Armenia – zachodni przyczółek na Kaukazie?

Maria Przełomiec

|

Gość Niedzielny

publikacja 12.04.2024 10:07

Rosja – zaangażowana w wojnę z Ukrainą – „odpuściła sobie” wiernego sojusznika, licząc na indolencję Zachodu. I tutaj spotkała Moskwę niemiła niespodzianka.

Armenia – zachodni przyczółek na Kaukazie? Pomnik Matki Armenii w Erewaniu. Pod nim - stary czołg T-34. HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość

„Apelujemy do armeńskich przywódców, by nie dali się zwieść obietnicom Zachodu i nie pozwolili swemu krajowi wejść na błędną drogę, pełną zagrożeń i problemów gospodarczych”. W ten sposób rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zareagowało na spotkanie przedstawicieli Armenii, UE i USA, które odbyło się 5 kwietnia w Brukseli. Moskwa przekonuje, że rozmowy te są  dowodem zbiorowego wysiłku Zachodu, chcącego wciągnąć Kaukaz Pd w konflikt z Rosją. Z kolei kandydat w niedawnych wyborach prezydenckiej, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Państwowej Leonid Słucki, przestrzegł Erywań, że ulegając Zachodowi wchodzi  na ukraińską ścieżkę, „na tle niepowodzeń Kijowa w zastępczej wojnie kolektywnego Zachodu z Rosją, Waszyngton i Bruksela szukają antyrosyjskich „poligonów doświadczalnych” – napisał Słucki na swoim kanale w Telegramie.  Przy czym, w jednym pan Słucki się nie myli. Kijów rzeczywiście miał wpływ na zwrócenie się Erywania na Zachód.

Pod patronatem Kremla

Armenia, długo była uważana za najwierniejszego sojusznika Moskwy na Kaukazie Pd. Gruzja dążyła  do UE i NATO (przynajmniej dopóki u władzy był Michael Saakaszwili), Azerbejdżan stawiał raczej na Turcję, natomiast Armenia pozostawała wierna Kremlowi. Na  rosyjskie polecenie  zrezygnowała z podpisania w 2013 roku  umowy stowarzyszeniowej z UE, zamiast tego przystępując do Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej i zgodziła się na liczącą 5 tysięcy żołnierzy bazę wojskową  w Giumri. Przez lata Moskwa  pozostawała kluczowym partnerem Erywania, zarówno w dziedzinie handlu, jak bezpieczeństwa, w tym energetycznego,  kontrolując niemal w całości armeński rynek energetyczny. Taką cenę płaciła Armenia za ochronę przed Azerbejdżanem, a ściślej za istnienie samozwańczej Republiki Górskiego Karabachu, obejmującej terytorium leżące na armeńsko- azerbejdżańskiej granicy. Należący do Azerbejdżanu a zamieszkały w większości przez Ormian Górski Karabach, oderwał się w 1994 roku od Baku (nota bene przy pomocy Rosjan), tworząc nieuznawanie przez nikogo para państwo i to z powodu Karabachu Armenia stała się swoistym zakładnikiem Rosji – jedynego gwaranta utrzymania zaistniałej sytuacji. Dlatego Erywań zdecydował się zostać członkiem stworzonej pod egidą Moskwy, Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB) oraz podpisać zgodę na stacjonowanie na swoim terenie do roku 2044 wyżej wspomnianej bazy wojskowej.

