Wilno świeci wśród łąk

Barbara Gruszka-Zych /GN 25/2011

|

Cykl wakacyjny: Bliskie Kresy

publikacja 22.06.2011 00:15

Wchodzimy przez Ostrą Bramę z Inwokacji do „Pana Tadeusza”. Słowa „Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie” brzmią jak modlitwa. I to miasto jest jak modlitwa z wież 40 świątyń wyrastających wśród „pagórków leśnych” i „łąk zielonych”.

Wilno świeci wśród łąk Z zieleni wyrastają barokowe budowle Wilna fot. Jakub Szymczuk

Jak zinterpretować fragment: „w Ostrej świecisz Bramie”? Co tam świeci w cudownym obrazie? Żarówka, latarnia? – opowiada Józef Szostakowski, poeta, wykładowca literatury staropolskiej na Uniwersytecie Pedagogicznym w Wilnie. – Żeby go zrozumieć, trzeba przyjechać do Wilna, stanąć przed Ostrą Bramą, kiedy okna kaplicy są otwarte, i zobaczyć, jak świeci wykonana z pozłacanego srebra szata Matki Bożej. Tu idealne byłoby nauczanie literatury i sztuki na ulicy. Dlatego Szostakowski często wychodzi w miasto ze studentami i turystami. „Trzymam cię za rękę/ Idziemy do Ostrej Bramy niczym do miodu” – napisał w jednym z wierszy.

Koło Ostrej Bramy przechodzi też codziennie, modląc się po drodze, Urszula Jautakiene, pracująca nieopodal w biurze turystycznym. – Do polskiego gimnazjum Mickiewicza chodziłam, mijając Ostrą Bramę, do cioci też, bo tu mieszka – mówi. Urodziła się w domu przy ulicy zwanej przed wojną Żelazna Chatka – w dzielnicy patriotycznej, koło cmentarza Na Rossie, niedaleko grobu matki Piłsudskiego, gdzie mieszkają prawie sami Polacy – 16 listopada w odpust Matki Ostrobramskiej. W św. Teresie, której boczna ściana tworzy z Ostrą Bramą kościół pod otwartym niebem, przyjęła chrzest i bierzmowanie. – Wszystko w moim życiu z Nią związane – podkreśla.

Swojej, dziś czteroletniej, córeczce dała na drugie Maria. Na pierwsze, litewskie, Milda – co znaczy miłość – bo wyszła za Litwina, Mantysa. I właśnie miłość każe jej dostrzegać to, co łączy oba narody, których politycy od dłuższego czasu nie mogą się dogadać. Śmieje się, że do Maryi częściej modlą się w swoich babskich sprawach kobiety, myśląc, iż je bardziej rozumie. Na tym wizerunku Maryja jest sama, bez Dzieciątka, które „nie podsłuchuje”, o co się Mamę prosi. Obraz został namalowany na dębowych deskach w pierwszej ćwierci XVII w. Nie wiadomo, czy to dzieło Łukasza z Krakowa, czy też kopia wizerunku Maryi flamandzkiego malarza Martina de Vosa.

Jedno jest pewne – Wileńska Matka czyni cuda. Do zdrowia „przywróciła cudem” nie tylko małego Adasia Mickiewicza, ale ponad 8 tysięcy proszących, których dary wotywne wyściełają srebrem ściany kaplicy. Sam wizerunek Matki ukoronowanej w obecności Piłsudskiego i Mościckiego zdobi kościoły całego świata, nawet osobną kaplicę w bazylice św. Piotra w Rzymie. Kiedy tu przyjeżdżam latem, patrzę, czy Matce Boskiej nie za gorąco w złotej szacie w róże, tulipany, narcyzy i goździki. Przydałaby jej się letnia sukienka. Za to w cienkich, skromnych sukniach stoją proszące o kilka litów starsze panie – Polki. Chudziutkie, jak to wszystko, co w nas dobre, wyproszone od Boga.

Mały człowiek z wielkiej ulicy

Ta dawna Polska ma w Wilnie kilka odsłon. Pierwsza jest jak te panie. Trochę z innej epoki, w chusteczkach na głowie, żarliwie śpiewające po polsku litanie i Koronkę do Bożego Miłosierdzia w Świętym Duchu – największej polskiej parafii w mieście. Sprzedające polne kwiaty i z sentymentem opowiadające, jak tu było przed wojną.

