Polski gen wolności. O Polakach, którzy podjęli próbę ucieczki z Syberii

Piotr Legutko

|

GN 17/2024

publikacja 25.04.2024 00:00

Dlaczego zesłańcy decydowali się na szaleńczą ucieczkę z Syberii?

Kadr z filmu „Niepokonani”. Kadr z filmu „Niepokonani”.
materiał prasowy

Deportacje w głąb Rosji są tak stare jak sama Rosja. Listę Polaków zsyłanych na Syberię otwierali biskupi Kajetan Sołtyk i Józef Załuski – w czasach konfederacji barskiej. Najwięcej rodaków trafiło tam po upadku powstania styczniowego. Najokrutniejsze żniwo zebrały zsyłki w ciągu XX wieku. Zawsze jednak, bez względu na epokę, pragnienie wolności okazywało się silniejsze niż strach, a Polacy mimo ekstremalnych warunków i ogromnych odległości podejmowali próby ucieczki. O wielu z nich nigdy się nie dowiemy, na szczęście ci, którym się udało uciec, często spisywali wspomnienia. Ich autorzy zdobywali nieśmiertelną sławę (jak Maurycy Beniowski czy Ferdynand Ossendowski) lub popadali w zapomnienie (jak Rufin Piotrowski, któremu drugie życie dała dopiero Elżbieta Cherezińska w znakomitej powieści „Turniej cieni”). Ale bywało i tak, że pięknie spisane historie ucieczek były weryfikowane przez czas i… otwierane po dekadach sowieckie archiwa. Okazywały się fałszywkami. Ale po kolei.

Z pomocą świętych Piotra i Pawła

Pierwszym słynnym uciekinierem, który swój wyczyn opisał, był Maurycy Beniowski, konfederat barski, potem zesłaniec, awanturnik, kolonizator, obwołany na koniec królem Madagaskaru. Jego romantyczna historia inspirowała pisarzy i poetów (z Juliuszem Słowackim na czele), a sama ucieczka z Rosji została przyćmiona przez późniejsze, niewiarygodne wręcz przygody. Różnica między Beniowskim a innymi uciekinierami polega na tym, że był on przywódcą buntu dużej grupy zesłańców, którzy najpierw opanowali miasto Bolszerieck na Kamczatce, a następnie statek „Św. Piotr i Paweł”, na którym opuścił nieludzką ziemię. To, co się działo podczas podróży od Morza Arktycznego po Tajwan, Japonię i Makau w Chinach, to już zupełnie inna historia, niezwykle malownicza, ale mająca niewiele wspólnego z samą Syberią.

Tam mieliśmy do czynienia z jeszcze jednym polskim buntem, niestety zakończonym tragicznie. Jego przywódcą był ks. Jan Henryk Sierociński, zesłany do Omska wraz z rzeszą ponad 2 tys. powstańców listopadowych. Były przeor i opiekun szkół bazylianów na Wołyniu chciał nie tyle uciec z Syberii, ile oderwać ją od Rosji, wzniecając antycarskie powstanie zesłańców. Plan nie był tak szalony, jak się wydaje, bo przygotowany w porozumieniu z kazachskimi watażkami, ale został zniweczony przez zdradę. Dwunastu spiskowców, w tym Sierocińskiego, skazano na praszczęta, okrutną karę polegającą na okładaniu kijami przez szpaler żołnierzy. Zasądzono 7 tysięcy uderzeń, ksiądz przetrzymał tysiąc, wyzionął ducha… a mimo to bito go dalej.

Maurycy August Beniowski po klęsce konfederacji barskiej został deportowany na Kamczatkę,  skąd udało mu się uciec.   Maurycy August Beniowski po klęsce konfederacji barskiej został deportowany na Kamczatkę, skąd udało mu się uciec.
nac

Jak Wysocki na mydle

Straszny los spiskowców z Omska znany był w ówczesnej Polsce, podobnie jak historia Piotra Wysockiego, przywódcy buntu listopadowego podchorążych, który podjął próbę ucieczki z katorgi. Jego błąd polegał na tym, że zawierzył przewodnikowi, rosyjskiemu chłopu, który go zdradził. Pojmanego także skazano na praszczęta, ale zasądzono „jedynie” tysiąc kijów. Przeżył. Dwa lata pracował przykuty do taczki w kopalni miedzi w Akatui, gdzie w końcu pozwolono mu na „wolne” osiedlenie się.

Dla tysięcy powstańców listopadowych, a potem styczniowych zsyłka oznaczała właśnie nakaz zamieszkania w określonej miejscowości na Syberii. Cel był jasny, chciano odizolować polskich buntowników od reszty społeczeństwa. Nie chodziło zatem – jak w czasach sowieckich – o eksterminację fizyczną przez wyniszczenie głodem i nieludzkimi warunkami egzystencji. Piotr Wysocki otworzył nawet w Akatui nieźle prosperującą firmę produkującą mydło. Wspierał dzięki temu innych zesłańców, a w rocznicę wybuchu powstania do jego domu zjeżdżali się osiedleńcy nawet z odległych miejscowości. Paradoks polegał na tym, że na syberyjskim przymusowym osiedleniu żyło się lepiej niż w europejskiej części Rosji, co potwierdza w swoich pamiętnikach także Rufin Piotrowski. Ciepło wspomina w nich nie tylko towarzyszy niedoli, ale i wielu miejscowych chłopów czy „przyzwoitych” urzędników. Dlaczego więc zdecydował się na szaleńczą ucieczkę, pomny choćby strasznego losu ks. Sierocińskiego?

