Zagłosuję za ochroną życia

Bogumił Łoziński

publikacja 30.06.2011 07:20

O tym, jak PiS chce wygrać wybory i jaki ma pomysł na rządzenie Polską, z Joachimem Brudzińskim, posłem tej partii, rozmawia Bogumił Łoziński.

Joachim Brudziński Joachim Brudziński
Jakub Szymczuk

Bogumił Łoziński: Jaki cel stawia sobie Prawo i Sprawiedliwość w jesiennych wyborach parlamentarnych?

Joachim Brudziński: – Chcemy je wygrać, aby sprawować władzę. To jest cel każdej partii w systemie demokratycznym. Bycie w opozycji nas nie interesuje, Polska po okresie rządów Platformy Obywatelskiej jest w bardzo złej sytuacji i my chcemy to naprawić.

Aby wygrać, musicie przekonać do siebie większość Polaków, tymczasem na razie kampania PiS jest raczej mało dynamiczna.

– Na pewno nie będziemy zwozić tysiącami naszych zwolenników na wiece, na których lider partii parodiuje Ewangelię. Mam tu na myśli słowa Donalda Tuska, który mówił „idźcie i zwyciężajcie”, parodiując ewangeliczne wezwanie „idźcie i nawracajcie”. Na pewno też nie wydamy kilku milionów złotych, aby jakaś działaczka partyjna zrobiła sobie zdjęcie z liderem, a potem tak to świętowała, że przez dwa dni nie była w stanie wytrzeźwieć, co opisywały media po spotkaniu PO w Gdańsku. Nie będziemy też dawać możliwości jakiemuś skoczkowi z innej partii, aby, tak jak Bartosz Arłukowicz, stanął przed zgromadzonymi i powiedział „dzień dobry, Platformo” czy tak jak Joanna Kluzik-Rostkowska porównywał się z Hilary Clinton.

Czym w takim razie chcecie przyciągnąć wyborców?

– Idziemy do wyborów z konkretnym przesłaniem: jesteśmy partią programową, która ma propozycje, jak rozwiązać problemy Polaków. Dlatego będziemy prowadzić kampanię merytoryczną, bez propagandy i pustego bicia piany jak PO. 19 czerwca prezes Jarosław Kaczyński zaprezentował program PiS, obejmujący wszystkie dziedziny życia: od gospodarki i finansów publicznych, poprzez oświatę i szkolnictwo wyższe, po nowelizację konstytucji.

Czy jednak nie macie problemu z dotarciem z tym programem do Polaków? W czasie prezentacji Jarosław Kaczyński skupił się na krytyce rządów PO, a o konkretnych propozycjach zmian niewiele mówił.

– Nikt nie odbierze nam prawa do krytyki rządu, takie jest prawo opozycji i nie mamy zamiaru z tego zrezygnować. Nie będziemy siedzieć cicho, gdy władza odbiera nam możliwość prowadzenia kampanii spotowej czy billboardowej, gdy Polska cofa się cywilizacyjnie z powodu nieudolności PO. Na tym spotkaniu, po diagnozie sytuacji Polski dokonanej przez prezesa PiS, inni politycy prezentowali konkretne rozwiązania, tyle że dziennikarze do tego momentu nie dotrwali i skupili się tylko na wystąpieniu prezesa.

Chyba nie tylko dziennikarze, ale także działacze PiS prowadzący waszą stronę internetową, na której prezentacja programu też sprowadza się do wystąpienia prezesa, natomiast propozycji merytorycznych nie ma.

– Cały czas mówimy o konkretach, co dwa tygodnie organizujemy konferencje prasowe, na których składamy propozycje merytorycznych rozwiązań. Trzeba mieć świadomość, że istnieje wielka dysproporcja na naszą niekorzyść w sposobie prezentacji w mediach publicznych naszych działań i tego, co robi partia rządząca. Taka sytuacja ma miejsce od momentu zawłaszczeniu mediów publicznych przez PO w ubiegłym roku.

