Ośloterapia

Agata Puścikowska

|

GN 25/2011

publikacja 22.06.2011 00:15

Duża Mysz kroczy dostojnie. Między krzaczorami, konarami, czasem grzęznąc po kostki w błocie. Wokół – roje gzów. A co który złowrogo zabzyczy, to po szarym boku spływa strużka purpurowej krwi. Obok Myszy podskakuje Robercik. Stara się te gzy oganiać i wspierać Mysz najlepiej jak umie. Ale Mysz pomaga mu bardziej.

Ośloterapia Ośloterapia
Jakub Szymczuk

Zaczęło się to wszystko z szesnaście lat temu. Poznali się: Piotrek, wtedy jeszcze w postulacie czy nowicjacie kapucyńskim, i Jarek – artysta plastyk. I jak to u przyjaciół bywa, wspólne zainteresowanie mieli. Tomek – w przyszłości chciał ludzi paść i prowadzać dobrą drogą, Jarek – dla niewielkiej odmiany – chciał hodować osły i kroczyć z nimi po bezdrożach świata.

Mijały lata. Piotrek, już jako ojciec Piotr, zamieszkał w Warszawie, na Miodowej. W słynnym klasztorze, do którego z całej Warszawy na zupę, dobre słowo, a nawet i modlitwę zjeżdżają bezdomni. Zajął się nimi z całym oddaniem kapucyńskiego serca. I chociaż mówią o nim Brat Alkomat, bo na chuch potrafi rozpoznać, kto zapił, szanują go i ze zdaniem się liczą. Chociaż czasem... mógłby ten swój nos nieco głębiej za habit wsadzić.

Jarek, dla odmiany, oślą pasję rozwijał. Czytał, myślał, jeździł. W Egipcie obserwował gospodarstwo specjalnie na osły wędrowne nastawione. Tam jego intuicje, że osioł wspaniałym zwierzęciem jest, potwierdziły się. Więc z polskiego, raczej antyoślego, miasta, przeprowadził się na polską, dosyć prooślą, wieś. W końcu też do Irlandii pojechał, bo tam osłów w bród. Ale jak się też okazało: osłom brud. Napatrzył się więc na smutne zwierzęta ze zwierzęcego targu gdzieś na irlandzkiej prowincji. Tylko które oślę, głodne, brudne i częstokroć kijem poobijane, wybrać?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.