Druga jest jak Maciek Mieczkowski. Świetnie znający historię 30-latek, którego rodzice Wanda i Romuald założyli jedyną w mieście Polską Galerię Artystyczną promującą sztukę i literaturę polską, ale i litewską. – Bo na płaszczyźnie sztuki najlepiej się porozumieć. nie wchodząc w konflikty polityczne – pokazuje nam wystawę fotografii „Miłosz na Litwie”. Nazywa Wilno najpiękniejszym miastem świata, w którym co dzień odkrywa urzekające architektoniczne detale. Żałuje, że gdzieś ginie polska historia zapisana w zabytkach. Ostatnio Na Rossie drzewa ścinane przy porządkowaniu cmentarza, upadając, uszkodziły wiele historycznych polskich pomników. A na cmentarzu leżą ojciec i ojczym Słowackiego, Lelewel, rodzina Piłsudskiego, Antoni Wiwulski – twórca symbolu Wilna – Trzech Krzyży i pomnika grunwaldzkiego w Krakowie, Władysław Syrokomla. Kto zajmie się naprawą tablic? A właściciele hotelu przy głównej ulicy Pilies, dawniej Zamkowej, chcą w miejscu domu, gdzie mieszkał Słowacki, zbudować garaże. Maciek, tak jak Urszula Jautakiene, od dziecka czyta literaturę o Wilnie. Dlatego bez trudu może oprowadzać po dzisiejszej stolicy Litwy.

Trzecia odsłona Wilna jest jak Jan Kozicz, sprzedający na głównej ulicy Starówki – Pilies – obrazki z Wilnem i koty. Życzliwy dla wszystkich: Polaków, Litwinów, turystów z Zachodu. – Jestem mały człowiek z tej wielkiej ulicy – przedstawia się, zdejmując słomkowy kapelusz na powitanie. – Taki marchand, Polak kochający Litwę. Z moją żoną Litwinką Danutie podczas nocy poślubnej, my się domówili jak w Rzeczpospolitej Obojga Narodów i żyjem zgodnie – opowiada. Kiedy spotykam Kozicza, wszyscy znajomi w Wilnie od razu wiedzą, że tu jestem. Bo stoi w strategicznym punkcie miasta. Obok niego artyści i rzemieślnicy sprzedają wizerunki Matki Ostrobramskiej zwanej Matką Miłosierdzia. Nie przez przypadek patronuje Ona temu wyjątkowemu miastu, które tyle razy w historii przechodziło z rąk do rąk.

Najpierw było stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego, potem też stolicą, tyle że w granicach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Kolejno wchodziło w skład I Rzeczpospolitej Polskiej, Imperium Rosyjskiego, Królestwa Litwy, Republiki Litewskiej, Litewsko-Białoruskiej SRR, Republiki Litewskiej, Litwy Środkowej, II Rzeczpospolitej Polskiej. Za Rzeczpospolitej Obojga Narodów przeżywało czas największej świetności. Tu częściej niż w Krakowie bywał król Zygmunt August zakochany w Barbarze Radziwiłłównie. Trzeba miłosierdzia i wyrozumiałości, którą ma Matka Ostrobramska, żeby zrozumieć często odmienne potrzeby i dążenia mieszanki mieszkających tu od wieków nacji: Litwinów, Polaków, Białorusinów, Rosjan, Żydów. Nie przez przypadek to stąd szerzy się na świat kult Jezusa Miłosiernego, którego obraz według wskazówek s. Faustyny Kowalskiej namalował w Wilnie Eugeniusz Kazimierowski. Codziennie od 8.00 rano do 21.00 w kościele Świętej Trójcy, gdzie pracował ks. Sopoćko, przed tym obrazem modlą się pielgrzymi z całego świata.

Jak poezja Słowackiego

Miłosz nazywał miasto nad Wilią takim w sam raz dla człowieka, prowincjonalnym. – Historia tu przemawia wielkim głosem przez kurtynę wieków – opowiada Szostakowski. – Wilno szepce swoje opowieści delikatnie – niewysokimi domami, wąskimi uliczkami, barokowymi wieżami. To wyjątkowa stolica europejska, gdzie na przestrzeni 300 ha Starówki wznosi się 40 kościołów, z czego w czasach sowieckich czynnych było 9. Nie tylko katolickich, ale i unickich, jak ten Świętej Trójcy, zachowany w znanym z III części „Dziadów” zaułku Bazyliańskim. Tam w klasztorze męskim więzieni byli filomaci i filareci z Mickiewiczem. To w jego celi znalazła się historyczna tablica, że tu „umarł Gustaw i narodził się Konrad”. Niestety to miejsce już nie istnieje, bo zamieniono klasztor w hotel. Nieopodal wznosi się cerkiew Świętego Ducha z grobami trzech prawosławnych męczenników i jedyna zachowana synagoga przy Zawalnej.