Jednak strategia atakowania rządu daje PiS-owi poparcie na poziomie między 25 a 30 procent. Tymczasem, aby przejąć władzę, musicie mieć znacznie lepszy wynik.

– Skąd pan wie, że mamy poparcie na takim poziomie?

Tak pokazują sondaże różnych pracowni.

– Sondaże pokazujące różnicę między nami a PO na poziomie 20 procent nie są wiarygodne. Realne poparcie dla partii pokazują wyniki do sejmików wojewódzkich w wyborach samorządowych, a tu różnica wynosiła tylko trzy procent.

Raczej siedem, bo PO miało 30 procent, a PiS 23.

– Te cztery procent straciliśmy na skutek wyjścia z PiS polityków PJN, co ogłosili w czasie ciszy wyborczej. W najbliższym czasie opublikujemy nasze sondaże, które przeprowadzamy od 2005 r. i nigdy się na nich nie zawiedliśmy. Według nich różnica między nami a PO jest na poziomie błędu statystycznego i wynosi mniej niż trzy procent. Do wyborów prześcigniemy PO.

Proszę uchylić rąbka tajemnicy: w jaki sposób?

– Mogę powiedzieć tylko tyle, że na pewno naszych przeciwników zaskoczymy i to niejeden raz, ale nie ujawnię jak, bo nie byłoby efektu.

PiS ma żelazny elektorat, na który zawsze może liczyć. Jakie nowe grupy, które dotychczas Was nie popierały, chcecie pozyskać?

– Przede wszystkim młodzież, która pod rządami PO straciła perspektywy życiowe. Za naszych rządów poziom bezrobocia wśród absolwentów wyższych uczelni był na stosunkowo niskim poziomie, obecnie wynosi ponad 50 procent, a szansą na pracę jest dla nich zmywak w Londynie czy zbieranie szparagów pod Berlinem. Grupą szczególnie sfrustrowaną rządami Platformy są przedsiębiorcy, którzy nie mają dziś wolności ekonomicznej, bo dławi ich biurokracja. Chcemy także walczyć o elektorat wielkomiejski, który cztery lata temu dał się zwieść PO i zaciągnął kredyty, a teraz zestresowany nie śpi po nocach i zaczyna dzień od sprawdzania kursu walut, a na grillowanie nie ma czasu ani ochoty. Za rządów PiS Polacy znów zaczną grillować.

Rozczarowanie co do rządów PO nie oznacza automatycznego poparcia dla PiS. Co macie do zaoferowania Polakom?

– Poprzez deregulację polskiej gospodarki stworzymy szansę na rozwój rodzimej przedsiębiorczości, bo właśnie ta grupa ma największy udział w finansowaniu budżetu państwa. Dlatego konieczne są zmiany w prawie sprzyjające przedsiębiorcom, np. ułatwienia w zakładaniu nowych firm, w których znajdą zatrudnienie młodzi ludzie. Pod rządami PiS ludzie przedsiębiorczy, kreatywni nie będą obarczani różnego rodzaju urzędniczymi restrykcjami, wprost przeciwnie – będziemy im ułatwiać realizację pomysłów. Uprościmy też system podatkowy poprzez połączenie podatku PIT z podatkiem CIT.

A czy na listach PiS znajdą się jakieś znane osoby, które będą lokomotywą wyborczą?

– Na pewno nie ułożymy list wyborczych, licząc na celebrytów czy przejmując polityków innych partii, jak to robi PO. My takiej polityki nie uprawiamy. Natomiast mogę ujawnić, że na naszych listach będą znane osoby, autorytety, intelektualiści, którzy podzielają idee prezentowane przez PiS. To wynika nie tylko ze strategii szukania osób, które przyciągną wyborców, ale z potrzeby. Przecież liczni politycy PiS polegli w katastrofie smoleńskiej i teraz musimy ich zastąpić nowymi ludźmi. Na naszych listach znajdą się m.in. bliscy współpracownicy Lecha Kaczyńskiego, tak że działacze oddolnych ruchów społecznych, np. Ruch im. Lecha Kaczyńskiego czy Solidarni 2010.

