Modlitwoholicy. Gdzie są?

Franciszek Kucharczak

|

GN 29/2011

publikacja 21.07.2011 00:15

Myśl wyrachowana: Kto nie odczyta życiowego scenariusza na kolanach, ten go sam napisze na kolanie.

Modlitwoholicy. Gdzie są?

Letnią porą w niektórych przykościelnych gablotkach wiszą plakaty z hasłem: „Nie ma wakacji od Pana Boga”. Czytając coś takiego, człowiek czuje się jak uczeń, któremu przy rozdaniu świadectw wychowawca mówi: „nie ma wakacji bez codziennego wkuwania matematyki”. Natychmiast włącza się w głowie komunikat: „obowiązek”, a podświadomość jęczy: „O Boże, znowu Bóg”. I podpowiada, że wakacje są dla odpoczynku.

Święta racja – wakacje są dla odpoczynku. I nie tylko one. My w ogóle żyjemy dla odpoczynku. I to wiecznego! Odpoczynek jednak, zarówno doczesny, jak i wieczny, jakby się w społecznej świadomości oddala. Ludzie wyraźnie mają coraz mniej czasu, i to wcale nie dlatego, że biegają do kościoła. Przeciwnie – im rzadziej narzucają się Panu Bogu, tym trudniej im ze wszystkim nadążyć. Coraz mniej czasu spędzają na kolanach (chyba że to kolana „partnera”), a jakoś wcale nie żyją spokojniej.

Niedawno spotkałem księdza spoza mojej miejscowości, a dokładnie z Indii. Wśród wielu interesujących obserwacji poczynił i taką (mówi po polsku w dialekcie południowoindyjskim): „W Polska ja widzę pracoholik, alkoholik, ale nie widzę modlitwoholik”. Następnie skomentował Jezusowe wezwanie „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Zauważył, że Jezus utrudzonym i obciążonym nie mówi „Jedźcie na urlop”, tylko: „Przyjdźcie do Mnie”.

Ano właśnie. Przy Jezusie człowiek ma wypoczynek przez całe życie, niezależnie od tego czy jest na urlopie, czy nie. Bo istotą wypoczynku jest nie to, że się nic nie robi, ale to, że w każdych okolicznościach ma się spokój ducha, potocznie zwany szczęściem. Problem mają ci, którzy w to nie wierzą, bo spodziewają się, że Jezus chce im coś zabrać, najprawdopodobniej wszystko. Zwlekają więc z tym przyjściem do Jezusa, niczym rząd z publikacją raportu o katastrofie smoleńskiej. Gdyby wiedzieli, jak bardzo się mylą! Marnują więc energię i czas na wysiłki, których wcale nie muszą podejmować. Dla Boga to żaden problem dać człowiekowi to, czego potrzebuje.

Rozmnażał chleb kiedyś, rozmnaża i dziś. A jeszcze częściej rozmnaża czas. I robi to nagminnie, gdy tylko człowiek zaryzykuje oddanie Mu tego czasu. Zauważyli to Państwo? Im więcej się człowiek modli, tym więcej potem potrafi zrobić. A i urlop jest niezrównany, gdy człowiek jest codziennie na Mszy. Tylko niech nikt nie myśli, że w ten sposób Bóg nagradza za to, że się Mu „poświęciło czas”. Bogu się nie poświęca czasu, to On uświęca nasz czas. Jemu nasze modlitwy do niczego nie są potrzebne. To nie my Mu robimy łaskę, to On ją nam wyświadcza. I co ciekawe, robi to bardzo chętnie, byle Mu człowiek zaufał. Kto zaryzykuje zaufanie, zobaczy, jak jałowy był jego pracoholizm. I ujrzy, jak prawdziwe są słowa psalmu 127: „Daremnym jest dla was wstawać przed świtem, wysiadywać do późna – dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko; tyle daje On i we śnie tym, których miłuje”. Zawsze rozkłada mnie to ostatnie zdanie. Masz problem? Powierz go Jezusowi i idź spać.

 

Minister pracuś

Bartosz Arłukowicz, wydobyty z SLD przez partię władzy za cenę ministerialnego stołka, jest od tamtego czasu pełnomocnikiem premiera ds. przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu. Musi mieć mnóstwo pracy, bo od dwóch miesięcy nie zdołał odpisać na list z Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop aborcji”. Autorzy listu upomnieli się o 538 nienarodzonych dzieci, które w 2009 roku w Polsce zabito w wyniku aborcji, z czego 510 z powodu podejrzenia o to, że są chore. Oznacza to, że tyle małych obywateli rocznie doświadcza skrajnego wykluczenia. W związku z tym pan Arłukowicz otrzymał uprzejme zapytanie, co w związku z tym – jako minister od wykluczeń – zrobił lub zamierza zrobić. Jak to co zrobił? Działa! I to tak intensywnie, że nie tylko odpisać na list nie ma czasu, lecz nawet odebrać telefonu. Członkowie komitetu przekonali się o tym, bo mimo kilkakrotnych prób nie zdołali się do niego dodzwonić. To na pewno z powodu przepracowania. Bo z pewnością nie jest tak, jak chcą złośliwcy, że Bartosz Arłukowicz przy każdej prośbie o interwencję mówi: Wykluczone!

Wielcy zboczeni

Kalifornia jest pierwszym stanem USA, w którym dzieci będą musiały uczyć się o historycznych dokonaniach gejów i lesbijek, biseksualistów i transseksualistów. Jest to, jak donosi „Rzeczpospolita”, skutek decyzji obecnego demokratycznego gubernatora Jerrego Browna, który po objęciu stanowiska po Arnoldzie Schwarzeneggerze szybko podpisał ustawę. Promowanie „pozytywnego obrazu społeczności LGBT” ma posłużyć zwiększeniu tolerancji wobec „małych nieheteroseksualistów”, którzy ponoć skarżą się, że są w szkołach prześladowani (czy w USA już małe dzieci rozpoznają swoją „orientację” i obnoszą się ze swoimi „preferencjami”?). „Dziś tworzymy historię Kalifornii” – cieszył się gubernator. Jasne. Jeśli historia niczego nie notuje na korzyść gejów, to ją trzeba stworzyć.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.