Dwa punkty widzenia

ks. Tomasz Horak

|

GN 40/2011

Sprawa różnych punktów widzenia ma wiele wariantów, odmian, mutacji. Na przykład punkt widzenia polityka (zwykle zamożnego) i punkt widzenia samotnej matki (zwykle ledwo wiążącej koniec z końcem).

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Sprawa różnych punktów widzenia ma wiele wariantów, odmian, mutacji. Na przykład punkt widzenia polityka (zwykle zamożnego) i punkt widzenia samotnej matki (zwykle ledwo wiążącej koniec z końcem).
Dwa. Tak jak dwa felietony na tej stronie. Punkt widzenia Agaty trochę wyżej, mój niżej. Choć wtedy było odwrotnie. Byłem na Biskupiej Kopie (891 m n.p.m.). Ona niżej, bo w Warszawie. Siedząc na granicznym słupku, zadzwoniłem do niej. Miałem dla Agaty kilka ciepłych słów po jednym z jej felietonów. Odebrała. W tle usłyszałem gwar dziecięcych głosów. Dziecięce okrzyki nie spłoszyły wiewiórki buszującej w gałęziach drzewa. „Odbieram dzieci z przedszkola. Moje i cudze. Marysia! Ania, Juliusz!”. Potem jakieś szuranie, chwila przerwy, usiłujemy rozmawiać. To znaczy ja usiłuję, mając świadomość nietaktu. Agata usiłuje wyłapać dzieci. Jeszcze dwa zdania, połączenie się urwało. Szkoda, że nie nagrywałem rozmowy. A może dobrze? Bo w ferworze przedszkolnej łapanki padło i mocniejsze słówko. Przyzwoite, bez obaw, ale mocniejsze. Wysłałem SMS-a: „Życzę siły i pogody ducha, Tomasz”. Za kwadrans odpowiedź: „Wzajemnie”. Jeszcze wiosną podpowiedziałem Naczelnemu, że dobrze by było na jednej stronie dać dwa felietony pisane z różnego punktu widzenia. Zatem kobieta w uzupełnieniu do mnie. Po drugie – młoda, bom stary. I właściwie tyle. Gdy następnego wieczoru na wyświetlaczu telefonu zobaczyłem „Agata”, ucieszyłem się. Będzie więc ten inny punkt widzenia. Młoda matka, mąż, praca, duże miasto – czy to nie wystarczy, by spojrzenie padało na inne sprawy? By cieszyły inne radości? By bolały inne miejsca w życiu? Wiedziałem o tej inności. Ale... Pani Agato! Po dzisiejszym telefonie zrobiło mi się głupio. Ja tu mam wolne popołudnie, pojechałem sobie w góry (choć to tylko kwadrans samochodem), otulony ciszą lasu, oczarowany rozległym widokiem, zauroczony wiewióreczką. A Pani tam usiłuje ujarzmić gromadkę dzieci rozbieganych jak żywe srebro. Dlatego już nie „Agata”, ale „Pani Agata”. Bo tak się należy trudzącej się wokół dzieci kobiecie i matce. Także, gdy jest młodszą koleżanką z pracy. Sprawa tych różnych punktów widzenia ma wiele wariantów, odmian, mutacji. Na przykład punkt widzenia polityka (zwykle zamożnego) i punkt widzenia samotnej matki (zwykle ledwo wiążącej koniec z końcem). Albo punkt widzenia mieszkańca miasta, nawet niewielkiego, i punkt widzenia człowieka z małego przysiółka zagubionego wśród gór czy jezior. Czy też punkt widzenia człowieka młodego i zdrowego i punkt widzenia schorowanego emeryta. W dobry czas zadzwoniłem do Pani Agaty, pewnie natchnął mnie Anioł Stróż, bym uświadomił sobie na nowo to, o czym niby wiedziałem. Ilu ludzi jeszcze tego nie wie wcale?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.