Biblia Biblii nierówna? Rozmowa o przekładach Pisma Świętego

Agnieszka Huf

|

Gość Niedzielny

publikacja 14.04.2024 08:00

Skąd się biorą różnice w przekładach biblijnych i czy są zagrożeniem dla wiary? Kto może tłumaczyć Pismo Święte? Co jest największym wyzwaniem dla tłumacza? Odpowiada dr Michał Klukowski z KUL.

Biblia Biblii nierówna? Rozmowa o przekładach Pisma Świętego Dopiero w połowie XX wieku rozpoczęto przekładać Biblię z języków oryginalnych, wyjątkiem były wydania protestanckie, Biblia Brzeska (1563 r.) i Biblia Gdańska (1632 r.). Mirosław Jarosz / Foto Gość

Agnieszka Huf: Legenda głosi, że siedemdziesięciu Żydów pracowało nad tłumaczeniem Tory – każdy w swojej celi, nie kontaktując się ze sobą. Kiedy skończyli, porównali teksty. Okazało się, że nie było żadnych różnic. Tak miała powstać Septuaginta – pierwsze tłumaczenie Biblii hebrajskiej na grekę. My dziś przekładów mamy mniej niż 70, ale różnice między nimi są bardzo wyraźne. Z czego to wynika?

Dr Michał Klukowski:
Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że języki starożytne, w których Biblia została napisana, czyli hebrajski, aramejski czy grecki, to zupełnie odrębne języki od tych, którymi posługujemy się dzisiaj. Trudno oddać dosłownie składnię zdania czy znaczenie słów, szczególnie, że niektóre wyrażenia mają po kilka znaczeń. Z tym samym problem spotykamy się zresztą w tłumaczeniach nowożytnych – czasem w słowniku znajdujemy pięć znaczeń, w oparciu o kontekst tekstu tłumacz musi zdecydować, które z nich najlepiej odda intencje autora. A w przypadku tekstów starożytnych jest to o tyle trudniejsze, że nikt nam nie zostawił słownika ani podręcznika gramatyki, więc musimy sami, na podstawie kontekstu albo porównania z innymi tekstami, wywnioskować, jak to słowo zostało użyte. Bywa, że dane słowo pojawia się w literaturze starożytnej tylko raz czy dwa – wtedy o jego znaczeniu zwykle decyduje sam kontekst.

Czy starożytne języki w swojej konstrukcji były podobne do tych, których używamy dzisiaj?

Na pewno nie były tak precyzyjne. Na przykład greckie pistis może oznaczać „wiarę” albo „wierność”. I jedni tłumaczą fragment Rz 3,22, który mówi o sprawiedliwości Boga, że jest ona osiągana przez wiarę w Jezusa Chrystusa – tak mamy w naszych przekładach. Ale inni uznają, że sprawiedliwość ta uzyskiwana jest przez wierność Jezusa Chrystusa, czyli dlatego, że Jezus pozostał  wierny Bogu do końca, aż do oddania swojego życia za nas. Na takie problemy natyka się każdy, kto mierzy się z tłumaczeniem tekstów.

Tylko jak się ma w tym odnaleźć przeciętny człowiek? Na katechezie uczyliśmy się, że każde słowo w Biblii ma znaczenie. A tymczasem w zależności od tłumaczenia, te same słowa mogą mieć to znaczenie zupełnie inne. Czy nie jest to zagrożeniem dla wiary?

Trzeba pamiętać o tym, że nasza wiara tak naprawdę opiera się na osobie Jezusa Chrystusa, na wydarzeniach, które są z Nim związane i na apostołach, którzy o tym świadczyli. Tak więc możemy się spierać o tłumaczenie tego czy innego zdania, ale nie możemy się kłócić o fakty, które były poświadczane przez apostołów: że Jezus umarł, zmartwychwstał i posłał ich z Dobrą Nowiną. Te różnice tekstualne, tłumaczeniowe, które napotykamy w Biblii, nie wpływają na istotę naszej wiary. One mogą przesuwać akcenty znaczeniowe, jak w przytoczonym przykładzie o wierze i wierności, ale nie zmieniają sensu. Gdybyśmy się obawiali, że jakaś interpretacja mogłaby naruszyć naszą wiarę, to de facto przyznawalibyśmy osobom postronnym, że ta wiara nie tyle wynika z objawienia zawartego w tekście, co raczej, że wiara ta ‒ uformowana w konkretnym wyznaniu chrześcijańskim ‒ jest narzucana tekstowi, aby zachowała nasze wyobrażenia o Bogu i broń Boże, aby ich nie burzyła. Nasza wiara jest rozumna, nasz rozum stale zbliża się do prawdy, a dzięki metodom naukowym jest on dyscyplinowany tak, aby w akcie interpretacji nie wychodzić poza to, co sam tekst nam mówi.

