Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Ewangelia z komentarzem na każdy dzień

Niedziela 9 lutego 2020

Czytania »

Zbigniew Niemirski

|

GN 06/2020

Twoje i wasze światło

„Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś?” – pyta lud Boga i słyszy: „W dzień waszego postu wy znajdujecie sobie zajęcie i uciskacie wszystkich waszych robotników. Otóż pościcie wśród waśni i sporów i wśród bicia niegodziwą pięścią”. I wtedy pojawia się pouczenie, jak powinien wyglądać post prawdziwy, czyli wstrzemięźliwość w jakości pokarmów połączona z aktami miłości bliźniego: „Dziel swój chleb z głodnym, do domu wprowadź biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwracaj się od współziomków”.

Po tym pouczeniu o poście prorok dwukrotnie używa słowa „wtedy”. By zrozumieć je głębiej, trzeba przypomnieć historyczny kontekst działalności proroka. Czytany fragment pochodzi z ostatniej części Księgi Izajasza. Została napisana po roku 538 przed Chr., a więc po powrocie Izraelitów z niewoli babilońskiej, przez bezimiennego proroka, który zachwycony był dawnym Izajaszem i chciał być z nim utożsamiony. To już tzw. Trzeci Izajasz, bo Drugi, także bezimienny, działał w okresie niewoli. Za czasów Drugiego Izajasza spodziewano się triumfalnego powrotu z niewoli i świetlanej przyszłości narodu. Ale gdy niewola się zakończyła, oczekiwana pomyślność nie nadeszła, nawet odbudowana świątynia była skromniejsza od tej, którą zbudował król Salomon, a którą zniszczyli Babilończycy. I stąd Trzeci Izajasz zdaje się tłumaczyć, czemu tak jest. Otóż naród nie dokonał pełnego nawrócenia, jego pobożność była często powierzchowna, ograniczała się do zewnętrznych praktyk, a serce ludu zostawało daleko od Pana Boga. Owe „wtedy” stają się momentem zmiany i w efekcie spełnienia obietnic. Gdy naród wybrany dokona pełnego nawrócenia, „zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzeknie: »Oto jestem!«” oraz „twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem”.

Tamte dawne pouczenia nie utraciły nic ze swej aktualności. Tamten post, prawdziwy post, powinien i dziś łączyć praktyki ascetyczne z miłością bliźniego. Podobnie aktualne są słowa Pana Jezusa w dzisiejszej Ewangelii (fragment Kazania na Górze), wypowiedziane zaraz po Ośmiu Błogosławieństwach. „Solą ziemi” i „światłem świata” byli nie tylko tamci słuchacze, ale są nimi także uczniowie Pana Jezusa z każdego pokolenia i narodu. Zbawiciel również domaga się połączenia tego, co zewnętrzne, z tym, co jest w sercu, woli, rozumie i co w efekcie owocuje uczynkami miłości. „Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”. To sprawi, że świadkowie, widzący takie światło płynące z uczynków, staną się wyznawcami prawdziwego Pana Boga.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 06/2020

Tylko Chrystus, tylko ukrzyżowany!

Takiego Boga poznajemy dzięki Chrystusowi. On jest Kimś, kto kocha z całą pasją właściwą prawdziwej miłości. Tę miłość zobaczyliśmy w krzyżu Chrystusa: jest to miłość, która kocha, nie odbierając nikomu wolności. Nawet więcej: biorąc na siebie skutki zdradzonej ludzkiej wolności. To miłość, która ściąga na siebie wszystkie plugastwa, akty przemocy, kłamstwa i hipokryzje ludzi; która daje się ukrzyżować w miejsce przestępcy. Odpłaca dobrem za złe, przebacza grzesznikowi, niczego nie wymagając. By podźwignąć człowieka, ofiarował siebie.

Ludzie w różny sposób wyobrażają sobie Pana Boga. Bóg „po grecku” to ktoś, kto porusza świat i przyciąga wszystko ku sobie. Lecz może być jedynie kochany i podziwiany, sam nie kocha. Bóg deistów to ktoś, kto po stworzeniu świata wycofał się w niedostępną wieczność i nie przejawia żadnego zainteresowania ludzkimi sprawami. Tymczasem apostoł rozwiewa wszelkie wątpliwości: nie przychodzę, by „błyszczeć słowem i mądrością” i by „uwodzić was przekonywaniem”. Staję przed wami „w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem”, ponieważ „postanowiłem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego”.

