Zaczarowani w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą

Marcin Jakimowicz Marcin Jakimowicz

|

GN 15/2024

publikacja 11.04.2024 00:00

Jasne spichlerze i mrok splątanych lessowych wąwozów. Lśniące w słońcu pastelowe perły renesansu i wiosna wybuchająca w rozlewiskach Wisły. Wielobarwny Kazimierz przyciąga jak magnes…

Czas stanął w miejscu… Czas stanął w miejscu…
Roman Koszowski /foto gość

Gospodarz, u którego mieszkaliśmy przed trzema dekadami, chciał zafundować sobie przed drewnianym zabytkowym domem pseudomarmurowe schodki. Na szczęście nie wyraził na to zgody miejscowy architekt. I choć gospodarz rzucał „warczącymi wyrazami”, dzięki takim decyzjom to miasto zachowało nieprawdopodobny klimat, a wędrując jego uliczkami, mamy wrażenie, że czas stanął w miejscu.

To sytuacja sprzed trzydziestu lat, gdy byliśmy na tyle młodzi, naiwni i zachłanni, że łapczywie rzuciliśmy się na Kazimierz, chcąc połknąć go w całości, bez zwracania uwagi na detale. A tu o każdym z nich można napisać tomik poezji lub opasły tom doktoratu!

Zachwycające detale. Renesans lubelski na dotyk…   Zachwycające detale. Renesans lubelski na dotyk…
Roman Koszowski /foto gość

Trzeba przystanąć, zachwycić się szczegółami, „złapać chwilę na gorącym uczynku”. Zbyt dużo tu wszystkiego. Nadobfite błogosławieństwo, klęska urodzaju. Swymi przestrzeniami, wspaniałymi zabytkami, detalami kościołów miasteczko, którego nazwa pochodząca od darczyńcy – Kazimierza Sprawiedliwego – została odnotowana w kronikach już w 1249 roku, mogłoby obdarować niejedną metropolię. Architektura idealnie wkomponowana jest w „piękne okoliczności przyrody”.

Proszę nie podpowiadać!

À propos: to kultowe wyrażenie pochodzi z dialogu z „Rejsu” Marka Piwowskiego. „Jak się nazywa miasto nad Wisłą? Dla ułatwienia dodajemy, że jest to imię króla, który zostawił Polskę murowaną”. „Ale jakie miasto?”. „To ja się pana pytam, jakie miasto”. „To ja nie wiem”. Głos w tle: „Panie Kazimierzu, ma pan klucz od kabiny?”. Prowadzący: „Proszę nie podpowiadać!”. „Kluczbork!” „Odpowiedź prawidłowa – Kazimierz”. „Roman…”

z wyjątkową liczbą rzeźbionych aniołków ​i organami z 1620 roku.   z wyjątkową liczbą rzeźbionych aniołków ​i organami z 1620 roku.
Roman Koszowski /foto gość

W Kazimierzu perełki architektury wkomponowane są w naznaczone chmielowymi tyczkami pola, które mienią się właśnie wszelkimi odcieniami zieloności. Wszystko współgra, współistnieje, jedn​o nie potrafi żyć bez drugiego.

Tę wielobarwność, wielokulturowość znakomicie uchwyciła w „Dwóch księżycach” Maria Kuncewiczowa. Mieszkała tu w latach 1927–1939 (i później po roku 1962). Tu też zmarła 15 lipca 1989 roku i została pochowana na miejscowym cmentarzu. Opisywała i zamieszkującą drewniane piętrowe domki żydowską biedotę, i zażywającą kąpieli w czystych falach Wisły arystokrację.

„Byłam zaszokowana i jednocześnie zaczarowana. Obraz składał się na wrażenie pełnej egzotyki” – notowała, wspominając pierwszy pobyt w Kazimierzu, przyznając, że w mieście było „wszystko z wyjątkiem higieny”: „Na uliczkach i placykach stała nędza po pas. Ludzie brodzili w niej jak w czystej wodzie. Zamek jaśniał w słońcu niemal alabastrowo, rzeka pod nim niosła z polnej oddali gęstą zieleń, płową żółtość, jedwabne szafiry”.

Okna z bursztynu

Malowali go Wojciech Gerson, Aleksander Gierymski, Józef Pankiewicz; opisywali Bolesław Prus, Józef Czechowicz, Antoni Słonimski; filmowali Ford, Gliński, Bromski.

To jedno z tych miejsc, do którego mogę wracać w nieskończoność. I nie jestem w tym oryginalny. Będę na nie zawsze patrzył przez pryzmat „Dwóch księżyców” – filmu Andrzeja Barańskiego nakręconego na podstawie wydanych w 1933 roku opowiadań Kuncewiczowej. Złożony z 17 epizodów (w filmie wystąpiło aż 107 aktorów, w tym 40 w rolach istotnych), był sielankowym, nastrojowym, pastelowym, ale i dramatycznym poetyckim obrazem miasteczka sprzed stu lat.

