Święta Gemma Galgani – dziewczyna, która nie próżnuje

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 15/2024

publikacja 11.04.2024 00:00

Ta młoda Włoszka zadziwia dziś tak samo jak za ziemskiego życia. A właściwie jeszcze bardziej.

Św. Gemma Galgani zmarła w 1903 r. w wieku 25 lat. Św. Gemma Galgani zmarła w 1903 r. w wieku 25 lat.
reddit.com

To było parę lat temu. Ojciec Symplicjusz Sobczyk pracował w ogrodzie obok klasztoru w czeskim Jabłonkowie, na Zaolziu, gdy przed południem ktoś przyszedł z wezwaniem do chorej. „Starka umierajóm, a nie umióm umrzić” – powiedział parafianin w gwarze cieszyńskiej. Ponieważ, jak stwierdził, babcia nie jest w stanie przyjąć Komunii, franciszkanin wziął ze sobą relikwie św. Gemmy Galgani. Miał je od pewnego czasu, bo za sprawą parafian zakochanych w tej włoskiej mistyczce zaczął się do niej coraz bardziej przekonywać.

– W samochodzie mówię do niej: „Wiesz co, Gemmo, tak chciałaś być na każdym miejscu na świecie, żeby wprowadzać grzeszników do Serca Jezusowego, to teraz pokaż, dziewczyno, co potrafisz” – opowiada zakonnik. W domu było bardzo dużo osób z rodziny umierającej. Ona sama rzucała się na łóżku, z jękiem unosząc się i opadając. „Jo wom tu, starko, przywiózł takom pieknóm dziołszkę, ona bydzie z nami, a pomoże wom przyńś do nieba” – powiedział o. Symplicjusz. „Jak mnie słyszom, to niech mnie ścisnom za rękę” – poprosił. Umierająca uścisnęła dłoń kapłana, ale dalej była niespokojna.

– Kiedy dałem jej te relikwie, babcia natychmiast się uspokoiła, przytuliła relikwiarzyk do serca i tak leżała, swobodnie oddychając – wspomina duchowny. Pomodlili się, zakonnik krótko przybliżył zebranym postać św. Gemmy, po czym udzielił babci sakramentów. Odchodząc, chciał zabrać relikwie, ale chora nie pozwoliła. Nie pomogły prośby rodziny, „starka” trzymała je kurczowo. „Skoro tak, to znaczy, że Gemma chce tu z wami być” – domyślił się zakonnik. Po południu przyjechała pani z relikwiarzykiem i informacją, że babcia zmarła zaraz po modlitwie „Anioł Pański”. I dopiero wtedy wypuściła relikwie z dłoni.

Ta historia rozeszła się po okolicy. Kiedy przyszła druga fala pandemii, na prośbę rodzin zakonnicy przekazali relikwie św. Gemmy do szpitali covidowych. Tam, gdzie na sali były relikwie, wszyscy ludzie wrócili zdrowi, nawet gdy byli podłączeni do respiratorów. Parafianie zaczęli przychodzić do klasztoru, prosząc o relikwie tej świętej, „co pómogo umrzić”. – Na dzisiaj wiem od sióstr, że znają już 200 przypadków, w których Gemma towarzyszyła umierającym. Były nawrócenia w ostatniej chwili. To są sploty sytuacji, których by człowiek nie wymyślił – przekonuje franciszkanin. – A ja od tego czasu zacząłem z Gemmą już naprawdę współpracować i modlić się przez jej wstawiennictwo – zapewnia.

Tęskniłeś za nią

Ojciec Symplicjusz nie wiedział, że wkrótce jego relacja ze zmarłą w wieku 25 lat świętą jeszcze się zacieśni. Ponad rok temu został przeniesiony do klasztoru w Zabrzu. Wtedy pojawiły się u niego dziwne objawy. Był zmęczony, nieswój, tracił orientację. Zdiagnozowano nowotwór mózgu – guz był ogromny, miał 7 x 6 cm. Zakonnik trafił do szpitala. – Świat mi się wtedy zawalił, od Niedzieli Palmowej miałem ogromny kryzys. Nie pogodziłem się z tym, że umrę, nie byłem na to gotowy. Miałem wiele rzeczy niezałatwionych jako kapłan – wyznaje.

I wtedy zaczęli się ludzie modlić. W Wielki Czwartek w Goleszowie, rodzinnej parafii franciszkanina, 270 osób rozpoczęło w jego intencji Nowennę Pompejańską. W Jabłonkowie ponad tysiąc osób zaczęło się gromadzić na nowennę do św. Gemmy. Ktoś zadzwonił do pasjonistów w Rawie Mazowieckiej, gdzie jest polskie centrum duchowości św. Gemmy. Tam odprawiono za chorego Mszę.

– A ja każdego dnia przeżywałem Wielki Czwartek. Ciągle Ogród Oliwny, niepogodzenie się, płacz, niezdolność do rozmowy, niechęć do odwiedzin. Kapelan nie chodził tam z Komunią, więc błagałem współbraci, żeby mi przywieźli Pana Jezusa – opowiada zakonnik. Zaczął mu też doskwierać brak relikwii św. Gemmy. „Do tylu ludzi je woziłem, a ja sam ich teraz nie mam” – skarżył się sam sobie. W swojej torbie znalazł obrazek św. Gemmy i przy nim się modlił, na ile był w stanie.

