Analogowy anioł nad Tokio

Łukasz Adamski

|

Gość Niedzielny

publikacja 12.04.2024 08:16

Reżyser takich perełek, jak „Paryż, Teksas”, „Amerykański przyjaciel” nakręcił najlepszy od lat film. Nominowany do Oscara „Perfect Days” pokazuje nie tylko, że 78-letni Wim Wenders nadal potrafi przenikliwie opowiadać o samotnikach, ale że sam też przeszedł ciekawą drogę duchową.

Analogowy anioł nad Tokio Kadr z filmu "Perfect Days" Wima Wendersa Gutek Film

Cóż, chodzi w końcu o reżysera „Nieba nad Berlinem”, który nadal opowiada o aniołach. Tym razem aniołem jest pewien Japończyk, czyszczący publiczne toalety…

„Perfect Days” jest pierwszym japońskim filmem reżyserowanym przez filmowca spoza kraju kwitnącej wiśni, który został zgłoszony przez Japonię do oscarowej walki. Opłaciło się, choć ostatecznie film przegrał Oscara w kategorii film międzynarodowy ze „Strefą Interesów” Jonathana Glazera. Może się to wydawać zdumiewające, ale była to pierwsze nominacja do Oscara za fabularny film w karierze Wendersa, który wcześniej nominacje dostawał za swoje dokumenty („Buena Vista Social Club”, „Pina” i „Sól ziemi”), a przecież to jego fabularne opowieści o samotnych ludziach żyjących w swoich odrębnych uniwersach, przeszły do klasyki kina.

Światło

Komorebi oznacza w japońskim języku światło przebijające się przez korony drzew. Jest to główny motyw historii Hirayamy (nagrodzony w Cannes za rolę genialny Kōji Yakusho), samotnego i lubiącego milczeć mężczyzny, który pracuje w firmie czyszczącej publiczne toalety w Tokio. Nie byle jakie toalety. 17 toalet w dzielnicy Shibuya zostało zaprojektowanych przez wybitnych architektów i projektantów w ramach Tokyo Toilet art. Wenders został w 2022 roku zaproszony do stolicy Japonii, by zobaczyć rewolucyjny projekt, i tak się nim zachwycił, że postanowił nakręcić nie krótki dokument, jak chcieli Japończycy, ale film fabularny. „Perfect days” został zrealizowany w sposób, jakiego nie powstydziłby się inny indywidualista kina Jim Jarmusch. 16 dni zdjęciowych, niewielki budżet i pełna wolność artystyczna- to dało Wendersowi pole do popisu, godnego jego wczesnego kina drogi.

„Perfect Days” kinem drogi nie jest, choć ma wiele wspólnego z jego arcydziełem „Paryż, Teksas” (1984). Nie chodzi tylko o to, że oba zostały nagrodzone przez jury ekumeniczne na festiwalu w Cannes. Tamten film opowiadał o ucieczce od świata, ale też pragnieniu stworzenia świata zupełnie odrębnego i własnego. Hirayama takie uniwersum sobie wykuł. Mieszka w robotniczej dzielnicy Tokio. Jada zawsze w tej samej knajpce i bywa w tym samym barze. Jest zanurzony w innej epoce. Słucha klasyki rocka, jak Patti Smith czy Velvet Underground z kaset magnetofonowych i namiętnie czyta książki kupowane w antykwariatach. Hirayama jest subtelnym intelektualistą, który wybrał życie czyściciela publicznych toalet. Dlaczego? Tego Wenders nam nie mówi. Rzuca okruchy, które mogą nas prowadzić do wniosku, że bohater z jakiegoś powodu się odciął od inteligenckiej rodziny. Do snu czyta Faulknera, a w zależności od przemyśleń w ciągu dnia wrzuca do samochodowego magnetofonu poetyckie utwory Vana Morrisona i Lou Reeda. To jednak „Dom zachodzącego słońca” Animalsów otwiera jego opowieść. Słońca Komorebi.

Hirayama jedząc codziennie samotnie kanapkę w parku robi zdjęcie (oczywiście analogowym aparatem) promienia słońca przebijającego się przez drzewa. Komorebi ma tutaj jednak szersze znaczenie. Tym światłem jest egzystencja samego „czyściciela toalet”. Hirayama staje się takim światłem dla swojego wiecznie szukającego miłości młodego i irytującego infantylnego kolegi z pracy Takeshi (Tokio Emoto) oraz dla siostrzenicy Niko (Nakano Arisa). Jego analogowa egzystencja przebija się przez chaos cyfrowego świata. Czy również jest to promień duchowy?

Duchowa droga

Wenders nie ukrywa swojej duchowości. W dzieciństwie chciał być katolickim księdzem, a dziś jest zwolennikiem pełnego ekumenizmu i dystansuje się od konkretnego Kościoła. Niemniej jednak w 2018 roku nakręcił dokumentalny film o papieżu Franciszku, w którym nadal widzi wielki autorytet. „Jeśli dla kogoś Bóg jest ważny w jego życiu, wówczas odbija się to na wszystkim, co robi. A jeśli się jest święcie przekonanym, że ciemność można zwalczyć nie inną ciemnością, lecz tylko światłem, ma to oczywiste skutki.”- mówił w czasie premiery w wywiadzie dla agencji katolickiej KNA. Znów to światło! Hirayama ma w sobie spokój, który mógłby łączyć katolickiego mnicha z buddystą. To go różni od bohaterów „Paryż, Teksas” czy „Alicji w miastach” (1974), która zapoczątkowała trylogię drogi (kolejne filmy to „Fałszywy ruch” i „Z biegiem czasu”). Bohaterowie tamtych filmów cały czas czegoś szukali. Hirayama niczego nie chce szukać. On swój spokój duchowy już znalazł i delikatnie nim obdarowuje napotkane osoby. Taniec cieni z nieznajomym, który dowiedział się, że ma raka z przerzutami jest anielski. Tyle, że to nie Berlin. To Tokio jest pilnowane przez człowieka z nie swojej epoki i nie ze swojego świata.