Góra Krzyżowa przypomina epidemię cholery z 1708 roku.   Góra Krzyżowa przypomina epidemię cholery z 1708 roku.
Roman Koszowski /foto gość

„Ze wzgórz promieniejące i zielone za dnia, w zmierzchu – piękno Kazimierza wzbiera w wonny nadmiar/ Żarzą się gwiazdy, sypią, broczą; w gwiazdach wygony i baszta, mlecznej drogi nurt/ Miasteczko ma okna z bursztynu i tak ukazuje się oczom zawieszone u gór/ Widnokrąg z ucichłym zamkiem i jeszcze łysicą trzykrzyską oddycha bardzo blisko” – pisał Józef Czechowicz.

Najpiękniejszy widok na tę perłę renesansu i szeroką, oblepioną jasnymi łachami piachu Wisłę rozciąga się spod imponujących ruin zamku wzniesionego za Kazimierza Wielkiego i ze szczytu Góry Trzech Krzyży. Góra Krzyżowa (90 m n.p.rz.) przypomina o epidemii cholery z 1708 roku. Lada chwila nurt Królowej Polskich Rzek rozpruwać będą stateczki, a tłumy na pokładach podziwiać zamek w Janowcu. Ale jeszcze nie teraz…

Plątanina lessowych wąwozów.   Plątanina lessowych wąwozów.
Roman Koszowski /foto gość

Zauroczeni

Ulica Małachowskiego 19. Zaprojektowana przez Karola Sicińskiego, pachnąca drewnem willa „Pod wiewiórką” powstała w 1936 roku. Zamieszkali w niej Maria Kuncewiczowa z mężem Jerzym – prawnikiem, literatem i politykiem ruchu ludowego. Po II wojnie, gdy gospodarze tułali się na emigracji, była siedzibą żołnierzy Armii Czerwonej, sztabem wojskowym i ośrodkiem kolonijnym dla dzieci pracowników Urzędu Bezpieczeństwa. Dziś jest oddziałem literackim Muzeum Nadwiślańskiego, a zachowane wnętrza z oryginalnym wyposażeniem sprawiają wrażenie, że miejsce to tętni życiem i lada chwila salon wypełni aromat popołudniowej kawy.

Maria znakomicie    Maria znakomicie
Roman Koszowski /foto gość

W centrum Kazimierza zachwyca fara z wyjątkową liczbą puttów – rzeźbionych, stiukowych aniołków – i zabytkowymi organami z 1620 roku, liczącymi aż 1436 piszczałek i 35 głosów. Wspaniała XIV-wieczna świątynia św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja Apostoła renesansowy wygląd zawdzięcza przebudowie zakończonej na początku XVII wieku. Zerkam na nią z Rynku otoczonego wianuszkiem kamieniczek, wśród których stoją najlepiej zachowane w Polsce renesansowe Kamienice Przybyłów.

W domu Kuncewiczów.   W domu Kuncewiczów.
Roman Koszowski /foto gość

Na kolana!

Co krok – zabytek. Seria jasnych spichlerzy wzdłuż Bulwaru Nadwiślańskiego (w tym Muzeum Przyrodnicze w spichlerzu Ulanowskich), Dom Architekta, klasztor Franciszkanów Reformatów, czyli sanktuarium Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Prowadzą do niego zadaszone schody, po których suną na kolanach pielgrzymi.

Zaczarowani w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą   Roman Koszowski /foto gość

Kościół został konsekrowany 11 sierpnia 1591 roku, a już po trzech dekadach księża zaczęli odnotowywać cuda otrzymane za wstawiennictwem „Pani Kazimierskiej. Zapisano około stu uzdrowień i nawróceń, a o kościele mieszkańcy zaczęli mówić: »Mała Jasna Góra«”. Gdy gospodarzami świątyni zostali franciszkanie reformaci, rozbudowali kościół o prezbiterium i chór zakonny za ołtarzem głównym.

uchwyciła wielobarwność miasteczka. Dziś ich willa jest oddziałem Muzeum Nadwiślańskiego.   uchwyciła wielobarwność miasteczka. Dziś ich willa jest oddziałem Muzeum Nadwiślańskiego.
Roman Koszowski /foto gość

Poza sezonem

Lubię oglądać czarno-białe przewodniki sprzed lat. Na Gubałówce opala się kilka osób, na wyprażonej słońcem helskiej plaży pustki, na augustowskim Necku sklejkowe kajaki. Na rynku Kazimierza podziurawione chałaty żydowskich przekupniów i drogie suknie panien.

Najlepiej przyjechać tu poza sezonem i poza licznymi imprezami: Festiwalem Kapel i Śpiewaków Ludowych, Festiwalem Kazimiernikejszyn, Festiwalem Filmu i Sztuki „Dwa brzegi” czy Pardes-Festival.

