O. Piotr Rostworowski – pierwszy święty z Tyńca?

Jarosław Dudała

|

30.04.2024 07:00 Gość Niedzielny

publikacja 30.04.2024 07:00

– Co za beznadziejny klasztor… Tysiąc lat historii i ani jednego świętego – mówił o. Piotrowi Rostworowskiemu jeden ze współbraci z Tyńca. – Masz szansę! – odparł o. Piotr. Ale chyba to on sam ma największe szanse, by znaleźć się na ołtarzach. Dziś przypada 25. rocznica jego śmierci.

O. Piotr Rostworowski – pierwszy święty z Tyńca? O. Piotr Rostworowski w habicie kamedulskim (ok. 1970 r.) Archiwum Opactwa w Tyńcu

Wojciech Jan Rostworowski, przedwojenny kawalerzysta, syn hrabiego–senatora II RP wyjechał w 1929 r. na studia do Paryża. Szybko je przerwał. Wstąpił w Belgii do benedyktynów. Stamtąd, jeszcze przed wojną, został wysłany do podkrakowskiego Tyńca, by uczestniczyć w odnowieniu starego opactwa. Po wojnie został jego przeorem. Przeszedł potem do kamedułów na krakowskich Bielanach.  Tam także był przeorem. Kierował następnie wspólnotami kamedulskimi w Kolumbii i we Włoszech.  Zmarł we Frascati w 1999 r. Dziś przypada 25. rocznica jego śmierci.

Mimo upływu lat, pamięć o nim nie gaśnie. Można by raczej powiedzieć, że o. Piotr obrasta legendą.

Beatyfikować!

– Zajmowałem się gromadzeniem archiwów po nim. Wcześniej zbierał je o. Paweł Sczaniecki z pomocą zawodowego archiwisty pana Janusza Koralewskiego, który przez pewien czas sam był duchowym podopiecznym ojca Piotra – mówi archiwista tynieckiego opactwa o. Konrad Małys OSB. – Gromadziliśmy profesjonalne archiwum ojca Piotra, rozpisując również kwerendę w rozmaitych miejscach, różnych klasztorach, w których przebywał. Mamy wywiady z osobami pamiętającymi o. Piotra. Nagrywała je dziennikarka pani Marzena Florkowska. Dostaliśmy też sporo materiałów od ludzi świeckich, do których pisał listy – mówi o. Małys.
– Wśród nich – podkreśla – jest formalny postulat beatyfikacji ojca Piotra. Zgłosiła go matka Józefa Szwedra, obecnie nieżyjąca już przeorysza klasztoru karmelitanek bosych w Gnieźnie, która przez wiele lat miała żywy kontakt z ojcem Piotrem.

Anegdota

– My się w klasztorze w Tyńcu uśmiechamy, że przez tysiąc lat nie było w nim jeszcze żadnego kanonizowanego czy beatyfikowanego świętego, chociaż umierali w nim bracia cieszący się opinią świętości. Ojciec Piotr na pewno był taką postacią (choć akurat nie zmarł w Tyńcu). Mamy uzbieranych sporo dokumentów do jego procesu beatyfikacyjnego – mówi o. Konrad. Niektóre zostały wydawane przez tynieckie wydawnictwo.

– Jest taka anegdota o ojcu Piotrze – mówi o. Małys – że kiedyś jeden z braci z uśmiechem powiedział mu: „Ojcze, co to za beznadziejny klasztor ten Tyniec! Ma już prawie tysiąc lat i ani jednego świętego.” Na to ojciec Piotr odpowiedział: „Masz szansę!” Ów brat na to: „Eee.., nie byłoby pieniędzy na beatyfikację…” Na co ojciec Piotr odrzekł: „Jak będziesz święty, to będzie kult. Jak będzie kult, to będą pielgrzymki, a jak będą pielgrzymki, to znajdą się pieniądze”.

– W każdym razie temat beatyfikacji o. Piotra jest otwarty – twierdzi o. Małys, przyznając jednak, że oficjalnych starań w tym kierunku jak na razie nie ma.

Jak św. o. Pio?

– Jego postać obrosła już legendą. Wspomagał duchowo bardzo wiele osób, także tych znanych w Kościele, np. założycielkę Małych Sióstr Jezusa matkę Magdeleine Hutin. Jej zgromadzenie dosłownie powstawało na jego oczach. Małe siostry opowiadały o nim rozmaite historie. Np. jechały gdzieś we Francji swoim samochodem–kaplicą z Najświętszym Sakramentem. Dyskutowały nad jakimś ważnym problemem. Mówiły: „gdyby tu był ojciec Piotr, pomógłby ten problem rozwiązać”. Anegdota mówi, że właśnie w tym momencie dostrzegły autostopowicza w bieli, z brodą. To był właśnie… ojciec Piotr – opowiada o. Małys.

– Podobną historię – dodaje – relacjonował filozof prof. Stefan Swierzawski. Czasy komunistyczne były dla niego bardzo trudne. Miał problemy na uczelni. Po mszy w kościele świętej Anny w Krakowie miał taką myśl, żeby z tymi swoimi strapieniami pojechać do ojca Piotra, ale pora była już późna, a droga do Tyńca tak wyboista, że taksówkarze nie chcieli nią jeździć. Profesor wiedział więc, że ze spotkania nici. Szedł więc sobie ul. Loretańską i na którymś rogu wprost na niego wyszedł… o. Piotr Rostworowski.

– O. Piotr jako kierownik duchowy bardzo mocno zaznaczał się w życiu ludzi, którzy go znali – podkreśla.