Oglądając świątynie, widać, że przed wojną żyli tu w symbiozie ludzie różnych wyznań. Urszula Jautakiene opowiada, że jeśli ktoś się zgubi w mieście, to powinien szukać kościelnej wieży. – Jeśli jej nie widzisz, znaczy, że nie jesteś w Wilnie – uśmiecha się. Bo po Wilnie stale chodzi się z głową uniesioną do góry. – Wciąga nas ten barok – igrające płaszczyzny, załamujące się linie – zachwyca się Szostakowski. – Kiedy człowiek stanie przed barokowymi wieżami, a w górze przesuwają się chmury, to wydaje się, że to nie one płyną, ale my. Po strasznych pożarach Wilno renesansowe spłonęło, a dynastia Wazów zadbała o to, by rozkwitł barok. – Tak samo trudny do zrozumienia jak poezja Słowackiego, który tu żył aż 13 lat – podkreśla Szostakowski. – Dla mnie to miasto Mickiewicza, który tu mieszkał od 1815 do 1819 (w zaułku Bernardyńskim pod 11 kończył „Grażynę”), ale przede wszystkim Słowackiego. Dziś znamy się na komputerach, a nie umiemy interpretować sztuki – uważa. Dlatego, żeby zrozumieć barok, w którym forma góruje nad treścią, pokazuje studentom demony, anioły, Ojców Kościoła w kościele śś. Piotra i Pawła na Antokolu.

Szostakowskiego fascynuje, że to miasto poetów. Pierwszy opisał je w XVI w. Kochanowski, dworzanin króla Zygmunta Augusta: „Jechałeś potem ziemią tam, gdzie Wilna cicha góra z wieków sypanych potajemnie spycha, robiąc sobie gościniec…”. Adam Naruszewicz był proboszczem w pobliskim Nemęczynie. Przez trzy lata, obok Zawadzkiego, który w 1822 wydrukował „Ballady i romanse”, miała tu swoją drukarnię Eliza Orzeszkowa. W Wilnie mieszkali Konstanty Ildefons Gałczyński, Paweł Jasienica, Stanisław Cat-Mackiewicz, Tadeusz Konwicki… Któż tu nie przyjeżdżał… Iłłakowiczówna jako sekretarka Piłsudskiego. Dostojewski… Achmatowa odprowadzała tu na front męża Gumiłowa. No i Miłosz, który napisał: „nigdy od ciebie, miasto, nie mogłem odjechać”. Dziś jego wiersze i prozę znakomicie tłumaczy na litewski Birute Jonuskaite, wiceprezeska litewskiego Związku Pisarzy, którego siedziba mieści się w neogotyckim pałacyku kiedyś należącym do hrabiego Tyszkiewicza i księżnej Ogińskiej. Wilno, rozciągnięte na siedmiu wzgórzach, niektórzy nazywają małym Rzymem.

Inni, dlatego że przed wojną było tu centrum kultury żydowskiej, nową Jerozolimą. Wyrasta wśród pól jak jakaś architektoniczna fatamorgana. Miasto przeniesione na północny wschód Europy gdzieś z południa, np. z Włoch. Dla Polaków, bo mieszkającej tu polskiej mniejszości nie można nazywać Polonią, to – jak powiedział Adam Zagajewski – Atlantyda. Powoli polskie tradycje i priorytety odchodzą tu w przeszłość. – W Wilnie zawsze będzie się snuł polski wątek, jeżeli będziemy przypominać Litwinom naszą wielką historię i pokażemy, że dziś jesteśmy zdolni do jej tworzenia – mówi Szostakowski. – Ale to bardzo trudne. Po prawej stronie Wilenki za mostem leży dzielnica artystów Zarzecze – wileński Montmartre, który swoje święto obchodzi 1 kwietnia. Tu, niezależnie od narodowości, na przypominającym kopenhaską Christianię nadbrzeżu można się napić żywego piwa, zjeść ciemny litewski chleb i poczytać Konstytucję Zarzecza. „Pies ma prawo być psem. Człowiek ma prawo nie mieć żadnych praw. Człowiek ma prawo płakać”.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.