Czas stanął w miejscu…   Czas stanął w miejscu…
Roman Koszowski /foto gość

Tu jest inaczej niż u Vivaldiego, są dwie pory roku: sezon (gdy tłumy turystów zadeptują wzdłuż i wszerz miasto i pobliskie wąwozy) i leniwe, senne miesiące „przed” i „po”. Wtedy można odsapnąć. Więc jeśli podobnie jak Onufry Zagłoba nie lubicie tłumów…

Lada chwila nurt Wisły rozpruwać będą stateczki.   Lada chwila nurt Wisły rozpruwać będą stateczki.
Roman Koszowski /foto gość

Dość powiedzieć, że w weekendy liczba spacerujących po ulicach miasteczka ludzi zwiększa się aż dziesięciokrotnie. Ale nawet wówczas można znaleźć wytchnienie na położonym na wzgórzu cmentarzu, w cieniu wąwozów, w drodze do krytej strzechami osady rybackiej w Mięćmierzu, przy utworzonych przez roztopy jeziorkach i nadrzecznych zaroślach, w których trwa obłędny koncert ptaków wyśpiewujących hymny na cześć wiosny. Na szczęście nie dołączają do nich jeszcze chmary komarów – przekleństwo wszystkich rozlewisk.

Ileż łask odnotowano za wstawiennictwem „Pani Kazimierskiej”.   Ileż łask odnotowano za wstawiennictwem „Pani Kazimierskiej”.
Roman Koszowski /foto gość

Przez góry i przez sen

„Kazimierz przez Nałęczów, przez góry i przez sen/ Pagórki, drzewka i domki, Hildegarda przez Bingen” – śpiewał lider Armii Tomasz Budzyński, który za młodu często tu uciekał, doświadczając na wzgórzach trudnej do opisania słowami duchowej przemiany.

Lubię spoglądać na Kazimierz z drogi do ukrytego w lesie cmentarza. Za nim plątanina lessowych wąwozów. Turyści ruszają do dołów: Korzeniowego, Norowego, Kamiennego, Chałajowego czy też do prowadzącego do domu Kuncewiczów Wąwozu Małachowskiego.

Wielu wiernych schody do sanktuarium Zwiastowania pokonuje na kolanach.    Wielu wiernych schody do sanktuarium Zwiastowania pokonuje na kolanach.
Roman Koszowski /foto gość

„Nie otwieraj innego raju!​ Dość mi, że drugi mleczny szlak, także gwiaździsty, w dolinie spoczywa płowej/ gdzie pod wieczoru zapachem czystym Wisła ogromna, mając ramiona założone pod głowę, leży na wznak, śpi” – wołał w zachwycie Józef Czechowicz.

	Kazimierz  jak na dłoni…   Kazimierz jak na dłoni…
Roman Koszowski /foto gość

„Kazimierz Dolny nad Wisłą, jak perła między wzgórzami, swoistym pięknem nam zabłysnął, Ryneczkiem z kamienicami/ Na środku rynku jest studnia, na kamienicach attyki, wszystkie budynki w słońcu południa lśnią jak nowiutkie buciki” – śpiewał na trzy lata przed śmiercią Marek Grechuta.

Nadrzeczna 6. Pachnąca świeżutkim pieczywem Piekarnia Sarzyńskiego, z której obowiązkowo trzeba wynieść drożdżowego maślanego koguta. Nic dziwnego, że stał się symbolem miasta.

Jeden z charakterystycznych nadwiślańskich spichlerzy.   Jeden z charakterystycznych nadwiślańskich spichlerzy.
Roman Koszowski /foto gość

Co mi Jordan?

Kazimierz był najbardziej żydowskim z polskich miasteczek, a swą literacką legendę zawdzięcza Szalomowi Aszowi, który uwiecznił go w powieści „A sztetl”. „Co mi Jordan? Wysłych (Wisła) moje rzeke. W Wysłych przez 600 lat odbijały się w szabas świece moich przodków” – pisał.

 

	Pęknięta „Ściana Płaczu” utworzona z kilkudziesięciu macew.   Pęknięta „Ściana Płaczu” utworzona z kilkudziesięciu macew.
Roman Koszowski /foto gość

„Tych miasteczek nie ma już, pokrył niepamięci kurz te uliczki lisie czapy, kupców rój…” Pozostała stara synagoga, jatki i na zboczu wąwozu na Czerniawach imponujący pomnik: pęknięta „Ściana Płaczu” utworzona z kilkudziesięciu macew. Upamiętnia mieszkańców miasteczka, którzy w piątkowe wieczory witali aniołów Tego, którego Imienia nie odważali się wypowiadać, i szeptali: „Oby Wiekuisty przyświecał ci obliczem swoim i był ci łaskawym”. Amen – powtarzamy pod lśniącą w słońcu synagogą.

Nieoblegany Kazimierz? Takie rzeczy jedynie poza sezonem…   Nieoblegany Kazimierz? Takie rzeczy jedynie poza sezonem…
Roman Koszowski /foto gość
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.