Ukryta opcja niemiecka

Marek Jurek

|

GN 32/2011

publikacja 11.08.2011 00:15

Pamiętajmy PRL: nieobecni mieli rację!

Marek Jurek Marek Jurek

Na początek pragnę Czytelników uspokoić. To nie będzie o Ruchu Autonomii Śląska. Miałem zresztą w Katowicach, na spotkaniu w klubie „Marchołt”, nadzwyczaj ciekawą rozmowę z młodym autonomistą. Bardzo elegancki (w stroju i słowach) dyskutant zapytał, dlaczego uczestniczyłem w apelu do Ślązaków, by deklarowali się jako Polacy. Odpowiedziałem, że dlatego, że bardzo lubię Górny Śląsk, ziemię w kraju ciągle mało znaną, lubię i Katowice, i Pszczynę, i „Sól ziemi czarnej” (autorowi też to mówiłem), i „Skazanego na bluesa”. A skoro niektórzy chcą, by Ślązacy nie deklarowali się jako Polacy – ludzie o moich poglądach powinni przekonywać, że warto być Ślązakiem i Polakiem. Bo jestem również przekonany, że tylko w Polsce może żyć kultura śląska. To ostatnie stwierdzenie miało oczywiście prowokować, zaraz więc sam zapytałem: czy są w Niemczech Ślązacy? O tym, że są tam Niemcy śląscy i Polacy pozbawieni praw mniejszości wiemy wszyscy. Ale czy w Niemczech oprócz Niemców-Ślązaków i Polaków--Ślązaków są jeszcze Ślązacy--Ślązacy? Czy ludzie, którzy wyjeżdżali z Polski w latach 70. lub 80. ub. wieku – powołali tam (skoro „wybrali wolność”) śląskie stowarzyszenia? gazety? może (ze Ślązakami, którzy byli tam już wcześniej) działającą i mówiącą „po śląsku” partię polityczną? Może rzeczywiście czegoś nie wiem, ale mój rozmówca też nie wiedział i nie zaprzeczył, że w Niemczech nic o Ślązakach nie słychać. Pozostałem więc z przekonaniem, że nie tylko śląska kultura, ale nawet (!) idea narodowości śląskiej może istnieć tylko w Polsce.

A teraz chcę coś napisać o naprawdę ukrytej opcji niemieckiej, wyznawanej również przez tych, którzy ją tropią u innych. Moje pokolenie miało swoich mistrzów. Przede wszystkim bł. Jana Pawła II, który uczył nas, że „każdy ma swoje Westerplatte”, a wcześniej (jeszcze w Krakowie) zapewniał, że historia nie może płynąć przeciw prądowi ludzkich sumień. To był również Aleksander Sołżenicyn, przekonany, że świat zmienią rewolucje moralne jednostek, które postanowią „żyć bez kłamstwa”. Także Herbert i – krytykujący początkowo Herberta – poeci Nowej Fali. Mówili o sumieniu – rzeczy najbardziej indywidualnej, ale wskazującej na prawo moralne – rzecz najbardziej powszechną. Sumienie jest siłą w człowieku, która potrafi „przymuszać”, choć ten „przymus” w istocie wyzwala: od strachu, od chciwości, od konformizmu. To dlatego Jadwiga Staniszkis po latach napisze, że właśnie w Polsce (ale i w innych krajach Europy Środkowej) przetrwała kultura oparta na realistycznej filozofii Świętego Tomasza; kultura, w której mogła rozwinąć się klasyczna, republikańska koncepcja państwa. Ten tomizm był „realizmem” nie tylko z nazwy. Gdybyśmy nie wierzyli w siłę więzi i opinii społecznej – jako naród nie przeżylibyśmy komunizmu. Widzieliśmy, jak wygląda prąd sumień: najpierw wstaje jeden, potem drugi, potem – w sierpniu ’80 – upada bariera strachu i wstają „wszyscy”. Ale aby podnieśli się „wszyscy”, musi być pierwszy, drugi, trzeci. Każdy osobno, bo – żeby zachować pełen realizm – muszą wstawać bez żadnej gwarancji, że podniesie się ktoś jeszcze. Choć jednak brak gwarancji – to jedyna droga. Opinia publiczna, wola narodu, budzą się tylko dzięki decyzjom poszczególnych jednostek.

W miejsce tamtej optymistycznej łacińskiej filozofii – dziś pojawiła się nowa nauka polityki i jej nowi ponurzy mistrzowie. Carl Schmitt, który uczył Niemców, że gdzie nie ma władzy – rodzi się chaos. Władza stanowi prawo; ani prawo moralne, ani opinia publiczna – bez władzy nie mają żadnej siły. Dlatego w polityce ważny jest nie (z natury częściowy) wpływ na decyzje państwa, ale walka o pełnię władzy. Stąd gdy nadchodzą wybory – coraz częściej słychać prawdziwie wagnerowskie tony: będzie to walka o wszystko, bo po tych wyborach Polski już może nie być. Nauki drugiego mistrza, wielkiego Clausewitza, jeszcze potęgują grozę. Według niego, wszystkim konfliktom na świecie zawsze winni byli słabsi. Dlaczego słabsi? Bo gdyby się podporządkowali – konfliktów by nie było. Siła uczyniłaby pokój. Stąd gdy dziś mowa o jedności – chodzi o podporządkowanie, nie o solidarność. Racje nie istnieją bez siły. Nawet opinia katolicka musi podporządkować swe najbardziej uniwersalne racje jednej z wyborczych armii i jej „jedności przekazu”.

My jednak, którzy widzieliśmy siłę bezsilnych – widzimy też banalność fascynacji siłą. Dziś Benedykt XVI wzywa nas do oporu wobec „dyktatury relatywizmu”. Ta dyktatura, jak każda – żąda posłuszeństwa. Jej logice podporządkowują się – deklamując o realizmie – dominujące siły polityczne. Gdy w czasie polskiej prezydencji wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ogłosiła, że obrona życia nienarodzonych jest sprzeczna z wartościami integracji europejskiej – zamilkły razem rząd i opozycja. Jednocześnie te wielkie partie, tak starannie wystrzegające się konfliktów z dyktaturą relatywizmu, wmawiają społeczeństwu, że bez ich pieniędzy oraz pozycji w sondażach i mediach – nikt żadnego poparcia społecznego zbudować nie może. A – jak z pogardą dla wszelkiego nonkonformizmu powtarzają – „nieobecni nie mają racji”. Jednak my dobrze pamiętamy ten slogan. I pamiętać go warto, tak jak Amerykanie powtarzają – remember the Alamo! My też możemy powiedzieć – pamiętajmy PRL: nieobecni mieli rację! I w końcu wygrali. I tylko o nich dziś warto pamiętać.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.