Nowy numer 17/2024 Archiwum

Ewangelia z komentarzem na każdy dzień

Niedziela 17 maja 2020

Czytania »

ks. Zbigniew Niemirski

|

GN 20/2020

Zmienił bieg Kościoła

Kształtowania się doktryny i etyki życia codziennego uczniów Chrystusa nie ułatwiały zewnętrzne okoliczności. Codzienności tych, którzy chcieli żyć w braterskiej miłości oraz trwać „na łamaniu chleba”, opór stawiali zarówno Żydzi, jak i poganie. Krótka „wiosna Kościoła”, którą zapowiadało pierwsze summarium – podsumowanie – nowotestamentowej księgi Dziejów Apostolskich, gdy bracia żyli we wzajemnej miłości, a inni patrzyli na to z podziwem, zakończyła się szybko.

Po tym optymistycznym summarium, opowiadającym o pokojowej codzienności uczniów Pana Jezusa, przychodzi w Dziejach Apostolskich narracja o wyborze diakonów. Wśród nich był Szczepan, który krótko potem został ukamienowany za swą wierność Chrystusowi, ale także Filip, bohater dzisiejszego czytania.

Filip nie przybył do Samarii ot, tak czy nawet z planem ewangelizowania. On był uchodźcą z Jerozolimy. Tak sytuację po ukamienowaniu Szczepana opisuje autor Dziejów Apostolskich: „Wybuchło wówczas wielkie prześladowanie w Kościele jerozolimskim. Wszyscy, z wyjątkiem Apostołów, rozproszyli się po okolicach Judei i Samarii. Szczepana zaś pochowali ludzie pobożni z wielkim żalem. A Szaweł niszczył Kościół, wchodząc do domów, porywał mężczyzn i kobiety i wtrącał do więzienia”.

Pokojowa codzienność uczniów Chrystusa stała się czymś niemożliwym do realizacji. W pierwotnej wspólnocie dochodzi do rozproszenia. Zdaje się, że prześladowanie dotknęło przede wszystkim hellenistów, Żydów, którzy posługiwali się językiem greckim, a którzy uznali w Chrystusie Mesjasza i Zbawiciela. A pierwsi diakoni wywodzili się z hellenistów.

I tak to Filip znalazł się w Samarii. Ale tam nie zamierzał wieść żywota uciekiniera. „Głosił im Chrystusa. Tłumy słuchały z uwagą i skupieniem słów Filipa, ponieważ widziały znaki, które czynił”. Pan Bóg znów pokazał, że to On jest Panem dziejów. Uciekinier nie został złamany, stał się narzędziem w dziele ewangelizacji. Kościół, zamiast zostać zniszczony, wyszedł z misją ewangelizacyjną poza Jerozolimę. I odtąd będzie rozszerzał się aż po krańce ziemi. Tym krańcem w Dziejach Apostolskich będzie Rzym. Na ten kraniec dotrze już nie Filip, ale znów za Bożym zrządzeniem ktoś, kto o tym nawet nie pomyślał – Szaweł, który „niszczył Kościół”, a który jako Paweł stał się apostołem narodów. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 20/2020

Obrona chrześcijanina

Święty Piotr podsuwa fundamentalne rozwiązanie: noś w sercu szacunek do Chrystusa jako Najświętszego Pana. Intymna więź z Tym, który umarł za twoje grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwego, da ci siłę, której w takiej sytuacji będziesz potrzebował. Nie zawsze za wspaniałomyślność spotka nas uznanie i nie każda miłość może liczyć na wzajemność. Czasem czynione dobro obudzi zazdrość, wrogość, oczernianie. Łatwo wówczas zgorzknieć i ulec zniechęceniu. Zawsze bądźcie gotowi bronić waszej nadziei, mówi apostoł, o ile znajdą się ludzie zainteresowani tym, co macie do powiedzenia. Czasem słowa i argumenty nie wystarczą. Musi przemówić życie. W II wieku po Chr. pisał Tertulian, że siłą pociągającą ludzi do wiary i przesłania Ewangelii było zdumienie nad chrześcijańskim sposobem życia: „Patrzcie, jak oni się kochają!”. Amerykański historyk Rodney Stark zastanawiał się, jakim cudem kilkutysięczna grupa pierwszych wyznawców Jezusa z Jerozolimy w ciągu kilku dziesięcioleci przeobraziła się w miliony wiernych rozsianych po całym Imperium Rzymskim. Znalazł odpowiedź. Gdy nadciągały nieszczęścia, klęski żywiołowe, epidemie i kataklizmy, poganie zamykali się w swych domach, a ich kapłani zaprzestawali kultu, tymczasem chrześcijanie szli do chorych, poturbowanych i zarażonych, wnosząc w ich życie nieznany rodzaj miłości.