Spowiednik prymasa i przyszłego papieża

Wspomina, że o. Piotr nie pozostawiał bez odpowiedzi żadnego listu. Odpisywał na nie, przeznaczając na to czasem całe dni. Ponadto – co dziś szczególnie ważne – prowadził dziennik korespondencyjny, w którym każdy list otrzymywał numer. – Dziennik ten zachował się.  Dzięki niemu wiemy, że napisał prawie trzydzieści tysięcy listów! Część z nich wróciła do nas w postaci kopii czy oryginałów, czasem z klauzulą, że nie mogą być publikowane bez zgody adresatów – mówi archiwista z Tyńca.

– Każdy z tych listów jest ciekawy. Wiele osób regularnie korzystało z kierownictwa duchowego o. Piotra przez wiele lat. Pisali z konkretnymi pytaniami, w konkretnych sprawach. Ojciec Piotr wydobywał te problemy i odpowiadał, jak wygląda ich rozwiązanie w duchu wiary. Ta korespondencja to chyba najciekawsza część jego spuścizny. To żywy miąższ relacji, w których jest Pan Bóg – uważa o. Małys.

– Osobiście uważam, że najważniejszy wymiar historii to właśnie wymiar ukryty: ukryty w tajemnicach ludzkich serc i w zwyczajnym życiu, w którym człowiek dokonuje decyzji, które są ważne dla niego i które są albo decyzjami w duchu wiary, albo są jakimś błąkaniem się po bezdrożach – mówi benedyktyn.

Jego zdaniem, o. Rostworowski był ukrytym spiritus movens wielkich dzieł podejmowanych na zewnątrz. Brał np. udział w przeszczepieniu na grunt Kościoła w Polsce ruchu Focolari. Miał żywy kontakt z prymasem Stefanem Wyszyńskim, a także z ówczesnym biskupem Karolem Wojtyłą, który czasem się u niego spowiadał.

Więzienie „całkowicie monastyczne”

– Miał też w swoim życiu epizod więzienny. W czasie praskiej wiosny dwie Czeszki szukały możliwości przedostania się na Zachód, ponieważ ich mężowie zostali tam bez możliwości powrotu do Czechosłowacji. Ojciec Piotr uważał, że żadne prawo stanowione nie może przeszkadzać w połączeniu się rodziny. Podjął się przeprowadzenia tych dwóch kobiet przez zieloną granicę. Niestety, nie udało się to, chociaż wszystko było przygotowane. Nie przewidział jednej rzeczy: że jeden z jego własnych współbraci jest komunistycznym konfidentem. O. Piotr został zadenuncjowany został, aresztowany i skazany na cztery lata więzienia, z których na skutek amnestii odsiedział niespełna połowę. Miałem możliwość porozmawiać z adwokatem, który prowadził wówczas jego sprawy. To był pan Tadeusz de Virion, nieżyjący już dzisiaj warszawski adwokat, który wspominał, że trafił mu się klient, który absolutnie nie oczekiwał od niego żadnej obrony, ponieważ nie poczuwał się do żadnej odpowiedzialności.  W trakcie rozprawy o. Piotr nie okazał żadnej skruchy. Oświadczył, że prawo, które przeszkadza rodzinie połączyć się ze sobą, jest nieuczciwe – opowiada o. Małys.

Dodaje, że o. Piotr chwalił sobie więzienne warunki, bo – jak ocenił – były one „całkowicie monastyczne”.

Nawrócenie odstępcy

Tyniecki archiwista wspomina też list, w którym o. Rostworowski prosił tynieckich benedyktynów o modlitwę za jednego z ich byłych współbraci – o. Jana Wierusz–Kowalskiego, który – jak mówi o. Małys – utracił wiarę i przeszedł całkowicie na ateistyczne pozycje. Rzeczywiście, ten były benedyktyn zrobił w czasach komunistycznych karierę naukową profesora–religioznawcy, występującego z pozycji materialistycznych. Pracował w Urzędzie ds. Wyznań, a według Sławomira Cenckiewicza był także oficerem zwalczającego Kościół IV Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

– Pamiętam, że trzy miesiące po otrzymaniu listu o. Piotra z prośbą od modlitwę za o. Jana, ojciec opat przeczytał nam fragment listu, który otrzymał od… ojca Jana. Prosił w nim, żeby przyjechał do niego jeden z naszych zakonników. Pojechał ojciec Paweł Sczaniecki. Nie naruszając tajemnicy spowiedzi, mówił potem, że ojciec Jan zatoczył w życiu pętlę i że umrze pojednany z Panem Bogiem. Tak, o. Rostworowski nie wyrzucił nigdy serca żadnego człowieka, którego Pan Bóg postawił na jego drodze – komentuje o. Małys.

Najpiękniejszy chrześcijanin naszych czasów

Wspomina jeszcze jedną niezwykłą historię:

– Ojciec Piotr prowadził też pewne małżeństwo żydowskie. To byli młodzi ludzie. Najpierw ta dziewczyna nawiązała jakoś kontakt z o. Piotrem, potem włączyła w to swojego chłopaka. Ojciec Rostworowski wspominał, że nie było momentu łaski, w którym oni przeszliby na katolicyzm czy przyjęli Chrystusa. Prosili go jednak o błogosławieństwo. Użył więc błogosławieństwa dla młodej pary z Księgi Izajasza. A potem się rozstali. Wyjechali do Francji. Gdy o. Piotr zmarł, napisali do wspominanego już pana Janusza Koralewskiego, że to był – obok Matki Teresy z Kalkuty i Jana Pawła II – najpiękniejszy chrześcijanin naszych czasów.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?