Moralne obezwładnienie

KAI

publikacja 25.06.2011 18:19

Ks. Jerzy Limanówka SAC z Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl pisze do redaktora naczelnego Tygodnika Powszechnego, Piotra Mucharskiego.

Moralne obezwładnienie Rwanda. The World FactBook 2009; Washington DC; CIA, 2009

Na współczesną historię Rwandy trzeba patrzeć nie tylko przez pryzmat kwietnia 1994, ale również przez pryzmat tego, co działo się po 1994 roku - uważa ks. Jerzy Limanówka SAC z Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl. Wystosował on list otwarty do redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego". Na łamach pisma od kilku tygodni toczy się dyskusja o książce Wojciecha Tochmana "Dziś narysujemy śmierć" oraz o postawie Kościoła w Rwandzie w czasie ludobójstwa a szczególnie o roli polskich pallotynów na Gikondo w kwietniu 1994 roku.

Poniżej pełny tekst udostępnionego KAI listu otwartego:

Szanowny Panie Redaktorze Naczelny!

Od kilku tygodni w Tygodniku Powszechnym trwa ożywiona dyskusja o książce Wojciecha Tochmana "Dziś narysujemy śmierć" a przy okazji rozważania o postawie Kościoła w Rwandzie w czasie ludobójstwa a szczególnie o roli polskich pallotynów na Gikondo w kwietniu 1994 roku. Zdecydowałem się na napisanie otwartego listu, bo jestem zdziwiony postawą Redakcji, która dyskutuje poza plecami zainteresowanych. Wiem, że w redakcji Tygodnika od wielu miesięcy leżą listy pallotynów: ks. Stanisława Filipka, wspominanego w książce Tochmana i ks. Stanisława Stawickiego, z tym, że ten ostatni po dwumiesięcznym oczekiwaniu, wycofał zgodę na publikację. Obawiam się, że mój list wysłany normalną drogą, zgodnie z przyjętą zasadą przez redakcję, że pallotyni nie mają prawa się wypowiadać o książce Tochmana, też by trafił na dno głębokiej szuflady.

Moje zdziwienie doszło do zenitu, gdy w numerze 21/2011 TP opublikowano rozmowę ks. Adama Bonieckiego z Tochmanem, w której poinformowano, że inspiracją do rozmowy są listy pallotynów, których treści nie poznamy, ale Pan Tochman na nie odpowie. Bardzo dziwny zabieg redakcyjny! Rozumiem, że rzecznikiem pallotynów w rozmowie był ks. Boniecki. Byłego Redaktora Naczelnego Tygodnika bardzo szanuję, doceniam jego takt, rozwagę i doświadczenie. Być może z tego względu słowo „kontra” użyte w zapowiedzi rozmowy „Boniecki kontra Tochman” wydaje się sporym nadużyciem. Jakoś nie mogłem znaleźć momentów, w których rozmówcy zasadniczo się różnią. Raczej była to przyjacielska rozmowa, w której „Ty wiesz, o co zapytam, a ja wiem, co mam odpowiedzieć”. Poglądy Tochmana już znamy, ale pallotynów dalej nie.

Na otarcie łez pallotynów w numerze 24/2011 TP ukazała się rozmowa z Panią Małgorzata Wosińską, etnologiem, psychotraumatologiem, która „tłumaczy” zachowanie pallotynów – są w takiej traumie, że mają prawo milczeć. Wiem, że powinienem być jej wdzięczny, ale jakoś... nie mogę. Jej wizja, że na misji w Gikondo jest zgraja straumatyzowanych facetów, którzy się topią na samą wieść o książce Tochmana, nie wiem dlaczego, ale jakoś mi nie pasuje, do tego, co sam tam spotkałem. Przepraszam Pani Małgorzato, wiem, że mówiła Pani w dobrej wierze, ale jakoś nie mogę być wdzięczny za taki obraz. Fakty są po prostu takie, że aktualnie na Gikondo mieszka tylko jeden polski pallotyn (Tochmanowi „brat Piotr”), a w całej Rwandzie pracuje ich raptem pięciu.

Może więc w końcu, Panie Redaktorze, dopuścimy do głosu pallotynów. Unikniemy pewnych nieporozumień. Po konsultacji z jakimkolwiek pallotyńskim misjonarzem z Rwandy byśmy się wszyscy dowiedzieli, że śp. ks. Bonifacy Haguminshuti, o którego pogrzebie wspomina Wosińska w wywiadzie, to nie polski misjonarz, ale z krwi i kości Rwandyjczyk, że prawdopodobnie w życiu nie słyszał o żadnym Tochmanie. Utonął natomiast na tydzień przed ukazaniem się jego książki. I po co ta histeria Magdaleny Grochowskiej z Gazety Wyborczej z 18/19 czerwca i Mariusza Szczygła z 26/2011 TP w oskarżaniu Wosińskiej przypisującej śmierć ks. Bonifacego Tochmanowi? Nie lepiej po prostu zapytać samych pallotynów? Każdy z nich wie, że śmierć ks. Bonifacego z książką Tochmana ma tyle samo wspólnego, co trzęsienie ziemi w Japonii.

