I drzewo migdałowe zakwitnie, i ociężała stanie się szarańcza, i pękać będą kapary; bo człowiek zdążać będzie do swego wiecznego domu. (Koh 12,5)
Wszystko jest marnością. Wysiłek fizyczny i intelektualny. Nabyte rzeczy i nabyta wiedza. Bite przed kimś pokłony i wyklikane lajki na fejsie. „Marność nad marnościami – powiada Kohelet”. Powiada i zdobywa naszą uwagę, którą jednak szybko mu wypowiadamy, jak umowę zawierającą błędy. Nie tego spodziewalibyśmy się po mędrcu. I tak rodzi się smutek. Bo ostatecznie wszystko zmierza ku śmierci.
Smutek ma szanse zniknąć, dość paradoksalnie, przy kolejnej lekturze Koheleta. I kolejnej, i kolejnej... Aż zbudzi się głębsza refleksja: jak sensownie przeżyć życie, jak go nie zmarnować, mimo że marne. I wreszcie, jak uwierzyć, że człowiek wcale nie zmierza do śmierci, a – co podkreślone zostaje w dzisiejszym czytaniu – zmierza do swego wiecznego domu.
Mówi się, że życie potrafi zaskakiwać. Kohelet ubierze to w metafory: drzewo migdałowe zakwitnie... pękać będą kapary... Z całej tej marności wypływa mądrość. Patrząc na aktualny odcinek mojego życia, warto pamiętać, że to odcinek, a nie cała droga.