Nowy numer 17/2024 Archiwum

Ewangelia z komentarzem na każdy dzień

« » Styczeń 2022
N P W Ś C P S
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 1 2 3 4 5

Niedziela 30 stycznia 2022

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

|

GN 4/2022 Otwarte

Przeklęte Anatot

Skąd wzięło się Anatot i co ono oznacza? By zrozumieć, trzeba wrócić do czasów niemal 400 lat wcześniejszych niż dni działalności Jeremiasza w VII w. przed Chr. Był to okres, gdy król Saul ścigał Dawida, chcąc go zabić. Dawid znalazł się w Nob, gdzie było najważniejsze izraelskie sanktuarium. Tam kapłan Achimelek udzielił mu schronienia. Za ten gest pomocy Saul się zemścił – zabił wszystkich kapłanów w Nob. Ocalał jedynie Abiatar, syn Achimeleka. Gdy po śmierci Saula w bitwie z Filistynami Dawid został w Izraelu królem, mianował Abiatara najwyższym kapłanem. Ale Abiatar popełnił polityczny błąd – poparł Adoniasza, który rywalizował o władzę z Salomonem. Gdy więc Salomon został władcą, pozbawił arcykapłana urzędu i skazał na wygnanie do Anatot, miejscowości, z której widać było Jerozolimę i świątynię. Abiatar każdego dnia widział miejsce, w którym składano ofiary, ale nie miał wstępu do niego. Jego potomkowie, kapłani z Anatot, dziedziczyli ten zakaz. I tak oto u początku Księgi Jeremiasza czytamy skromną wzmiankę, która niesie tak bolesną treść dla kapłana Jeremiasza. Był ustanowiony prorokiem dla narodów, ale nie mógł jako kapłan uczestniczyć w składaniu ofiar. Co więcej, prorocką posługę, która trwała około 40 lat, pełnił Jeremiasz w Jerozolimie, także w świątyni i jej sąsiedztwie. Zakaz musiał być zatem bardzo dotkliwy, jednak wiernie pełnił swą posługę.

Czytany dziś fragment Ewangelii przenosi nas do Nazaretu, rodzinnego miasta Jezusa. On także, choć bez konotacji związanych z Jeremiaszem, staje się dla swych słuchaczy twierdzą, kolumną i murem, znakiem sprzeciwu i celem wrogości. •

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 4/2022 Otwarte

Ogień miłości

Skoro rodzina opiera się na ekonomii, uznającej własność prywatną i wypływające z niej prawo dziedziczenia, a także na dominacji męża nad żoną, ponieważ to on otrzymuje kopertę z wynagrodzeniem od pracodawcy, jeśli zlikwiduje się zasadę dziedziczenia i da się kobietom równe prawa z mężczyznami, wnet pozbędziemy się rodziny. A co z miłością? Jak twierdziła radziecka propagandystka Aleksandra Kołłontaj, miłość jest szklanką wody, którą się pije, aby zaspokoić pragnienie. Pijesz wodę i zapominasz o szklance, a zatem cieszysz się przyjemnością, nie zwracając uwagi na osobę. W zgodzie z sowieckim kodeksem rodzinnym małżonkowie mogą się rozwieść w każdej chwili. Widać, skąd się wzięła inspiracja dla współczesnego podejścia do miłości.

Tymczasem prawdziwa miłość przyszła do nas z nieba. Narodziła się na wzgórzu zwanym Kalwarią, w piątek zwany dziś Wielkim. Był to ogień, który zapłonął w pewnym Człowieku ukrzyżowanym za grzechy świata, a jego szczyt miał miejsce w dniu zesłania Ducha Świętego, i pokazał się w postaci płonących języków, a potem przyjął postać męczeństwa, mistycyzmu, działalności misjonarskiej i apostolatu. Ludzie byli tak pochłonięci pasją miłości, że opuszczali domy, aby głosić Dobrą Nowinę. Przez pokolenia ta pochodnia była przekazywana i miliony tak bardzo kochały swego Pana, że żadne pochlebstwa na ziemi nie mogły zmusić ich do odwrócenia się od tego, co sprawiało, że wszelkie rzeczy na ziemi wydawały się próżne. Powodowała, że niektórzy chcieli oddać wszystko Boskiemu Ukochanemu. W ten sposób narodził się ślub ubóstwa. Inspirowała młodych, aby oddać wszystko Bogu, a ponieważ to, co najlepsze, nie jest w ciele, ale w duszy, narodził się ślub czystości. Nakłaniała też do wyrzekania się własnej woli, aby utożsamić się z wolą Tego, którego pokochali. Tak narodził się ślub posłuszeństwa. To rodzaj ognia i miłości, których nam brakuje we wszelkiej miłości.

