Reklama agresji

ks. Tomasz Horak

|

GN 23/2011

Pojechałem do szklarza z komunijnymi obrazkami. Obie witryny zakładu rozbite. Szkło się jednak trzyma – bezpieczne szyby. W miejscach uderzeń rozległe i malownicze gwiazdy.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Wyglądało to jak reklama gwarantowanego szkła na wystawowe okna. „Szczęść Boże!” – przywitał mnie właściciel. Szczęść Boże, odpowiedziałem. A te wzorki na oknach to dobra reklama – dodałem. Uśmiechnął się smutno. „Jasne, że reklama. Ale niech mi ksiądz powie, dlaczego tyle agresji wokoło?” Strasznie dużo – zacząłem. Od góry – do dołu. Od najwyższej władzy po tych łebków na ulicy. Pokręcił głową przecząco. „Nieprawda. Odwrotnie. Od dołu do góry. I niech mi ksiądz powie, dlaczego w chrześcijańskim kraju nikt nie przerwie tego łańcucha agresji?”

Dotknął w tym momencie tematu, który od lat mnie niepokoi. Czym jako chrześcijańskie i katolickie społeczeństwo różnimy się od społeczeństwa czeskiego, gdzie chrześcijanie są mniejszością, w niektórych rejonach niewielką liczbowo? Czym? To pytanie nie ja sformułowałem. Ja je kiedyś usłyszałem w przypadkowej rozmowie na ulicy. Ktoś zobaczył księdza w przygranicznej miejscowości, zagadnął – i po chwili rozmowy to pytanie postawił. Bolesne pytanie. A ów człowiek miał swoją odpowiedź na postawione pytanie. „Różnimy się agresją, różnimy się pijaństwem, różnimy się lenistwem, różnimy się nieuczciwością, różnimy się nieskutecznym prawem, różnimy się złą kuchnią, kolejkami do lekarza i byle jakim piwem”. Spieraliśmy się dłużej, bo uważałem, że wypunktował tylko te sprawy, które były poparciem jego tezy.

Ale koniec końców musiałem przyznać, że chrześcijańskie zasady mają niewielki wpływ na życie. I to niepokoi. Ten ograniczony wpływ Ewangelii (a nawet Dekalogu) na społeczeństwo, na funkcjonowanie państwowych struktur, na etos pracy, na postawy polityków wybieranych przez chrześcijańską ponoć większość. Rozmowę ze szklarzem przerywali kolejni klienci, złożyłem moje zamówienie, a wypędził mnie czas – przecież parkomat odlicza każdą minutę. Ale – pomyślałem sobie – dobrze, że są ludzie, którzy problem agresji widzą. I sami nie reagują agresywnie, w stylu: policji by trzeba, karać należy, obozy pracy dla takich! Nic z tych rzeczy.

Tylko spokojne, zatroskane pytanie: dlaczego nikt nie przerwie tego błędnego koła? Przypomniały mi się też spowiedzi dzieci. Uczę je podejmowania konkretnych postanowień. Osiem na dziesięć to albo „nie przeklinać”, albo „nie bić (siostry, kolegów)”. Czyli – przezwyciężać agresję. W którym momencie życia odrzucą takie postanowienia jako nierealne, niepotrzebne, nieważne? Jak pomóc, by życie nie zgasiło tych dziecięcych pragnień i postanowień? By życie dorosłych Ewangelii nie zgasiło. I Dekalogu nie przekreśliło.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.