Odyseja Rufina

Rufin Piotrowski skazany został na śmierć za pracę konspiracyjną w Kamieńcu Podolskim. Miał już wtedy za sobą udział w powstaniu listopadowym (walczył w korpusie dowodzonym przez gen. Dwernickiego) oraz emigrację. Związał się z Towarzystwem Demokratycznym, ale zamiast spokojnego życia na paryskim bruku wybrał pracę emisariusza w kraju. Wiedział, co ryzykuje, liczył się z konsekwencjami. Jego determinacja i patriotyzm zrobiły wrażenie nawet na carskich czynownikach. Zmieniono mu karę śmierci na dożywotnią katorgę. Nie wyobrażał sobie jednak, że miałby już nie zobaczyć ojczystych stron. Dziś pewnie trudno pojąć, jakimi motywacjami kierowali się uciekinierzy, którzy nie byli przecież osadzeni w gułagach, często żyli wśród ludzi im życzliwych. Zapewne dawał o sobie znać ów gen wolności, zapisany w polskim DNA.

Piotrowski uciekał sam. Przeszedł, przejechał i przepłynął w sumie blisko 5 tys. kilometrów. Swoją odyseję zaczął w środku zimy 1846 roku, pracując w gorzelni jekateryńskiej. Dzięki temu miał trochę odłożonych rubli, dwa fałszywe paszporty i skumulowane doświadczenie dwóch lat spędzonych wśród autochtonów w syberyjskiej tajdze. Tysiące rozmów, mnóstwo użytecznych informacji, kilka szczegółowych map zapisanych w (doskonałej) pamięci. Wcielał się w chłopa, pielgrzyma, robotnika sezonowego, w zależności od potrzeb. Sypiał głównie w lasach, na polach, w wykopywanych przez siebie śnieżnych jamach. Trzymał się możliwie daleko od siedzib ludzkich. Przez Iszym, Tiumeń, Irbit, Solikamsk, Wielki Ustiug dotarł do Archangielska. Potem były Petersburg, Królewiec, Gdańsk, Berlin, Lipsk i Paryż.

Nietrudno wyobrazić sobie, jaką sensacją było pojawienie się Piotrowskiego w Paryżu. Trudniej zrozumieć, dlaczego w wolnej Polsce jego wyczyn nie trafił do podręczników szkolnych. Pamiętniki, jakie wydał w 1860 roku, były wszak prawdziwym bestsellerem, przetłumaczono je na języki: angielski, niemiecki, duński, szwedzki, holenderski i oczywiście rosyjski. Dla poszerzenia wiedzy o carskim systemie represji odegrały podobną rolę, jak sto lat później książki Józefa Czapskiego czy Herlinga Grudzińskiego. Hołdy składali mu wszyscy emigranci, z Adamem Mickiewiczem na czele. Ale przede wszystkim był ogromnym autorytetem dla młodzieży – pracował jako nauczyciel w słynnej Szkole Narodowej Polskiej w Paryżu. Co ciekawe, dla potrzeb prowadzonych tam kursów Piotrowski opracował… podręcznik gramatyki dla klas licealnych, zaś dla młodszych uczniów „Naukę praktyczną języka polskiego w klasach elementarnych”.

Bohaterowie i zdrajcy

Nie wiemy, ilu zesłańców, którzy trafili już do Rosji Sowieckiej, znało historię Rufina. Jest za to pewne, że wielu z nich ożywiał ten sam duch. Równie znana, bo spopularyzowana przez kino, była ucieczka w 1941 roku z gułagu na Syberii przez pustynię Gobi, Chiny i Mongolię do Indii, a później Iranu. Mogliśmy ją zobaczyć w filmie Petera Weira „Niepokonani”. Przywódcą zbiegów jest tu Janusz (gra go Jim Sturgess), prawdziwy lider zarażający innych wolą przetrwania i pragnieniem wolności. Film jest swobodną ekranizacją ponoć autobiograficznej książki „Długi marsz” Sławomira Rawicza. Książka zrobiła jeszcze większą karierę niż pamiętniki Piotrowskiego. Przetłumaczono ją na 25 języków i weszła do światowego kanonu. Tyle że z ujawnionych w 2006 r. dokumentów wynika, że Rawicz został wypuszczony z gułagu w 1942 roku w ramach amnestii. Nie mogło być więc ucieczki z jego udziałem. Nie znaczy to, że podobne historie się nie zdarzały.

Bronisław Szeremeta, uczestnik kampanii wrześniowej, został wywieziony do łagru w Republice Komi. Wraz z trzema innymi polskimi żołnierzami, po kilkumiesięcznych przygotowaniach, wyposażeni w kompas, mapę oraz pieniądze wygrane w pokera, 18 lipca 1941 r. ruszyli w drogę. Była ona pełna dramatycznych zdarzeń. Dwóch z nich zostało zatrzymanych przy próbie zdobycia jedzenia. Dwóch pozostałych psy wytropiły dopiero na dawnej polskiej granicy i po niemal 3 tys. km ucieczki trafili do aresztu, ale wzięto ich za przemytników. Szeremeta dotarł w końcu do Lwowa, walczył w szeregach AK. Niestety, już po wojnie znów został skazany na 20 lat łagrów. Dopiero w kwietniu 1959 r. wrócił do Polski.

Co jeszcze łączy ks. Sierocińskiego, Rufina Piotrowskiego i Bronisława Szeremetę? Wszyscy zostali zdradzeni przez rodaków i to za ich sprawą trafili na katorgę. Tak to w naszych dziejach zdrada mieszała się z heroizmem. Nazwiska konfidentów utonęły dziś w mrokach zapomnienia, za to o czynach bohaterów warto pisać książki i kręcić filmy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.