Nie wiem, co może powstrzymywać Redakcję od publikacji listu ks. Filipka. Znam jego treść. Autor przed wysłaniem listu do Redakcji podesłał mi go do konsultacji. Nie skorzystał ze wszystkich moich krytycznych uwag. Według mnie list jest miejscami zbyt emocjonalny, zbyt osobisty i zbyt ogólne wnioski autor wysuwa. Ależ Panie Redaktorze! To nie jest powód, aby odmówić prawa do wypowiedzi człowiekowi, który jest oskarżany o najgorszą zbrodnię, jaką jest udział w ludobójstwie! Obawa przed publikacją listu wynika może też z tego, że burzy starannie budowany wizerunek misjonarza jako człowieka tchórzliwego, który nie tylko uciekł z Rwandy w kwietniu 1994 r., ale też boi się rozmowy z redaktorem, ewentualnie jest człowiekiem w paraliżującej traumie. Po lekturze listu przekonujemy się, że jest to człowiek, który może spokojnie nie tylko spojrzeć prosto w oczy Panu Tochmanowi, ale też nie potrzebuje litości Pani Wosińskiej.

Panie Redaktorze! Liczę, że na łamach TP ukaże się nie tylko ten mój list otwarty, ale również list mojego współbrata, ks. Stanisława Filipka. Ks. Stanisław Stawicki wycofał zgodę na publikację, słowami: „Rysować wspólnie nie będziemy”. Obecnie jego list w okrojonej formie jest dostępny na pallotyńskiej stronie: TUTAJ. Rozumiem, że katolickie pismo społeczno-kulturalne nie musi publikować tekstów księży katolickich. Rozumiem, że jako pismo otwarte, wspiera człowieka, który na spotkaniu ze studentami w Olsztynie mówi, że wstydzi się polskiego Papieża, ponieważ w kwietniu 1994 roku nie poleciał do Rwandy i nie tupnął swoim czerwonym butem, krzycząc „Przestańcie zabijać!”. Ja to wszystko rozumiem, ale Panie Redaktorze: trochę parytetu w publikacjach by się przydało.

Skoro już jestem przy głosie nie mogę się oprzeć pokusie, aby dorzucić swoje trzy grosze o książce Tochmana. Zaznaczam, że są to moje osobiste uwagi, które w żaden sposób nie reprezentują poglądów moich współbraci pallotynów.

W styczniu 2011 roku na wspomnianym już spotkaniu autorskim Tochmana ze studentami w Olsztynie zadałem mu pytanie, jak to możliwe, że w kraju, gdzie zdecydowaną większość stanowią Hutu w demokratycznych wyborach na prezydenta wygrywa Paul Kagame, Tutsi, i to w dodatku z 94-procentowym poparciem. Taką "miłością ludu" nie cieszy się nawet Łukaszenko na Białorusi. Pan Tochman odpowiedział z rozbrajającą szczerością: "Każdy w Rwandzie wie, że ściany mają uszy i lepiej nie pytać o ludzi, którzy znikają w nocy". Ze swoją genialnością doboru właściwych słów Wojciech Tochman doskonale opisuje atmosferę państwa reżimowego, kierowanego przez dyktatora, w którym wszyscy wiedzą, jak głosować.

W kontekście tych słów ze zdziwieniem przeczytałem ostatnie strony książki "Dziś narysujemy śmierć". Autor umieścił tam podziękowania osobom, którym wiele zawdzięcza, bez pomocy których ta książka by nie powstała. Na pierwszym miejscu są wymienieni Odette Nyiramirimo, sekretarz stanu ds. rodziny, kobiet i dzieci, Sheikh Harerimana Mussa Fazi, minister bezpieczeństwa wewnętrznego i sędzia Philibert Kambini. Wszystkie wyżej wymienione osoby są mniej lub bardziej związane z obecnym establishmentem rządowym w Rwandzie. Szczególnie moją uwagę przykuła forma podziękowania dla ministra bezpieczeństwa wewnętrznego: „znalazł czas w ważny dla siebie dzień świąteczny, aby spotkać się ze mną i wyjaśnić to, czego nie rozumiałem”.

