Zachęcam was (…) abyście postępowali w sposób godny powołania, (…) znosząc siebie nawzajem w miłości. (Ef 4, 1-2)
Nasi ojcowie nie znoszą zazwyczaj szpinaku, do jedzenia którego zmuszano ich w przedszkolach zaraz po wojnie. Ich rodzice nie znosili bigbitu, którym katowali ich synowie za młodu. Są tacy, którzy nie znoszą siebie nawzajem, więc i na wszelkie możliwe sposoby siebie unikają: żadnych wspólnych imienin czy prywatek. Ja na przykład nie znoszę upału i w tym przypadku to „nie znosić” oznacza naprawdę skrajny przykład nielubienia. „Nie znosić” może oznaczać wiele, a nieznośna córeczka niekoniecznie męczy aż tak bardzo jak nieznośny sąsiad. No cóż… kiedy święty Paweł w dzisiejszym czytaniu poucza wspólnotę, by jej członkowie „znosili siebie nawzajem”, postępuje bardzo mądrze. Wie, że w szarej codzienności tzw. „wysokie C” i wielkie słowa o skakaniu za sobą w ogień nie za bardzo się sprawdzą. „Kochać” zazwyczaj oznacza „znosić” i robić to na dodatek w cierpliwości. Bliźni jest naszym bratem / siostrą, ale i – często – przyczyną utrapienia. Tworzenie wspólnoty wymaga znoszenia ludzkich przywar pozostałych jej członków, a i podchodzenia do swoich własnych z wyrozumiałą mądrością. Bo i z sobą samym czasami niełatwo jest wytrzymać. Może dzięki tej świadomości łatwiej nam będzie wyobrazić sobie, jak ciężko czasami mają z nami inni?