Koniec parasola

Zaangażowanie Rosji na Ukrainie diametralnie zmieniło sytuację. Jesienią 2020 roku wspierany przez Turcję Azerbejdżan zaatakował Górski Karabach, przejmując kontrolę nad większością jego terytoriów. Moskwa mimo próśb i apeli nie udzieliła swemu ormiańskiemu wasalowi pomocy, ograniczając się  do wymuszenia na obu stronach konfliktu zawieszenia broni. Trwało ono dwa lata.  W lutym 2022 roku Rosja rozpoczęła pełnoprawną wojnę z Ukrainą. Niedługo potem Azerbejdżan wznowił działania zbrojne zajmując przygraniczne obszary Armenii. I tym razem Rosja, teoretycznie zobowiązana do wspierania swego sojusznika z ODKB powstrzymała się od jakiejkolwiek interwencji. Putin skoncentrowany był na podbijaniu Ukrainy. Ostatnią kroplą goryczy stał się brak reakcji rozlokowanych w regionie rosyjskich sił pokojowych na 9 miesięczną azerską blokadę Górskiego Karabachu, prowadzoną wbrew podpisanym za pośrednictwem Moskwy porozumieniom. Ostatecznie we wrześniu 2023 roku Azerbejdżan w całości opanował terytorium Górskiego Karabachu, zmuszając do ucieczki ok. 100.000 mieszkających tam Ormian.

Przeczytaj też: Kraina bez wyjścia

Jednym słowem, zaangażowana  gdzie indziej Rosja  „odpuściła sobie” wiernego sojusznika, być może licząc na indolencję Zachodu, a także na to, że w obawie przed społecznym sprzeciwem  ormiańskie władze nie zdecydują się na załatwienie granicznych sporów z Azerbejdżanem, co skutecznie storpedowałoby  ewentualne prozachodnie dążenia Erywania.

NATO odwiedza Erywań

I tutaj spotkała Kreml niemiła niespodzianka. Najpierw, w lutym tego roku  armeńskie władze  zamroziły członkostwo  w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, następnie w marcu szef armeńskiego MSZ poinformował o chęci ubiegania się o integrację swego kraju  z Unią Europejską.  Niedługo potem  Erywań odwiedził sekretarz generalny NATO  Jens Stoltenberg, a tuż przed jego wizytą armeński premier odwiedził ormiańskie wioski w graniczącym z Azerbejdżanem regionie Tawusz. Na spotkaniu z ich mieszkańcami  Paszynian poinformował o zbliżającym się procesie ostatecznego wyznaczania granic z Azerbejdżanem, który to proces ma się zacząć właśnie od tego regionu . Protestujących mieszkańców czterech wsi mających pozostać po azerskiej stronie, Paszynian przestrzegł, że alternatywą jest nowa wojna.

Niewątpliwie uregulowanie kwestii  granicznych i mające być tego rezultatem podpisanie układu pokojowego pomiędzy Erywaniem a  Baku  zwiększyłoby  szanse Armenii na integrację z zachodnimi strukturami. Jednak ewentualny sukces nie będzie ani szybki ani łatwy. Azerbejdżan wyraźnie nie jest zachwycony zbliżeniem swego przeciwnika z Zachodem i wręcz oskarża Ormian  o zdradę : „Erywań otrzymał od Europejczyków 270 mln euro i 65 mln USD od Stanów Zjednoczonych. Armenia zmienia się w militarną placówkę Zachodu na Kaukazie Pd. Przez 30 lat pełniła rolę placówki rosyjskiej a teraz zmienia swego pana” napisał niejaki Bahram Batiyev, na azerskim portalu Caliber.Az., komentując brukselką wizytę Nikola Paszyniana. Niedługo po jej zakończeniu - 8 kwietnia, Baku oskarżyło armeńskie wojsko o sprowokowanie incydentu zbrojnego na azersko-armeńskiej granicy, co przypuszczalnie miało pokazać Zachodowi jak niepewnym partnerem jest Erywań. Problem w tym, że zdaniem ekspertów, dla Unii silny, dysponujący znacznymi złożami ropy naftowej oraz gazu Azerbejdżan jest ważniejszym partnerem od słabej, pozbawionej bogactw naturalnych i ciągle mocno uzależnionej energetycznie od Moskwy, Armenii. Dlatego niechętne stanowisko Azerbejdżanu może okazać się poważną przeszkodą  na armeńskiej drodze na Zachód.

Francuzi pomogą?