Aby samodzielnie rządzić, musicie zebrać ponad połowę głosów, co wydaje się bardzo trudne. Gdybyście musieli wejść w koalicję, to z którym ugrupowaniem?

– Na pewno nie z PO i SLD – tacy partnerzy koalicyjni są dla nas nie do zaakceptowania. Zapewniam jednak Pana, że jeśli wygramy, a nie będziemy w stanie samodzielnie rządzić, znajdziemy poparcie.

Pozostaje PSL.

– Owszem, ale także części Platformy Obywatelskiej. Bardzo możliwie, że dołączą do nas konserwatywni posłowie tej partii, dla których skręt w lewo Platformy będzie nie do zaakceptowania. Nie wyobrażam sobie, aby Jarosław Gowin, Marek Biernacki czy Antoni Mężydło, przyznający się do wartości chrześcijańskich, byli członkami partii, która popiera prawne uznanie związków homoseksualnych.

Przejdą do Was?

– To jest bardzo realne. W PO jest wielu przyzwoitych, ideowych ludzi.

Gdyby PJN wszedł do Sejmu, koalicja z nimi byłaby możliwa?

– Nie sądzę, aby udało się im wejść do Sejmu.

A gdyby ktoś z tego ugrupowania chciał powrócić do PiS?

– Z niektórymi moglibyśmy rozmawiać o powrocie do partii, ale na pewno nie znaleźliby się na listach wyborczych, bo przecież oni osłabili nas w wyborach samorządowych.

Czy dopuszczacie możliwość wyborczej koalicji z partiami prawicowymi, które mają obecnie mniejsze poparcie, np. Prawicą Rzeczpospolitej Marka Jurka?

– Marek Jurek był w PiS wartością dodaną. Niewielu jest polityków o takim potencjale intelektualnym, wrażliwości chrześcijańskiej i zaangażowaniu ideowym – dziś to rzadkość. Dlatego uważam, że jego odejście z PiS było błędem i niewątpliwie nas osłabiło. Jesteśmy otwarci na jego osobę, tyle że on oczekuje potraktowania swojej partii jako równorzędnego partnera politycznego, a tak nie jest. Najlepiej, jakby powrócił do PiS.

Marek Jurek odszedł z PiS, zarzucając waszej partii niedostateczne zaangażowanie w próbę konstytucyjnego wzmocnienia ochrony życia.

– W czasie głosowania nad przyjęciem zmiany wprowadzającej takie wzmocnienie wszyscy posłowie PiS, także ja, byli za.

Czy Polacy kierujący się przy wyborach wartościami chrześcijańskimi mogą poprzeć PiS?

– Na szczęście w Katechizmie Kościoła Katolickiego nie ma zakazu głosowania na PiS (śmiech). Mogę zapewnić, że katolik może z czystym sumieniem oddać głos na naszą partię. Przecież w PiS większość stanowią katolicy.

Jak Pan zagłosuje w sprawie obywatelskiego projektu wprowadzającego w Polsce całkowity zakaz aborcji?

– Poprę ten projekt. Mam świadomość realiów obecnego parlamentu, doceniam też kompromis, jaki został wypracowany w 1993 r., ale uważam, że jeśli jest podjęta próba wykluczenia prawnej możliwości zabijania nienarodzonych dzieci, bo są chore, to należy ją poprzeć. W ojczyźnie Jana Pawła II, w kraju, w którym tyka bomba demograficzna, dzietność tak gwałtownie maleje, że lada moment rozpadnie się system emerytalny, nie wolno zabijać dzieci nienarodzonych.

Joachim Brudziński jest szefem komitetu wykonawczego Prawa i Sprawiedliwości, z wykształcenie jest politologiem, ma żonę
i dwie córki.