Czy da się określić, ile mamy tłumaczeń Pisma Świętego na język polski? Czy ktoś to liczy?

Jak najbardziej! Jeśli myślimy o Piśmie Świętym jako całości – Starym i Nowym Testamencie – możemy mówić o 24 przekładach, włączając te, które pojawiają się przy seriach komentarzy biblijnych. Przy czym dopiero w połowie XX wieku rozpoczęto przekładać Biblię z języków oryginalnych, wyjątkiem były wydania protestanckie, Biblia Brzeska (1563 r.) i  Biblia Gdańska (1632 r.)

Te 24 przekłady powstały w Kościele katolickim?

Nie, liczba ta obejmuje także pozostałe wyznania chrześcijańskie. 

Dlaczego ciągle powstają nowe tłumaczenia? Bo rozumiem, że Biblia Tysiąclecia pojawiła się, żeby zastąpić tłumaczenie Jakuba Wujka, które było naszpikowane archaizmami. Ale teraz co rusz powstają kolejne – Biblia Paulistów, Biblia Pierwszego Kościoła… Jaki cel przyświeca ich tłumaczom?

Zwykle nowe tłumaczenia powstają, ponieważ dotychczasowe nie odpowiadają na jakieś konkretne potrzeby. Na przykład tzw. Biblia Paulistów miała być z założenia bardziej duszpasterska, więc jej język miał być jeszcze bardziej współczesny niż język Biblii Tysiąclecia. Ta ostatnia ze swoją dostojnością dobrze sprawdza się w liturgii, ale z punktu widzenia dzisiejszego języka mamy w niej już dużo archaizmów. Z kolei wydana kilka lat temu Biblia Ekumeniczna miała na celu przygotować tekst, uzgodniony przez większość wspólnot chrześcijańskich, który mógłby służyć przy okazji spotkań o charakterze międzywyznaniowym. Jeszcze innym eksperymentem jest Biblia w Nowym Przekładzie Dynamicznym. On skierowany był do osób, które nie czują się związane z żadnym z wyznań chrześcijańskich. Tekst miał być przekazany w sposób jak najbardziej komunikatywny, ale bez wchodzenia w naleciałości historyczno-teologiczne. Trzeba też pamiętać o tym, że nauki biblijne, jak wszystkie inne dyscypliny naukowe, stale się rozwijają. Cały czas poszerzamy naszą wiedzę, znamy obecnie więcej wariantów tekstów biblijnych, choćby tych odkrytych w Qumran, które rzucają nowe światło na historię rozwoju tekstu biblijnego, a co za tym idzie na nasze rozumienie tych tekstów. Pogłębiamy wiedzę o świecie starożytnym, ale także o współczesnym odbiorcy tekstu, więc musimy być gotowi na kolejne tłumaczenia, uwzględniające te wszystkie zmiany.

Czytaj też: „Jest taki moment”. Poszukując klucza do Biblii

I tu pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż jest wielką łaską i osiągnięciem polskiego Kościoła, że kolejne przekłady mogą w ogóle powstawać. Takie przedsięwzięcie wymaga ogromnego zespołu ludzi, który w stosunkowo krótkim (tj. kilkuletnim) okresie byłby w stanie dokonać nowego przekładu z języków oryginalnych. Dzięki temu, że rokrocznie biskupi diecezjalni posyłają księży na specjalistyczne studia biblijne, Kościół w Polsce ma zasoby ludzkie do tworzenia kolejnych przekładów. Pomijając kraje zachodnie, wiele krajów byłego Związku Sowieckiego, a także Azji i Afryki nie ma tak wielu kompetentnych osób, które byłyby w stanie „z marszu” podjąć się przedsięwzięcia przekładu całego Pisma Świętego z języków oryginalnych. Warto to doceniać.

Co decyduje o tym, które tłumaczenia są uznane w Kościele?

