Mieszajmy się w politykę!

ks. Dariusz Kowalczyk jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

|

GN 25/2011

publikacja 22.06.2011 00:15

Czas, by katolicy zaczęli oddziaływać mocniej na partie, których są członkami lub wyborcami.

Mieszajmy się  w politykę! ks. Dariusz Kowalczyk jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

Ten rząd dziś […] nie będzie się nisko kłaniał ani bankierom, ani związkowcom. Nie będziemy klęczeli przed księdzem, bo do klęczenia jest kościół – przed Bogiem – oświadczył premier podczas krajowej konwencji swojej partii. Jako ksiądz, zadumałem się nad słowami pana Tuska. Dlaczego premier mojego kraju uznał, że w 2011 roku warto straszyć Polaków księżmi? Gdyby premier zapowiedział, że nie uklękną przed Putinem albo że nie będą się podlizywać urzędnikom z Brukseli, to zrozumiałbym takie słowa jako zapowiedź twardej obrony polskiego honoru i polskich interesów na arenie międzynarodowej.

Albo gdyby Donald Tusk stwierdził, że „Gazeta Wyborcza” nie będzie dyktować, co ma robić jego rząd i partia… Ale o co – do licha! – chodzi z tym nieklękaniem przed księdzem? Z wyjaśnieniem pośpieszył nieoceniony marszałek Niesiołowski, który oznajmił: „A co, przed księdzem Małkowskim mamy klękać, który pod krzyżem podburza ludzi i bredzi, że zamordowano prezydenta?! Kto nas będzie uczył moralności?!”. Przy czym poseł Niesiołowski „językiem miłości” wyjaśnił, że „taki Kościół, który kłamie i szerzy nienawiść […] nie jest już w istocie Kościołem, tylko PiS-owską sektą”. Ha! nawet „polski Zapatero”, czyli Napieralski, nie używa tego rodzaju języka.

Niektórzy mówią, że to partyjne straszenie księżmi, to tylko taki chwyt PR-owy, aby przyciągnąć ku sobie tych, którzy nie lubią „czarnych”, a którzy w przeciwnym przypadku gotowi są zagłosować na SLD albo na Palikota. Wiadomo! „Młodzi, z dużych miast”, którzy doskonale bawili się, układając na Krakowskim Przedmieściu krzyż z puszek piwa „Lech”, nie byliby zadowoleni, gdyby premier, zamiast mówić, że klękał przed księdzem nie będzie, wyraził głośno chęć owocnej współpracy z Kościołem na rzecz dobra wspólnego, w tym na rzecz rodziny rozumianej zgodnie z nauczaniem błogosławionego Jana Pawła II i Benedykta XVI. Obawiam się jednak, że straszenie księżmi przez partię rządzącą to nie tylko manipulacja polityczna, ale początek przesuwania się w stronę lewicy obyczajowej. Z niepokojem zauważam, że wypowiedzi o nieklękaniu przed księdzem towarzyszy ukłon pana premiera w stronę środowisk gejowskich w postaci oświadczenia, że „zbliżamy się do momentu, kiedy związki partnerskie byłyby do zaakceptowania przez większość w przyszłym Sejmie, jak i przez Polaków”.

Co do związków partnerskich, to zachęcam do przeczytania dokumentu Kongregacji Nauki Wiary pt. „Uwagi dotyczące projektów legalizacji prawnej związków między osobami homoseksualnymi”. W dokumencie tym, zatwierdzonym przez Jana Pawła II, a podpisanym przez Josepha Ratzingera, znajdujemy przekonujący wykład, dlaczego związki homoseksualne powinny zostać sprawą prywatną, a państwo nie powinno ich ani ganić, ani wspierać. W tekście czytamy ponadto, że „jeśli wszyscy wierni mają obowiązek przeciwstawienia się zalegalizowaniu prawnemu związków homoseksualnych, to politycy katoliccy zobowiązani są do tego w sposób szczególny na płaszczyźnie im właściwej”.

W przemówienie pana premiera wpisał się doskonale Zbigniew Buczkowski, czyli kolejny aktor, który doszedł do wniosku, że skrzywdziłby rodaków, gdyby nie podzielił się z nimi swoimi przemyśleniami na temat polityki. Buczkowski opowiedział na onet.pl. co by zrobił, gdyby jakimś niezbadanym zrządzeniem losu został premierem. Wśród kilku priorytetowych spraw hipotetyczny premier Buczkowski zająłby się rozwiązaniem kwestii związków zawodowych, kleru i kiboli. „Jesteśmy raczej katolickim narodem, ale chciałbym, aby kler się nie wtrącał do polityki, tylko zajmował sprawami bożymi” – referuje złotą myśl Buczkowskiego onet.pl. pisząc – notabene – „bożymi”, a nie „Bożymi” (a może to tak naprawdę chodzi o „boże krówki”). Ciekawe, jak by owo pragnienie realizował jako premier? Uchwaliłby prawo zabraniające księżom wypowiadać się publicznie na tematy związane z polityką i sam wskazałby, jakie to tematy? A gdyby tak ktoś stwierdził, że aktorzy nie powinni zajmować się polityką?
Pan Buczkowski, który zapewne uważa się za demokratę, powinien wiedzieć, że w wolnym kraju ksiądz katolicki nie jest obywatelem drugiej kategorii i nie jest rolą premiera zamykanie księżom ust. Jedynie władza kościelna może ograniczać księży w ich obywatelskich prawach. I to czyni, zabraniając księżom np. przynależności do partii politycznych i związków zawodowych. Ale to nie przekreśla faktu, że kapłani mają prawo, a nawet obowiązek, wypowiadania się w sprawach moralnych, co do których politycy chcą stanowić jakieś prawo.

W tym kontekście przypomina mi się retoryczne pytanie Benedykta XVI z książki „Światłość świata”: „Jak to możliwe, że chrześcijanie, którzy osobiście są wierzącymi ludźmi, nie mają siły, aby mocniej oddziaływać swoją wiarą na politykę?”. Przy czym papież wyraża nadzieję, że wiara obecna w ludziach zacznie potężnie działać także publicznie, dzięki czemu ukształtuje się nowe myślenie i „społeczeństwo nie stoczy się w przepaść”. I na koniec jedna uwaga. Tylko proszę nie mówić, że namawiam do głosowania na PiS. Jeśli już do czegoś namawiam, to – za przykładem Benedykta XVI – do tego, by katolicy się obudzili i zaczęli oddziaływać mocniej w partiach i na partie, których są członkami lub wyborcami, aby nie pozwolić zepchnąć katolickiej wrażliwości do kruchty.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.