W Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu (Ef 2,22).
Od Soboru Watykańskiego II słyszymy nieustannie o „rosnącej roli świeckich”. Kolejne synody, papieskie dokumenty, kongresy, pełne obietnic homilie, publiczne deklaracje – mówią o świeckich, którzy „powinni” brać współodpowiedzialność za Kościół. Dobrze, że te wszystkie dokumenty powstają, dobrze, że padają te wszystkie deklaracje. Pytanie, dlaczego to ciągle wymaga tak uroczystych deklaracji, skoro już co najmniej od Listu do Efezjan sprawa powinna być zupełnie jasna: „Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus”.
Fundament jest jasny, ale z jakiegoś powodu do dziś, mimo tylu dokumentów, deklaracji, synodów i porywających homilii – w praktyce życia Kościoła wierni świeccy (to, zresztą, dość nieszczęśliwe określenie w sytuacji, gdy Biblia nazywa nas wszystkich, ochrzczonych, świętymi) to ciągle jacyś klienci, a w najlepszym wypadku wykonawcy, powtarzający „poprawne kościelnie” przekazy, a nie ci, którzy wznoszą ten Kościół „we wspólnym budowaniu”. A jeśli wznoszą, to najpierw też coś swojego wnoszą. Dlaczego proste rzeczy zawsze okazują się najtrudniejsze…