Panie Wojciechu! Nie wiem, czy w kraju, w którym „ściany mają uszy a ludzie znikają nocą” minister bezpieczeństwa wewnętrznego jest najlepszym autorytetem dla zrozumienia rzeczywistości kraju. Dla jasności: nie mam Panu za złe spotkania z rządowym establishmentem. Sam trochę, bardziej jako hobby, param się dziennikarstwem i wiem, jak ważne są kontakty i rozmowa z kompetentnymi osobami. Dodatkowo każdy reporter wie, że w krajach dyktatury bez odpowiednich zezwoleń, przepustek, pieczątek nic nie można zrobić, ale aby ich traktować od razu jako autorytety, które „wyjaśniają to, czego nie rozumiem”? To pewna przesada.

Teraz natomiast rodzi się drugie pytanie, o wiele trudniejsze i kłopotliwsze: na ile Pan zachował niezależność od rządowego establishmentu? Przyznaję pytanie bardzo trudne, ale pytać chyba można. Wiem, ks. Adam Boniecki by takiego pytania nie zadał. Ale mi brakuje wieku ks. Bonieckiego i jego roztropności, więc pytam. Bardzo się będę cieszył, gdy Pan mnie zapewni o swojej niezależności. Naprawdę będę się cieszył. Ale zestawienie pewnych faktów pozwala mi w to wątpić.

Jestem świeżo po lekturze doskonałego artykułu Dariusza Rosiaka z Rzeczpospolitej z ostatniego weekendu „Wilk przestaje się bać” (Rzeczpospolita, 18 czerwca 2011), który opisuje obecną sytuację Rwandy. Autor zgadza się z Panem, że Kagame jest dyktatorem i prowadzi twardą politykę. Rosiak w swoim artykule powołuje się na raport Roberta Gersony’ego zamówiony przez ONZ, ale nigdy nie opublikowany, ponieważ odkrył nieodpowiednie fakty dla rządu Kagamego i niezręczne dla samego ONZ. Raport pokazywał, że terror wobec Hutu miał się stać jednym z podstawowych narzędzi polityki nowego rządu. Według danych ONZ w następnych latach po 1994 roku z rąk stronnictwa Kagamego zginęło około 60 tysięcy Hutu. Jak dalej pisze Rosiak, to nie są żadne nowe, zaskakujące fakty. „O wszystkich zbrodniach RPF (Front Patriotyczny Rwandy – partia Prezydenta Kagamego, przyp. mój) można przeczytać w łatwo dostępnych źródłach, dostępne są zdjęcia ofiar, wiadomo, kto kierował co najmniej niektórymi masakrami”.

Jak w tę politykę obecnego rządu wpisuje się książka Wojciecha Tochmana? Pozwolę sobie zacytować dalszy ustęp z artykułu Dariusza Rosiaka: „Filmy „Hotel Rwanda" i „Strzelając do psów", wstrząsające wspomnienia tych, którzy przeżyli koszmar, bestsellery Gourevitcha, Hatzfielda, w Polsce niedawna książka Wojciecha Tochmana obezwładniają moralnie, obrazy cierpienia Tutsich każą wyłącznie milczeć i współczuć ofiarom”.
Pozostaje tylko wierzyć, że przesłanie książki Wojciecha Tochmana „Dziś narysujemy śmierć” zupełnie przypadkowo realizuje politykę obecnego rządu w Kigali. Może ja faktycznie źle ją odczytuję, ale myślę, że wielu podobnie jak ja, po jej lekturze mieli uczucie o niestosowności pytania, co się działo w Rwandzie, gdy w końcu żołnierze RPF zatrzymali falę ludobójstwa.

Myliłby się ten, kto sądzi, że zniechęcam do lektury książki. To, że jest politycznie poprawna, jej nie dyskwalifikuje. Trzeba tylko o tym wiedzieć, biorąc ją do ręki. Owszem, trzeba ją przeczytać, jeśli chcemy zrozumieć Rwandę. Ona doskonale opisuje martyrologię Tutsi. W książce jest może tylko kilka faktów, których interpretacja dokonana przez Tochmana budzi wątpliwości. Jest jednak jedna ważna rzecz: nie można się dać „obezwładnić moralnie”. Na współczesną historię Rwandy trzeba patrzeć nie tylko przez pryzmat kwietnia 1994, ale również przez pryzmat tego co działo się po 1994 roku. Nie można zatrzymać się na książce Tochmana, na pewno nie powinna być ostatnią, którą czytamy o Rwandzie.

Ks. Jerzy Limanówka SAC
Pallotyńska Fundacja Misyjna Salvatti.pl