Chcą się zrealizować po swojemu. Jak głodne pijawki przysysają się do siebie nawzajem.

Odcięci od życiodajnej gleby, jaką jest Bóg, szukamy siebie samych w naszych związkach z innymi osobami. Mój mąż ma mnie kochać tak, jak ja chcę. Moja żona ma mnie rozumieć i spełniać natychmiast wszystkie moje potrzeby. Moje dzieci mają rozwijać się na moją modłę i realizować moje projekty, zaspokajać moją ambicję i potrzebę wdzięczności. Człowiek szuka człowieka, aby pod pozorem, że chodzi o miłość, móc wyssać z tamtego co się da. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że ten drugi ma dokładnie tę samą potrzebę. I frustracja gotowa. Człowiek nie zdoła usatysfakcjonować w pełni sobą drugiego. Nie potrafi go zbawić. Dwoje egoistów, mimo najlepszych intencji, nie zapewni sobie raju. Dlatego potrzeba Chrystusa z Jego mocą zwycięstwa nad grzechem. Zwyciężony grzech to uleczona krwawiąca w nas rana, odbudowana życiodajna więź z Bogiem, który wypełniając nas na powrót miłością, sprawia, że mamy punkt oparcia, by naprawdę zacząć drugiego kochać, dać mu się, stracić dlań życie. Tylko kochany może kochać. Drugiemu da oparcie ten tylko, kto sam je wcześniej odnalazł dla siebie. Dlatego potrzeba, by Chrystus wszedł na nowo w nasze relacje małżeńskie, rodzicielskie, synowskie i wszelkie inne, uzdrawiając je i opierając na mocnej, osobistej relacji ze Sobą. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Dzieci swojej epoki

Mieszkańcy Koryntu, którzy usłyszeli i przyjęli Pawłowe orędzie o Chrystusie Zbawicielu oraz przystąpili do chrztu, nie byli w stanie zaakceptować całej prawdy o zmartwychwstaniu.

I to do nich założyciel korynckiej wspólnoty kieruje pytanie: „Jeżeli głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania?”. Ta prawda – jeśli spojrzymy na ówczesny kontekst kulturowy – była wyjątkowo trudna do zaakceptowania. Dobrze ilustruje to wizyta św. Pawła w Atenach. Tam apostoł uczył o „nieznanym Bogu”. I był słuchany przez przedstawicieli intelektualnych elit do momentu, gdy powiedział o zmartwychwstaniu. „Gdy usłyszeli o zmartwychwstaniu, jedni się wyśmiewali, a inni powiedzieli »Posłuchamy cię o tym innym razem«”.

Nie inaczej było w przekonaniach ówczesnego starożytnego Bliskiego Wschodu, a także w kręgu kultury greckiej i rzymskiej. Wierzono co prawda w życie po śmierci, ale było to mroczne bytowanie w „krainie cienia śmierci”, Szeolu, jak to miejsce nazywał Stary Testament. Żadnego szczęścia i radości oraz żadnej nagrody za prawe życie. W czasach św. Pawła w kręgu kultury śródziemnomorskiej i na Bliskim Wschodzie modne były kulty misteryjne, które oferowały swym adeptom na drodze tajemnych praktyk dla wtajemniczonych pośmiertne szczęście, ale jedynie dla duszy. Myśl o szczęściu po śmierci także dla ciała była totalnie obca, śmieszna, a do tego po prostu bluźniercza.

W ten kulturowo-religijny kontekst z orędziem stającym w poprzek ówczesnym przekonaniom staje św. Paweł, który z prawdy o zmartwychwstaniu, a więc pośmiertnym szczęściu dla ciała i dla duszy, czyni centrum swego nauczania. Głosi to, czego osobiście doświadczył. Pod Damaszkiem, gdy był zagorzałym przeciwnikiem uczniów Chrystusa, ujrzał Zmartwychwstałego. To doświadczenie było dla niego czymś realnym, co całkowicie odmieniło jego życie. I oto w swym wywodzie Apostoł Narodów z nagła odmienia perspektywę. Pyta, co by się stało, gdyby Chrystus nie zmartwychwstał. „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara” i w konsekwencji „jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania”. Te tezy jakoś można przeformatować w stwierdzenia jak najbardziej osobiste – jego, św. Pawła, i moje: jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest moja wiara i w konsekwencji jestem bardziej od wszystkich ludzi godzien politowania. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Świeckim okiem

"Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją" (Jr 17, 5-8).

Każdy z nas potrzebuje bliskich osób, bo gdy pojawia się problem, możemy liczyć na wsparcie. W szczęśliwej chwili mamy z kim podzielić się radością, a gdy zaznajemy niesprawiedliwości, wiemy, że jest ktoś, kto stanie po naszej stronie. Co gdy my chcemy ofiarować komuś całego siebie, a w zamian otrzymujemy odrzucenie i pęknięte serce? Brak akceptacji, poczucia przynależności i wzgardzenie naszymi uczuciami to trudne doświadczenia i nie każdy potrafi sobie z nimi poradzić. Z pomocą przychodzi wtedy Bóg, ofiarując swoją bezwarunkową miłość. Bo Jemu można zaufać. On nigdy nie wzgardzi naszymi uczuciami. Nawet jeśli zbłądzimy i będziemy siebie lub innego człowieka stawiać wyżej niż Pana, pozwoli nam wrócić. Jednak każde takie doświadczenie może umocnić nas w wierze. Bóg zapewnia nas, że każde cierpienie tylko wzmacnia w drodze do wieczności. Lecz błogosławiony będzie ten, kto nie odwraca się od Jezusa Chrystusa i dojrzewa w Jego chwale. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.