Oszlifowana

Agata Puścikowska

|

GN 40/2011

publikacja 06.10.2011 00:15

O powrocie do śpiewania, dojrzewaniu do zwyczajnej miłości i poszukiwaniu Boga z Moniką Kuszyńską rozmawia Agata Puścikowska.

Oszlifowana Monika Kuszyńska – ur. 1980 w Łodzi. Wokalistka zespołu Farenhait, a od 2001 r. Varius Manx. Debiutowała albumem „Eta”. Rok później wraz z Variusem Monika pojechała na Festiwal Krajów Nadbałtyckich, gdzie zdobyła grand prix za utwór „Moje Eldorado”. W maju 2006 r., podczas podróży na koncert, miała poważny wypadek samochodowy. Do chwili obecnej porusza się na wózku. W 2010 r. powróciła na scenę. W 2011 r. wyszła za mąż za saksofonistę Kubę Raczyńskiego JAKUB SZYMCZUK/GN

Agata Puścikowska: Jesteśmy na festynie dla osób niepełnosprawnych. Zaraz wchodzi Pani na scenę, żeby zaśpiewać dla publiczności, która – tak jak Pani – wiele przeszła. To z poczucia misji: „śpiewam, żeby pomóc, dać świadectwo”?

Monika Kuszyńska: – Śpiewam, bo to moja pasja. Robię to, co robiłam wcześniej. Ale ponieważ moje życie, ze względu na wypadek, zmieniło się – obecnie śpiewam również dla osób niepełnosprawnych. Jeśli moja postawa komuś pomoże, pozwoli uwierzyć w siebie, to świetnie. Dostaję sporo ciepłych listów, w których osoby niepełnosprawne dziękują. I piszą, że z perspektywy wózka trudno jest uwierzyć, że tak naprawdę nic nas nie ogranicza...

Wózek chyba jednak ogranicza. Udogodnienia dla niepełnosprawnych to w Polsce nadal temat wyboisty...

– To prawda. Ale z tego rodzaju utrudnieniami jestem w stanie sobie poradzić. Jeśli nie sama, to przecież wokół mnie są ludzie. Gorzej z utrudnieniami, które tkwią głęboko we mnie. Jeśli je pokonam, naprawdę mogę wiele zyskać. Myślę też, że moja postawa jest potrzebna nie tylko niepełnosprawnym, ale i zdrowym. Jestem trochę jak ogniwo łączące dwa światy: pełnosprawnych, w którym żyłam tak długo, i niepełnosprawnych, który poznaję od kilku lat. Te światy są, niestety, daleko od siebie.

Boją się siebie?

– Niepełnosprawni boją się zranienia. A pełnosprawni często boją się, bo są przesądni. To przedziwne, ale boją się, że się zarażą! Ale tym bardziej trzeba wychodzić z „kagankiem oświaty”. Ostatecznie jeśli nigdy w życiu nie poznało się nikogo na wózku, to może wywoływać to strach. Czasem jest też tak, że ktoś boi się podejść, porozmawiać, z przesadnej jakiejś delikatności. Żeby nie urazić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.