Nie oceniaj

Kōji Yakusho został za swoją rolę nagrodzony na ostatnim festiwalu w Cannes. Jest to wybitna kreacja aktorska, zamykająca się w finałowym ujęciu twarzy, na której wymalowane jest całe życie z jego radością i rozczarowaniem. Z jego troskami i namiętnościami. Wenders również celebruje najprostsze życiowe czynności, jak skromny posiłek, ale za to w ulubionej knajpce czy lektura książki, ale we własnej przestrzeni. Hirayama ma perfekcyjnie wysprzątanie mieszkanie, które znajduje się w obdrapanym budynku. Nie oceniaj książki po okładce i duszy człowieka po jego zewnętrznym wizerunku. Nie szata go zdobi. Hirayama z pietyzmem wykonuje pracę, która innym wydaje się odrażająca. Gdy wyprowadza z toalety zatrzaśnięte płaczące dziecko, jego matka nawet mu nie dziękuję. Wyciera za to synkowi rączkę antybakteryjnymi chusteczkami. Anioła stróża też nie dostrzegamy, o czym przecież Wenders opowiadał w swoim najbardziej znanym filmie.

Spojrzenie Wendersa jest więc i tutaj bardzo chrześcijańskie, ale jednocześnie przewrotne. Reżyser nie wywyższa bowiem kogoś z pogardzanego przez elity lumpenproletariatu, który tak bardzo kochał „chrześcijański ateista” Pier Paolo Pasolini. Nie snuje też socjalistycznej opowieści o wojnie klasowej, co pewnie uczyniłby Ken Loach, ani nie każe pisać społecznemu odrzutkowi pamiętnika, co jest domeną u Paula Schradera. Hirayama przecież czyści toalety, będące dziełem sztuki, a więc karmi własny wysublimowany smak. Czy czyściłby również brudne toalety dworcowe? Nie wiemy, co go pchnęło do odseparowania się od burżuazyjnej rodziny (widzimy siostrę w luksusowym aucie), natomiast jego własny świat jest zatopiony w pewnej formie elitaryzmu. Jego kasety magnetofonowe są pożądane w sklepach vintage, starannie wyselekcjonowane czarno białe zdjęcia mają artystyczną formę, zaś jego asceza wynika z wyboru, a nie konieczności. Jednocześnie nie pogardza on z wyższością na twarzy materializmem napotkanych osób. Koegzystuje z nimi i ma dla nich zrozumienie. Nie ocenia. Bo nie chce być sam oceniany?

Analogowe życie

Wenders powiedział kiedyś, że „filmami nie można radykalnie zmienić świata, ale można wpływać na wyobrażenie o nim”. Bohater „Perfect Days” również świata zmieniać nie chce, ale rzuca na niego nowe światło. A może wcale nie nowe? Słońce przesączające się przez drzewa zawsze tam jest, ale musi zostać dostrzeżone. Czyż nie tak samo jest z wiarą tudzież szeroko pojętą duchowością? To znamienne, że Wenders wybrał Daleki Wschód na swoje rozważania. Nie ma już miejsca na takich czyścicieli w Europie i USA? Nawet na teksańskich bezdrożach? Może nie jest przypadkiem, że Wenders zakochał się w polskim projekcie (jest jego producentem wykonawczym), realizowanym na amerykańskim pustkowiu pt. „Rooving Woman”(2022). Bohaterka grana przez Lenę Górę nie wiedziała do czego i od czego ucieka. W „Perfect days” ucieczki nie ma, choć przecież bohater egzystuje w swoim vanie, którym mógłby ruszyć w świat.

Wendersowi zawsze zależy na uchwyceniu specyfiki świata, w jakim jego filmy się rozgrywają. Aniołowie w „Niebie nad Berlinem” (1987) obserwowali zmierzch świata podzielonego Żelazną Kurtyną. Dzisiejsze Tokio nie jest podzielone politycznie, ale stoi, jak cały świat, na krawędzi radykalnej zmiany cywilizacyjnej, gdzie człowiek zostaje zastąpiony przez sztuczną inteligencję. W Paryżu już mamy samoczyszczące się toalety, co eliminuje pracę takich ludzi jak Hirayamy. Analogowi ludzie muszą zniknąć? Tyle, że bohater „Perfect days” fascynuje cyfrowe pokolenie właśnie swoim analogowym życiem. Kolega z pracy ze smartfonem przyklejonym do ręki i nastoletnia siostrzenica, która pokłóciła się z matką, po pomoc przychodzą właśnie do niego- człowieka nie z tego świata. Dlatego taniec cieni w finale jest tańcem na granicy życia i śmierci. Perfekcyjny dzień w nieperfekcyjnym świecie. Ktoś czyścić go musi, choć nie chcemy tego dostrzec.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?