W niedzielę wielkanocną przyjechał o. Cyriak, przyjaciel, z którym Symplicjusz był na parafii w Jabłonkowie. Przywiózł relikwie św. Gemmy. „Masz ją, przecież za nią tęskniłeś” – powiedział, stawiając relikwiarzyk na stole. – A ja nikomu o tym nie mówiłem – zapewnia kapłan. – Zaraz się poryczałem. A on mówi: „Ty wiesz, kiedy masz operację?”. Odpowiadam: „We wtorek”. Na to Cyriak: „A wiesz, że to jest wspomnienie św. Gemmy? 120. rocznica jej śmierci”. Mnie wbiło w łóżko. Już wiedziałem, że coś się musi wydarzyć. Wszyscy mówili, że św. Gemma będzie przy operacji, że mnie poprowadzi, więc nabrałem odwagi, choć Wielki Czwartek dla mnie trwał. Gdy przywieźli mnie na salę operacyjną, było tam dużo ludzi, ale zapamiętałem stojącą na wprost stołu operacyjnego pielęgniarkę, bardzo ładną dziewczynę z ciemnymi włosami upiętymi do tyłu. Cały czas na mnie patrzyła i uśmiechała się – wspomina duchowny. Szybko zasnął. Gdy się obudził, dowiedział się, że operacja trwała 11 godzin.

– I wtedy zaczął się dla mnie czyściec. Trzy dni ogromnych cierpień wewnętrznych. To sprawa między mną a Bogiem, powiem tylko, że to było tak, jakby Pan Bóg wziął ryżową szczotkę i jeździł nią po wszystkich zranieniach z całego życia. Do tego doszły ogromne ataki szatańskie. Czwartego dnia po operacji cierpienia ustały. Zacząłem przychodzić do siebie. W poniedziałek po Niedzieli Miłosierdzia wypisali mnie do domu. Czułem wielki pokój duchowy i bardzo szybko wracałem do zdrowia. Byłem szczęśliwy, bo uświadomiłem sobie, że nastąpiły we mnie konkretne uzdrowienia duchowe, o które modliłem się około 40 lat – wyznaje franciszkanin.

Porządkując swoje rzeczy, o. Symplicjusz natknął się na obrazki św. Gemmy. – Znalazłem tam nieznane mi zdjęcie świętej. Zamurowało mnie: była podobna do pielęgniarki z sali operacyjnej. Przypomniałem sobie, że przecież ona nie miała maseczki! Czy to były zwidy, czy nie – nie wiem. Nie wiem też, czy to był cud, ale na pewno był to czas ogromnych łask, które zostały mi dane za wstawiennictwem św. Gemmy – zapewnia zakonnik.

W lutym tego roku o. Symplicjusz usłyszał od pani onkolog w Gliwicach: „Gratuluję, jest pan całkowicie zdrowy”.

Chcę utrwalić związek

Popularność Gemmy Galgani wzrasta. Jednym z jej czcicieli był św. Ojciec Pio, który każdego dnia modlił się za jej wstawiennictwem.

Urodziła się 12 marca 1878 roku w Lucca we Włoszech jako piąte z ośmiorga rodzeństwa. Miała osiem lat, gdy zmarła jej matka. W roku 1887 przyjęła Pierwszą Komunię św. W przeddzień uroczystości postanowiła odprawiać każdą spowiedź i przyjmować Komunię św. tak, jakby to był ostatni dzień w jej życiu. Chciała też często nawiedzać Pana Jezusa w Najświętszym. Sakramencie. Następnego dnia po przyjęciu Ciała Pańskiego zapisała w dzienniczku: „Nie sposób opisać tego, co w owym momencie zaszło pomiędzy mną a Jezusem. Sprawił, że tak silnie odczułam Go w mej duszy. Uświadomiłam sobie wtedy, że rozkosze niebieskie różnią się od ziemskich, i ogarnęło mnie pragnienie utrwalenia tego mojego związku z Bogiem wiecznotrwałym”.

Życie Gemmy obfitowało w trudne doświadczenia: choroba nóg, śmierć ojca i zapaść finansowa, jaka przyszła na pozostałych domowników. Potem Gemma zachorowała na gruźlicę kręgosłupa i zapalenie nerek i przez rok musiała leżeć w gipsowym gorsecie. Niewielka przestrzeń domu zmusiła ją do opuszczenia rodzinnego gniazda. Schorowana dziewczyna znalazła schronienie u rodziny Gianninich.

W 1899 r., w wigilię uroczystości Serca Pana Jezusa, Gemma otrzymała stygmaty. „Był wieczór, ogarnął mnie ogromny żal za grzechy, jakiego dotąd nie odczuwałam” – notowała później. Uświadomiła sobie wtedy wszystkie cierpienia Jezusa, jakie poniósł dla jej zbawienia. Krwawiące znaki męki Chrystusa pojawiały się na ciele Gemmy co tydzień, od czwartkowego wieczoru aż do godz. 15 w piątek. W tym czasie Gemma przeżywała mękę Chrystusa.

Przez kilka ostatnich lat swego krótkiego życia utrzymywała kontakty ze zgromadzeniem pasjonistów, w którego charyzmacie rozważania męki Chrystusa chciała uczestniczyć. Pasjoniści byli kierownikami duchowymi Gemmy, a jeden z nich przyjął jej śluby, takie, jakie składają członkowie ich zgromadzenia.

W połowie 1902 roku święta śmiertelnie zachorowała. Jej umieranie trwało kilka miesięcy – do 11 kwietnia 1903 roku. Odeszła do nieba w Wielką Sobotę w wieku zaledwie 25 lat.

Kościół uznał jej heroiczne przyjmowanie cierpienia w łączności z cierpiącym Zbawicielem. Pius XI beatyfikował Gemmę w 1933 roku, a Pius XII kanonizował ją w roku 1940.

Jedna z cennych myśli, które po sobie pozostawiła, wyjaśnia paradoks Chrystusowego słodkiego jarzma i lekkiego brzemienia: „Kiedy jesteśmy ściśle związani z Jezusem, nie ma ani krzyża, ani smutku”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.