Siedem błędów głównych

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 42/2011

publikacja 20.10.2011 00:15

O partiach politycznych myślimy wyłącznie źle, jak gdyby demokracja była możliwa bez ich rywalizacji w walce o władzę.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

W zgodzie z demokratycznymi standardami znacząca część Polaków nagrodziła 9 października 2011 r. nieudolność – pozostawiła polityków PO i Donalda Tuska przy władzy. Akceptuję demokratyczne reguły gry, ale ta decyzja nie jest dla mnie w pełni zrozumiała. Przejawów nieudolności PO jest bowiem wiele, od pozorowanego ratowania szczecińskiej stoczni przez nieistniejącego katarskiego inwestora, tuż przed wyborami do europarlamentu, po pozorowaną walkę z korupcją komisji hazardowej, której przewodniczący M. Sekuła narzucał standardy pracy kompromitujące polski parlamentaryzm. Ograniczenie nauczania historii w liceach i uparte trwanie przy błędzie przymusowej edukacji dla 6-latków, dramatyczne przyspieszenie komercjalizacji służby zdrowia, równie drogie jak wolne budowanie autostrad i stadionów, oraz bierne czekanie na cud gospodarczy, który wyciągnie nas z kryzysu finansowego, to przykłady złego rządzenia. Jednak najbardziej tragicznym symbolem nieudolności rządu jest dokonana na oczach całego świata rejterada z odgrywania jakiejkolwiek roli w polityce zagranicznej. W relacjach z Rosją ta rejterada jest po katastrofie smoleńskiej wręcz upokarzająca. Takim rządom Polacy powiedzieli tak! Pytanie, dlaczego tak się stało, jest być może najważniejszym pytaniem o przyszłość Polski. Mam wrażenie, że odpowiedź na pytanie, dlaczego Polacy okazali się w 2011 r. tak bezradni wobec własnej, trudnej sytuacji, wymaga głębszej refleksji niż tylko ta, że zadecydowało jedno niezbyt mądre zdanie J. Kaczyńskiego o Angeli Merkel. Przyczyny tej bezradności dostrzegam w schematycznym myśleniu o polskim państwie, demokracji i polityce. Błędów w myśleniu dostrzegam tu 7. Pierwszy polega na traktowaniu własnego państwa jak „zła koniecznego”. W ciągu ponad 200 lat dane nam było mieć to państwo tylko dwa razy po 20 lat. Zachowujemy się jak dzieci, które sądzą, że niezależnie do tego, czy pozostaną narodową wspólnotą szanującą swoją tożsamość, czy też nie, państwo i polskość będą im dane. Mogą więc sobie z niego drwić do woli. Drugi błąd to traktowanie fundamentów naszej wspólnoty, a więc chrześcijaństwa, ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, trwałości rodziny, macierzyństwa i ojcostwa tak, jak gdyby były zestawem kościelnych nakazów, a nie propozycją cywilizacyjną skierowaną do wszystkich ludzi, niezależnie od tego, czy wierzą, czy nie wierzą w Boga.

Trzeci polega na lekceważącym stosunku do demokracji, o której najwyraźniej sądzimy, że została nam dana raz na zawsze i nie musimy o jej kondycję zabiegać, podejmując czasami ryzyko utraty osobistych korzyści i życiowej wygody. Czwarty błąd główny to traktowanie polityki jak kabaretu, a polityków jak mizdrzących się do rozbawionej publiczności aktorów. O partiach politycznych myślimy wyłącznie źle, jak gdyby demokracja i wolności obywatelskie były możliwe bez ich rywalizacji w walce o władzę. Zdajemy się nie odróżniać programów politycznych od spotów i reklamówek, a wiarygodności i kompetencji polityków od ich wzrostu, urody i garniturów. Piąty błąd to naiwna wiara w slogany o państwie minimum i „niewidzialnej ręce rynku”, rozwiązującej wszystkie problemy, mimo iż praktyka państw, na których opinii tak bardzo nam zależy i od których oczekujemy miliardów euro, pokazuje, że oni swoje państwo, naród i politykę gospodarczą traktują bardzo, ale to bardzo poważnie. Szóstym błędem jest dramatyczny brak szacunku dla samych siebie. Nie przeszkadza nam obrażanie ludzi wierzących, starszych, mieszkających na wsi i nieposiadających habilitacji z politologii. Mało tego, pozwalamy rozlicznym manipulatorom rozbudzać w nas upiory pogardy i nienawiści. Siódmy błąd to szczególny rodzaj tolerancji wobec kłamstwa, korupcji czy nierówności społecznych, co sprawia, że nasza pseudotolerancyjna obojętność wzmacnia silnych i uprzywilejowanych, a niszczy uczciwych i ciężko pracujących współobywateli. Nie usprawiedliwia nas trauma, która zaczęła się 10 kwietnia 2010 r., a która nadal trwa, bo sposób prowadzenia śledztwa przez Rosjan tylko ją wzmacnia. Ukrywamy też poczucie wstydu za tych polskich polityków, prokuratorów i wojskowych specjalistów, którzy sugerują, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie jest, ale to nie powód, by kierować agresję i wrogość pod adresem współrodaków, tak jakby oni byli temu winni. Czytam książkę pt. „Papież musiał zginąć. Wyjaśnienia Ali Agcy”, opracowaną przez A. Grajewskiego, która uczy pokory wobec międzynarodowej polityki silnych państw. Warto pamiętać, że bułgarskie tropy śledztwa nie doprowadziły nawet w tamtych czasach do bezpośrednich zleceniodawców zamachu na Jana Pawła II. Pierwsze, ważne zeznania Ali Agcy rozmyły się w jego późniejszych zaprzeczeniach, najprawdopodobniej pod wpływem presji. Wątek sowiecki procesu został zlekceważony. Nauka, jaka z tego płynie, jest bezlitosna – musimy radzić sobie samodzielnie. Ale nie jesteśmy skazani na traumę, bezsilność i pogardę wobec siebie nawzajem. To tylko ważna próba dla naszej narodowej i politycznej wspólnoty. Musimy jej sprostać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.