Mamy wielu kaznodziejów, profesjonalistów od wywierania wpływu i robienia wrażenia, lwów salonowych i telewizyjne bestie. Najczęściej takich szukają marzyciele sukcesu na rzecz Pana Boga. Opowiadano mi o trudach ewangelizowania w zsekularyzowanych dzielnicach europejskich osiedli, zamieszkanych przez postnowoczesnych pogan i emigrantów. Tam wyruszają na misję, wraz z odważnymi kapłanami, rodziny z dziećmi. Nie odnoszą sukcesów, nie zdobywają tłumów. Pewnego razu zaproszono na spotkanie kilkunastu mieszkańców podwiedeńskiego blokowiska. Swoje świadectwo zaczęła opowiadać kobieta. Zupełnie jej nie szło. Po niej podjął próbę jej mąż. Nie dał sobie rady z tremą. W końcu podniósł się ksiądz i „uratował sytuację”. Palnął przepisową konferencję. Na koniec ktoś ze słuchaczy wstał i podziękował tamtej małżeńskiej parze. „Chociaż niczego nam nie powiedzieliście – rzekł – to jednak przekazaliście nam wiele. Zobaczyliśmy, że dla tego waszego Jezusa, którego głosicie, jesteście gotowi stracić twarz i wyjść na głupków. To nas najbardziej przekonuje”. Być może właśnie dlatego w wielu tradycyjnych kościołach naprzeciw ambony wieszano wyrazisty krucyfiks. By nigdy nie stracić sprzed oczu Tego, którego winniśmy przepowiadać – Chrystusa ukrzyżowanego!•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Czytania »

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 06/2020

Sól bez soli

1. Mamy być solą, czyli ludźmi o określonej tożsamości. Sól ma charakterystyczny smak i właściwości. Jest zaprzeczeniem tego, co mdłe, nijakie, miałkie, bez smaku. Sól nadaje smak i konserwuje, czyli chroni przed zepsuciem. W starożytności sól była traktowana jak środek leczniczy. Była też symbolem przymierza i wierności, dlatego np. dawano ją do spróbowania młodej parze, a wspólnym spożywaniem chleba i soli potwierdzano sojusze. Sól nazywano białym złotem, ponieważ była tak cenna, że traktowano ją jako środek płatniczy. Stąd wzięły się powiedzenia: „słony rachunek” lub „coś słono kosztuje”. Jako chrześcijanie mamy konserwować, czyli nie gonić za postępem, ale strzec wiernie niezmiennych prawd i zasad przekazanych przez Boga. Chronić świat przed zepsuciem. Mamy nadawać Chrystusowy smak ziemi, na której żyjemy. Jezus jest skałą, która została „zmielona” na krzyżu. Na tej skale zbudowany jest Kościół. Z tej skały powstaje sól, którą chrześcijanie mają solić świat.

2. „Wy jesteście światłem świata”. To jeszcze jeden obraz, który mówi o misji Kościoła wobec świata. „Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”. Naszym celem nie jest to, aby ludzie nas chwalili, lecz by chwalili Boga. To ważne, aby widzieć jasno cel bycia Kościołem. Nasze dobre uczynki, czyli miłość bliźniego, mają być znakiem miłości Boga. Kościół nie może zatrzymać się na dobroczynności, ale ma prowadzić ludzi do Najwyższej Miłości, czyli do Boga, którego oblicze ukazał Jezus.

3. Zastanawiające jest to, że tuż po słowach o soli ziemi Pan daje ostrzeżenie: „Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić?”. Jezus zapewne wiedział, że będziemy mieli problem z zachowaniem smaku soli. Po co komu sól, która nie jest słona? Po co komu chrześcijanie, którzy nie niosą w sobie smaku Chrystusa? Po co komu Kościół, który rozpływa się w świecie i zamiast zmieniać świat wedle miary i pełni Chrystusa, zmienia siebie według kryteriów nowoczesności czy postępu? „Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”. Czyż prawdy tych słów nie potwierdza upadek tych wspólnot chrześcijańskich, które „pobłogosławiły” rozwody, aborcję, homoseksualizm?

3. Dlaczego ewangeliczna sól traci czasem smak w Kościele? Może dlatego, że Kościół musi być także solą w oku. A to nie jest sytuacja komfortowa. Bycie solą oznacza często sprzeciw wobec światowych mód. Oznacza nazywanie po imieniu grzechu, stawianie wymagań, przypominanie o nadchodzącym sądzie Bożym, wzywanie do nawrócenia. Silną pokusą dla współczesnych chrześcijan jest chrześcijaństwo w wersji soft, czyli takie, które nie rozróżnia jasno dobra i zła w imię „tolerancyjnej” moralności, które nie tworzy podziałów i koncentruje się na praktycznej, dobroczynnej działalności, żeby wykazać, że Kościół może się na coś jeszcze przydać. Zostaje etykietka z napisem „sól”. A w środku zamiast soli – słodzik niskokaloryczny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Zapisane na później

Pobieranie listy