Radość i zaduma

ks. Tomasz Horak

|

GN 37/2011

W Europie materialnie o świątynie dbamy. Ale są one potrzebne coraz mniejszej liczbie ludzi…

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Zaprosił mnie zaprzyjaźniony proboszcz z czeskiej już strony, zaprosił w imieniu stowarzyszenia miłośników tej górskiej krainy. Okazja podobna jak przed rokiem – to znaczy, że coś się dzieje. Odbudowany został mały kościółek we Františkově. Przysiółek niewielki, ale przed 120 laty ktoś ofiarował kawałek gruntu, fundusze zebrano, kościółek wystawiono. Minęła pierwsza światowa wojna, już nie było Austro-Węgier. Ludzie byli ci sami. W niedziele bywała Msza, w maju schodzili się na maryjne nabożeństwo. Tak było do końca drugiej wojny. A potem wysiedlono wszystkich. Bo to już była inna Czechosłowacja. Komunistyczna i antyniemiecka. Kościółek nowym mieszkańcom był niepotrzebny, a nowa władza spokojnie czekała, aż się zawali. Dach runął, w środku wyrosło drzewo, krzyż z wieży trafił na złom (ktoś go tam przezornie schował). Kościółek był katolicki – tak jak niegdyś cała okolica. Zresztą – cząstka dawnego księstwa biskupów wrocławskich.

No i poświęciliśmy ten odbudowany kościółek. Jakaś setka ludzi była. Wszystko działo się trójjęzycznie: po czesku, niemiecku i po polsku. Dobrze czuję się w takim zestawie. Chwilami służyłem jako tłumacz. Ale jeszcze inna troistość (a może i więcej nad to?) miała tam miejsce. Większość stanowili katolicy. Odbudowy dokonali adwentyści, było kilku luteran. No i pewnie jakaś cząstka ateistów czy agnostyków. To jest owa radość w tytule felietonu. Radość z powodu wzniesienia się ponad podziały. Uroczystości przewodniczył adwentysta. Katolicki ksiądz dokonał poświęcenia (po czesku), luterański diakon czytał Ewangelię (po niemiecku), drugi ksiądz (czyli ja) czytał po czesku prośby, a zebrani odpowiadali na nie trójjęzycznym pomrukiem.

Co by nie mówić – w takich momentach rodzi się Kościół coraz bardziej zjednoczony. A tytułowa zaduma? No bo po obiedzie w niedalekiej restauracji wszyscy rozjechali się w swoją stronę. Miejscowych było niewielu. Cieszy oko i serce widok odbudowanego kościółka. Ale komu on tam, w prawie opuszczonej osadzie, będzie potrzebny? Dla turystów atrakcja niewielka – a i tak ich tu niewielu. Dawni mieszkańcy niedługo przestaną z Niemiec przyjeżdżać – bo są już wiekowi. Jak długo aktywne będzie stowarzyszenie? A są to pytania nie tylko o ten kościółek. To są pytania o przyszłość Kościoła, szerzej – o przyszłość sfery religijnej w zmieniającej się Europie. Materialnie o świątynie – od bazylik po małe kościółki na odludziu – dbamy. Ale tak po prawdzie są one potrzebne coraz mniejszej liczbie ludzi. Smutna więc ta zaduma

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.