Tymczasem prawdziwa miłość przyszła do nas z nieba. Narodziła się na wzgórzu zwanym Kalwarią, w piątek zwany dziś Wielkim. Był to ogień, który zapłonął w pewnym Człowieku ukrzyżowanym za grzechy świata, a jego szczyt miał miejsce w dniu zesłania Ducha Świętego, i pokazał się w postaci płonących języków, a potem przyjął postać męczeństwa, mistycyzmu, działalności misjonarskiej i apostolatu. Ludzie byli tak pochłonięci pasją miłości, że opuszczali domy, aby głosić Dobrą Nowinę. Przez pokolenia ta pochodnia była przekazywana i miliony tak bardzo kochały swego Pana, że żadne pochlebstwa na ziemi nie mogły zmusić ich do odwrócenia się od tego, co sprawiało, że wszelkie rzeczy na ziemi wydawały się próżne. Powodowała, że niektórzy chcieli oddać wszystko Boskiemu Ukochanemu. W ten sposób narodził się ślub ubóstwa. Inspirowała młodych, aby oddać wszystko Bogu, a ponieważ to, co najlepsze, nie jest w ciele, ale w duszy, narodził się ślub czystości. Nakłaniała też do wyrzekania się własnej woli, aby utożsamić się z wolą Tego, którego pokochali. Tak narodził się ślub posłuszeństwa. To rodzaj ognia i miłości, których nam brakuje we wszelkiej miłości. Ognia i miłości szuka współczesna młodzież. Chce też wierzyć, że istnieje zło na świecie i że człowiek winien je zwalczać. Lecz zarówno kapitaliści, jak i komuniści przekonali ją, że jedyne zło jest w porządku pieniądza. Młodzi uwierzyli zatem, że można pogodzić pasję społecznej sprawiedliwości z kompletnym brakiem zainteresowania własną prawością. Mają sumienie czułe, by naprawiać zło innych, ale nie mają żadnej siły, by naprawić własne. Dzieje się jak w przypowieści o pustym domu. Wypędzamy diabła z naszych głów i domów, lecz skoro miłość w nich nie mieszka, siedem innych demonów, gorszych od poprzedniego, przybywa, aby je zasiedlić. Człowiek nie może żyć bez Wielkiej Miłości, w przeciwnym wypadku da się pochłonąć tandecie i podróbkom. •

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 4/2022 Otwarte

Odwaga proroka

Łk 4, 21-30

Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście». A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: «Czy nie jest to syn Józefa?»

Wtedy rzekł do nich: «Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum».

I dodał: «Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman».

Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.

Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl

1. Tak jasna deklaracja wywołała konsternację wśród słuchaczy. Pojawiają się najpierw podziw, a potem wątpliwości, w końcu gniew i odrzucenie. Dlaczego Jezus nie próbował uspokoić czy udobruchać swoich sąsiadów? Opowieścią o prorokach Eliaszu i Elizeuszu, którzy pomogli obcym, dolał oliwy do ognia. Dlaczego? Bo przyszedł ogień rzucić na ziemię. Przyszedł, aby dać świadectwo prawdzie. I gotów był zapłacić za tę prawdę najwyższą cenę. Zauważmy, że groźba śmierci zawisła nad Jezusem już od pierwszej chwili nauczania w Nazarecie. Będzie Mu towarzyszyła aż po Wielki Piątek.

2. Scena konfliktu w rodzinnym mieście mówi nam coś ważnego o samym Jezusie i o naturze Jego misji. Często dziś akcentujemy, że był prorokiem miłości, czułości, miłosierdzia. Tak, to prawda, ale nie cała. W hymnie o miłości, który dzisiaj słyszymy w drugim czytaniu, pojawia się stwierdzenie, że miłość współweseli się z prawdą (1 Kor 13,6). Miłość, którą głosi Jezus, ma swoją prawdę, swój logos, sens. „Miłość i prawda – pisze Benedykt XVI – są dwoma imionami tej samej rzeczywistości, są dwoma imionami Boga”. Prorok nie może być człowiekiem zabiegającym o popularność, nie może unikać konfliktów czy rozłamów kosztem prawdy. Mieszkańcy Nazaretu nie rozpoznali w Jezusie Mesjasza, nie uwierzyli, że w Nim Bóg mógł się objawić. Pozostali przy swoich uprzedzeniach, kompleksach, wizjach. I rozminęli się z miłością Bożą i prawdą Bożą, którą mieli na wyciągnięcie ręki. Co gorsza, byli gotowi usunąć tę miłość i prawdę. Coś podobnego dzieje się ze współczesnymi apostatami. Ci, którzy porzucili wiarę, reagują nieraz agresją na wszelką próbę przypomnienia im o Bogu, o Chrystusie, o Kościele. Widać to było wyraźnie podczas Bożego Narodzenia. Od lat powtarza się w tym świątecznym czasie próba strącenia Jezusa w otchłań niepamięci.

3. Patrząc na Jezusa w Nazarecie, dowiadujemy się czegoś ważnego o odwadze proroka. Jakże bardzo brakuje jej we współczesnym Kościele! Pasterze unikają trudnych tematów doktrynalnych w imię pokoju z myślącymi inaczej, w imię miłosierdzia dla grzeszników. A jednak przemilczanie prawdy powoduje zamęt, zatruwa myślenie we wnętrzu Kościoła. Dlaczego kościoły stają się puste? Bo „wydaje się, że nie opłaca się dziś być w Kościele, ponieważ właściwie jest on niepotrzebny, ponieważ wydaje się, że on sam nie traktuje poważnie swojej najgłębszej podstawy istnienia: obecności Objawienia Bożego w wierze” – diagnozuje Benedykt XVI. Pasterz musi być człowiekiem pokoju, ale też musi być gotowy na konflikt, gdy chodzi o prawdziwe dobro.

Zapisane na później

Pobieranie listy