Ekonomia ryzyka

Franciszek Kucharczak

|

GN 24/2011

publikacja 16.06.2011 00:15

Myśl wyrachowana: Prawdziwą karierę robi ten, kto umie z niej – gdy trzeba – zrezygnować.

Ekonomia ryzyka

Skąd się wzięła nazwa „postulaty”? A stąd, że większość z nich ma szanse odnieść skutek nie wcześniej niż po stu latach. Chodzi o postulaty dotyczące naprawy świata w ogólności, a Kościoła w szczególności. Zgłasza się je nad stołami biesiadnymi, w mediach, w domu i zagrodzie. Właściwie zewsząd się je zgłasza, a ich wspólną cechą jest pobożna życzeniowość. Padają też z ambon – są zazwyczaj poprzedzane uroczym kaznodziejskim zwrotem „trzeba nam…”. Mówi na przykład ksiądz: „Trzeba nam, abyśmy praktykowali ducha ubóstwa” i nawet w tonie jego głosu słychać pewność, że nic z tego nie będzie. Dlaczego? Bo to – no właśnie – postulat. To wezwanie do wszystkich, czyli do nikogo, i tak smutne, jak dziecko odcięte od internetu. Ale nade wszystko brakuje w nim ekonomii. Bo nie wiadomo, co z tego będziemy mieli. A powinno być wiadomo! Kalkulacja zysków i strat jest w ludzkiej naturze.

Powiedział mi kiedyś ateista, że on ma wyższą moralność niż wierzący, bo wierzący ma motywację bycia zbawionym, a on jest przyzwoity bezinteresownie.

Zabawne. Ludzie niczego nie robią bezinteresownie. Gdyby było inaczej, znaczyłoby to, że działają bezcelowo. To najzupełniej normalne, że człowiek nie bierze się za to, co nie przyniesie mu żadnej korzyści. Apostołowie pytali Jezusa, co z tego będą mieli, że zostawili wszystko i poszli za Nim. A Jezus wcale się nie oburzył, tylko powiedział, że będą mieli stokroć więcej niż zostawili. I to już na ziemi! A w niebie niewyobrażalnie więcej.

Ilekroć Jezus mówił o wymaganiach, zawsze – przynajmniej w tle – była korzyść człowieka. I to olbrzymia, niewyobrażalna, bo wieczna. Ale Jezus nie postulował. Nie rzucał pustych apeli w rodzaju: „bądźcie ubodzy”. Mówił: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”. To jest obietnica: ubogi w duchu będzie szczęśliwy (błogosławiony), a czeka na niego szczęście wieczne. O czym tu mowa, jeśli nie o zysku? I to jest najdosłowniej czysty zysk.

Dlaczego więc ludzie, zamiast rzucać się na to, co jest ich zyskiem, często wybierają to, co ich niszczy? Dlatego, że gdy Bóg do czegoś wzywa, z reguły wydaje się to sprzeczne z naszym interesem. Dziecko poczęte akurat wtedy, gdy planuje się karierę, wydaje się przekreślać życie. A gdy jeszcze okaże się chore, życie wydaje się przekreślone podwójnie. To kłamstwo diabła, który mało kiedy tak szaleje, jak właśnie w takich razach, gdy widzi szansę na zrobienie z przyzwoitych ludzi zabójców. Dostałem kiedyś rozpaczliwy list od takiego człowieka, który wybrał „karierę” zamiast dziecka. Rzadki przypadek – mężczyzna, który namówił żonę do pozbycia się maleństwa zanim się urodziło. „Od tamtej chwili życie się dla mnie skończyło” – pisał. A przecież miało być całkiem inaczej. Rzekoma przeszkoda do kariery usunięta, ale co mu po takiej karierze, gdy nie znalazł w niej radości.

Cała rzecz polega na rezygnacji z tego, co uważam za swój interes, skoro Bóg mówi, że moim interesem jest coś innego. To jest właśnie zaufanie. Ryzyko rezygnacji z własnego interesu we własnym interesie.

 

GN w oczy kole

Katarzyna Wiśniewska w „Gazecie Wyborczej” napiętnowała „Gościa” za akcję „Zadzwoń do posła” w sprawie projektu ustawy zakazującej aborcji. Powołała się na „dane” Federacji na rzecz Kobiet, według których „tak naprawdę ciążę przerywa rocznie 80–200 tys. Polek” (panie z Federacji mają te dane z kapelusza, ale gdyby nawet były prawdziwe, to czy wielka liczba zbrodni oznacza, że należy ją zalegalizować?). Projekt, pod którym podpisało się 600 tysięcy Polaków nazwała „wariackim” (pani redaktor nazywa wariatami ponad pół miliona Polaków?), a następnie poradziła redaktorom „Gościa”: „A może, zamiast tracić energię na wydzwanianie do posłów, zastanowiliby się, jak faktycznie pomóc kobietom stojącym przed dylematem – urodzić czy usunąć”. Oj, pani redaktor, właśnie to robimy. Gdy nie będzie możliwości popełnienia zbrodni, nie będzie też dylematu: popełnić czy nie. Zabawne, że w tym samym numerze GW Piotr Pacewicz każe nam się wstydzić, bo na homoparadzie w Tel Awiwie było 100 tysięcy ludzi, a w Warszawie jakaś garstka („aż bałem się liczyć”). Nawołuje więc do podpisywania zamieszczonego w GW apelu do marszałka o rozpoczęcie sejmowej debaty o związkach partnerskich. I choć popiera ten pomysł garstka ludzi, nie ma w nim nic wariackiego.

65 wspaniałych

Dobra wiadomość: w Sejmie powstał Parlamentarny Zespół na rzecz Ochrony Życia. W dniu rejestracji, 10 czerwca, zespół liczył 65 posłów. Jak powiedział serwisowi gosc.pl poseł Jan Dziedziczak, do zespołu należą parlamentarzyści z PiS, PO i PJN. Każdy z nich deklarował poparcie dla projektu całkowitej ochrony życia, a ponadto zobowiązał się do pozyskiwania jego zwolenników w swoim klubie. Na czele zespołu stoi Jan Dziedziczak z PiS, a jego zastępcą jest Jacek Żalek z PO. Świetnie. Czyli do 65 posłów już nie trzeba dzwonić. Zostanie więcej energii na innych.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.