To długi proces. Na pewno ważne jest, aby tłumacze posiadali znajomość języków biblijnych, potwierdzoną stopniami lub tytułami naukowymi, nadawanymi na katolickich uczelniach, które mają umocowanie w Kościele. Kiedy taki tłumacz zakończy swoją pracę, jego przekład oceniony jest przez innych ekspertów, a później otrzymuje imprimatur od miejscowego biskupa. Uznanie przekładu w kościele nie odbywa się więc za pomocą jakiejś jednogłośnej, uroczystej aklamacji, tylko opiera się na wzajemnym zaufaniu instytucji kościelnych i naukowych. Czyli nadając komuś tytuł naukowy, Kościół ufa mu i zakłada, że jego przekład będzie właściwy, podobnie ufa się tym, którzy będą go sprawdzać i którzy też posiadają stopnie naukowe. Konkretny przykład: obecnie na KUL-u pracujemy nad Biblią Lubelską, nowym przekładem z krótkim komentarzem do tekstu, i mnie powierzono przygotowanie jednej z ksiąg. Przygotowuję tłumaczenie, opierając się na badaniach naukowych, następnie co najmniej dwóch recenzentów sprawdzi zasadność i poprawność dokonanego tłumaczenia, a następnie przekład ten zostanie wydany w wydawnictwie uniwersyteckim, i w ten naturalny sposób przekład ten zostanie „uznany” w Kościele, właśnie na mocy zaufania do instytucji naukowej umocowanej w strukturach lokalnego i polskiego Kościoła.

W liturgii korzystamy z Biblii Tysiąclecia, która bywa przez złośliwych nazywana Biblią Tysiąca Błędów. Czy możliwe jest, że za jakiś czas zastąpi ją zupełnie inne, współczesne tłumaczenie?

Nie, nie, to raczej nie pójdzie tą drogą. Kilka lat temu rozpoczęły się prace nad poprawieniem tłumaczenia Biblii Tysiąclecia. Tam, gdzie trzeba zrobić korektę, to się ją zrobi. Tam, gdzie tłumaczenie faktycznie jest błędne, to się je zmieni. Podejrzewam, że w przyszłości nadal będziemy polegać na Biblii Tysiąclecia, tylko zrewidowanej. Ale nie spodziewam się całkowitej zmiany przekładu, stosowanego w liturgii. Biblia Tysiąclecia to pierwsze tłumaczenie z języków oryginalnych na język polski. Powstała z okazji Tysiąclecia chrztu państwa polskiego i jest pewnym pomnikiem językowym, symbolem naszego polskiego katolicyzmu, dlatego wydaje mi się, że ona już po prostu zostanie z nami. A te tysiące błędów, które tak często są przywoływane, z czasem zostaną poprawione.

A czy to oznacza, że w rozważaniu Słowa Bożego, czy indywidualnie, czy np. w grupach parafialnych, też powinniśmy się trzymać tylko Biblii Tysiąclecia?

Modlitwa jest sprawą bardzo indywidualną i intymną, trudno mi tutaj znaleźć jeden właściwy klucz doboru przekładu. Wolałbym w tej kwestii odwołać się do osobistego doświadczenia. Osobiście lubię do modlitwy sięgać po przekłady wybitnych naszych poetów, Kochanowskiego, Staffa, Miłosza, Brandstaettera, itd. Nie byli to zawodowi specjaliści, ale mieli oni niezwykłą wrażliwość do języka, do jego piękna i rytmiki, a to właśnie rytmika cechowała święte teksty hebrajskie. Myślę, że szata językowa tych przekładów nadaje się znakomicie do celów modlitewnych. Jeśli jednak ktoś szuka przekładu, który najlepiej oddawałby intencje autora tekstu, to znajdziemy je w komentarzach biblijnych. Z własnego doświadczenia naukowego wiem, że najwierniejsze tłumaczenie powstaje po uprzednim zrozumieniu tekstu na podstawie długiej i ciężkiej pracy naukowej. Trzeba jednak pamiętać, że nawet najwierniejsze tłumaczenie nie oddaje bogactwa tekstu, które zawsze można przetłumaczyć na wiele sposobów, dlatego po przeczytaniu Biblii w jednym przekładzie, warto następnie sięgać po następne przekłady. Zapewniam, że życia na to może nie starczyć.


Michał Klukowski – doktor nauk biblijnych, Asystent w Centrum Relacji Katolicko-Żydowskich im. Abrahama J. Heschela KUL i w Ośrodku Badań nad Judaizmem Drugiej Świątyni KUL

 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?