Czasem ta miłość okazywała się skrajnie trudna i bolesna. Wymowny jest przykład egipskiego pustelnika Makarego. Pewna kobieta, mieszkająca niedaleko jego domku, na skutek gwałtu zaszła w ciążę. Nie chcąc wskazać właściwego sprawcy, całą odpowiedzialność zrzuciła na świętego mnicha. Ludzie rzucili się na Makarego, zaczęli go bić, a rodzina zażądała, by poślubił zhańbioną dziewczynę. Makary uznał, że jest w tym ukryta wola Boża. Skoro ta kobieta obciąża winą ciebie – pomyślał – czas porzucić spokojne życie zakonne. Idź do pracy, by zarobić na nią i dziecko. Stracił uregulowane życie i dobrą reputację. Z pokorą przyjął oszczerstwo ze wszystkimi jego konsekwencjami. Nie bronił się ani nie obwiniał dziewczyny. Poród był wyjątkowo trudny, wręcz dramatyczny. I wtedy kobieta w udręce wyznała, czego się dopuściła. „Ten święty człowiek z miłością odpowiedział na wszystko, co mu wyrządziłam. Nie tylko zaakceptował oszczerstwo, ale i podjął się utrzymania mnie i dziecka”. Dla wszystkich stało się jasne: tak postępuje Chrystus, którego Makary nosił w sobie. Kiedy będą cię pytać, dlaczego się nie wściekasz, kiedy cię inni źle traktują; skoro wszyscy kłamią, czemu nie robisz tego samego; tyle przeszedłeś, skąd zatem bierze się twoja pogoda ducha – wiedz, że warto było nosić w sercu Chrystusa jako Pana i Świętego. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 20/2020

Bez Boga jesteśmy sierotami

1. Pierwszy warunek, który postawił mu Pan, brzmiał: „zachowuj przykazania”. Kto chce odnaleźć pełne życie, ten musi zacząć od drogi wyznaczonej przez przykazania. Dziś mocno w Kościele szerzy się inne podejście do kwestii przykazań, które można by ująć tak: „Jeśli miłujecie Boga, to nie przejmujcie się za bardzo przykazaniami, bo miłość jest najważniejsza”. Niektórzy teologowie stworzyli teorię tzw. opcji fundamentalnej. Powiada ona, że najważniejsza jest podstawowa decyzja człowieka za Bogiem lub przeciw Niemu. I rzekomo o naszym wiecznym losie rozstrzyga ta decyzja, a nie poszczególne ludzkie czyny. Przy takim założeniu wiara przestaje praktycznie wpływać na kształt życia, na codzienne wybory. Wiara staje się ogólną deklaracją, za którą nie idzie życie albo idzie tylko w takiej mierze, w jakiej mi to odpowiada. Jan Paweł II odrzucił tę teorię (encyklika „Veritatis splendor”). I przypomniał, że nasz wybór Boga wyraża się w konkretnych czynach moralnych. Kto łamie przykazania, mówi Bogu swoje „nie”. Kto zachowuje przykazania, ten mówi Bogu swoje „tak”.

2. Św. Augustyn pyta: „Czy to miłość sprawia, że przestrzegamy przykazań, czy też raczej ich przestrzeganie rodzi miłość?”. I odpowiada: „Któż może mieć wątpliwości, że to miłość poprzedza zachowywanie przykazań? Kto bowiem nie miłuje, pozbawiony jest motywacji dla ich przestrzegania”. Czyli jest tak: „Kocham Cię, Boże, dlatego podążam drogą, którą mi pokazujesz, idę za prawdą, którą jesteś”. Legalizm, czyli „mechaniczne”, „zimne” zachowywanie przykazań nie rodzi miłości. Przykładem tego jest starszy brat syna marnotrawnego, który deklaruje: „Ojcze, nigdy nie przekroczyłem twego nakazu”, a jednocześnie jest pełen złości na brata i wściekłości na ojca. Jest niewolnikiem, nie synem. Nie widzi obdarowania, widzi tylko obowiązki.

3. Dlatego potrzebujemy Parakleta, czyli Ducha Świętego. Jezus doskonale wie, że jesteśmy słabi. Bez Boga jesteśmy sierotami. Także w tym sensie, że niewiele potrafimy zrobić sami. Młodzieniec odszedł zasmucony, gdy Jezus zaprosił go do zostawienia bogactwa i pójścia na całość, za Nim. Dlatego potrzebujemy Pocieszyciela. „Człowiek nie potrafi o własnych siłach naśladować i przeżywać miłości Chrystusa. Staje się zdolny do takiej miłości jedynie mocą udzielonego mu daru. (…) Darem Chrystusa jest Jego Duch, którego pierwszy »owoc« to miłość” (JP2). Dzięki Duchowi Prawdy przykazania nie jawią się nam już tylko jako nakaz, wymaganie, twarde prawo. Duch Święty rozlewa w nas miłość Boga, a dzięki tej miłości potrafimy pójść za Prawdą, którą On przed nami odkrywa. Bóg najpierw nas obdarowuje. Obdarowuje sobą! Jeśli ktoś „odpakuje” ten dar, czyli pozwoli Duchowi Świętemu działać w sobie, wtedy wszelkie moralne wymagania miłości stają się lekkim brzemieniem, słodkim jarzmem. Dar i zadanie – przenikają się. Ale dar poprzedza zadanie. Gdy nie widzi się daru, zadanie staje się czymś, co nas przerasta.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Zapisane na później

Pobieranie listy