Obserwatorzy  dosyć zgodnie stwierdzają, że ostatnie  spotkanie armeńskiego premiera z Ursulą von der Leyen i Antonym Blinkeniem było nieco rozczarowujące. Padło co prawda wiele ciepłych słów i deklaracji, ale dużo mniej konkretów.  Jednym z nich jest obietnica zwiększenia, liczącej obecnie 100 osób, unijnej misji obserwacyjnej w Armenii. To o ilu obserwatorów misja zostanie wzmocnione i jakie zmiany w jej zadaniach będą wprowadzone  powinno rozstrzygnąć się w nadchodzących tygodniach. Być może czegoś więcej dowiemy się po zapowiadanym spotkaniu w w Brukseli  szefów dyplomacji UE, pod przewodnictwem  komisarza ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josepa Borrella, na którym mają być omawiane stosunki między Baku a Erywaniem oraz sytuacja w regionie. Co prawda  Ormianie mają w zachodnich strukturach istotnego sojusznika. Jest nim Francja, która ze względu na niemal milionowa ormiańska diasporę utrzymuje bliskie kontakty z południowo kaukaską republiką. Być może pewną rolę odegrała także chęć „odegrania się” na Rosji, za wyparcie francuskich sił z Afryki.

Dwustronne kontakty francusko - armeńskie wyraźnie nasiliły się po ostatniej azerskiej ofensywie z września 2023 roku. Najpierw Erywań odwiedziła szefowa francuskiej dyplomacji Catherine Colonna, a niedługo potem doszło do spotkania ministrów obrony obu państw. W rezultacie tych rozmów Paryż zaangażował się w modernizację armeńskiej armii. Erywań już otrzymał pierwszą transzę 24 pojazdów opancerzonych, a francuski Senat wyraził zgodę na  dostarczenie Armenii systemów przeciwlotniczych Mistral  i ewentualne przekazanie systemów artyleryjskich. Mowa jest również o radarach GM -300. Jednym słowem armeńskie władze nie tylko deklarują chęć integracji z zachodnimi strukturami, ale także przechodzą na zachodnie uzbrojenie.

Kaukaz w NATO – utopia?

Tracąc Armenię, Rosja płaci za swoją agresję na Ukrainę. Jak pisze  w niedawnej analizie ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, Wojciech Górecki - od dwóch lat zachodnia pozycja, w tym instytucjonalna na Kaukazie Południowym  wyraźnie się wzmacnia.  Chodzi nie tylko o Armenię, ale także zacieśnianie współpracy gospodarczej  z Azerbejdżanem, dla którego UE stała się największym partnerem handlowym. To zresztą również „zasługa” rosyjskiej inwazji. Wprowadzone przez zachód sankcje na surowce energetyczne Moskwy, zwiększyły bowiem rolę posiadającego spore zasoby ropy naftowej Baku. Niestety niesie to za sobą wspomniane wyżej niebezpieczeństwo, że o ile Bruksela nie wypracuje spójnej polityki wobec tego regiony, może zostać zmuszona do wyboru między Azerbejdżanem a Armenią. To zresztą nie jedyny  problem. Porażką  w tym kontekście wydaje się Gruzja. Mimo, że kraj ten ma status kandydata do UE, Unia nie potrafi zahamować dryfu Tbilisi w stronę Moskwy. Cytując Wojciecha Góreckiego – „Gruzja próbuje zjeść ciastko i mieć ciastko. Nie rezygnując z integracji z UE  i demonstrując wierność euroatlantyckiemu wektorowi swojej polityki, jednocześnie czerpie korzyści z handlu z Rosją (…). Czystość intencji władz przetestują jesienne wybory parlamentarne – im bardziej będą one odbiegały od standardów OBWE, tym bardziej problematyczna stanie się europejska integracja państwa.” Komentujący marcową wizytę sekretarza generalnego NATO na Kaukazie Płd. amerykański politolog polskiego pochodzenia Janusz Bugajski napisał, że podczas, gdy  Gruzja przez moskiewską działalność wywrotową staje się kaukaskim pariasem, Armenia i Azerbejdżan powinny dołączyć do NATO. Brzmi to egzotycznie, ale chyba nie jest wykluczone, tyle, że  wymaga zdecydowanych działań, a te  jak wiadomo nie są najmocniejszą stroną Zachodu.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?