O. Adam Żak SJ dla „Gościa Niedzielnego”: Słuchanie osób skrzywdzonych zmienia mentalność w Kościele

Magdalena Dobrzyniak

|

GN 15/2024

publikacja 11.04.2024 00:00

O zmianie postaw wobec osób skrzywdzonych w Kościele i wyzwaniach związanych z tzw. ustawą Kamilka mówi o. Adam Żak SJ, dyrektor Centrum Ochrony Dziecka przy Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie.

O. Adam Żak SJ dla „Gościa Niedzielnego”: Słuchanie osób skrzywdzonych zmienia mentalność w Kościele o. Adam Żak SJ  jezuita, doktor filozofii, absolwent Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 1996–2002 prowincjał Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. W latach 2003–2012 pracownik Kurii Rzymskiej Towarzystwa Jezusowego jako asystent generała najpierw dla Europy Wschodniej, a od 2008 roku również dla Europy Centralnej. Od czerwca 2013 roku koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski. MICHAł WARGIN /east news

Magdalena Dobrzyniak: Od czasu formalnego powołania Centrum Ochrony Dziecka minęło 10 lat. W ciągu tej dekady powstała sieć delegatów diecezjalnych i zakonnych, kuratorów, duszpasterzy, a także inicjatywy świeckich wspierające skrzywdzonych, jest Fundacja Świętego Józefa, cały system prewencji. Ogromne dzieło powstałe w czasie… no właśnie: krótkim czy długim?

o. Adam Żak SJ:
Niedługim, ale zarazem za długim.

To znaczy?

Kościół amerykański potrzebował około 20 lat, by się zabrać za naprawianie zaniedbań związanych z wykorzystywaniem seksualnym osób małoletnich. W dodatku wciąż nie do końca się z tym uporał, bo kwestia odpowiedzialności przełożonych długo pozostawała tam nieuporządkowana. Tamtejszy Kościół po fali ujawnień w 2002 r. wzorcowo zabrał się za prewencję, podjął poważnie całą problematykę związaną z karaniem i resocjalizacją sprawców, zmagał się z zadośćuczynieniem za krzywdy wyrządzone osobom małoletnim, ale aż do 2019 roku nie podjął istotnego elementu diagnozy kryzysu, przedstawionej kardynałom amerykańskim przez Jana Pawła II w kwietniu 2002 r., czyli zaniedbań biskupów i wyższych przełożonych zakonnych. Papież wyraźnie podkreślił fakt, że „wielu zostało zranionych tym, jak działali przełożeni kościelni”. Owszem, kardynałowie po spotkaniu z nim wypowiedzieli dużo obietnic. Jak się z nich wywiązali? Pewna amerykańska reporterka podczas watykańskiego szczytu w 2019 roku na konferencji prasowej zapytała kardynałów O’Malleya z Bostonu i Cupicha z Chicago: „Ale co się stanie, jeśli za kilkanaście lat się okaże, iż wasze dzisiejsze deklaracje są podobne do zapewnień McCarricka, za którymi nie poszły konkretne ruchy związane z naprawą zaniedbań i sposobem zarządzenia kryzysem?”.

Padło trudne pytanie.

Bardzo trudne dla tych dwóch kardynałów, choć oni już byli ludźmi nowego rozdania, radykalnie pracującymi dla ochrony małoletnich w Kościele amerykańskim. Wtedy Kościół nie miał jeszcze narzędzi, by „zmusić” przełożonych do zmiany sposobu działania. Dopiero w 2016 roku Franciszek zdefiniował ten rodzaj wykroczenia kanonicznego, które kwalifikuje do usunięcia biskupa z urzędu, a polega na zaniedbaniu ochrony małoletnich przez krycie sprawców i ignorowanie zgłoszeń. W 2018 roku Kościół w USA przeżył drugą ostrą falę kryzysu, która uświadomiła wszystkim, również papieżowi, że bez podjęcia problemu odpowiedzialności pasterzy nie da się iść do przodu. Wywołał ją m.in. raport Wielkiej Ławy Przysięgłych stanu Pensylwania, który obnażył zaniedbania kurii biskupich i odpowiedzialnych za nie rządców sześciu diecezji tego stanu. I stąd pamiętny szczyt w Watykanie w lutym 2019 r., a kilka miesięcy po nim motu proprio Vos estis lux mundi, w którym Franciszek zawarł m.in. procedury postępowania wyjaśniającego zaniedbania i zobowiązał wiernych oraz duchownych do zgłaszania tych problemów Stolicy Apostolskiej.

Mówimy o Kościele amerykańskim, ale VELM poskutkował również u nas.

W tym sensie można powiedzieć, że nie potrzebowaliśmy aż 20 lat czy podwójnego kryzysu jak w Stanach, gdzie ingerencja państwa i jego raporty zdarły welon z postaw wstydliwego ukrywania przestępstw i niestety promowania odpowiedzialnych za zaniedbania, a nawet za przestępstwa, na wyższe stanowiska w Kościele.

Zaczęliśmy więc w innym momencie niż Amerykanie?

Dzięki temu możemy bardziej całościowo podejść do problemu. Ale to wcale nie oznacza, że tu są możliwe szybkie kroki, bo mówimy o zmianie mentalności, a ta nie dokonuje się wyłącznie przez uregulowania w prawie karnym. Ona jest ważna, bo przypomina, że nie można relatywizować zła, że trzeba je nazwać i ukarać. Zmiana mentalności jednak musi oprzeć się na faktycznej wiedzy o skutkach wykorzystania seksualnego.

Nie jest ona dzisiaj już oczywistością?

Przez całe wieki panowało myślenie oparte na surowej ocenie moralnej sprawcy i na skandalu jako społecznym skutku jego niemoralnego czynu. Osąd moralny jest oczywiście istotnym elementem oceny szkodliwości przestępczego czynu, funkcjonującym w nauczaniu Kościoła już od czasów apostolskich. Do czasów współczesnych jednak nieznane były skutki wykorzystania seksualnego u osoby małoletniej. Nie rozumiano pojęcia traumy, nie dostrzegano dewastującego wpływu na życie osobiste i społeczne osoby skrzywdzonej. Jeśli więc Kościół rozwiązywał te sprawy nieadekwatnie, to między innymi dlatego, że niewiedza trwała za długo. Wiedza o skutkach wykorzystania seksualnego w dzieciństwie i młodości była przyjmowana z niedowierzaniem i oporami. Motu proprio Jana Pawła II Sacramentorum sanctitatis tutela i dołączone do niego normy o najcięższych przestępstwach w Kościele nie były podręcznikiem wiedzy o skutkach tych przestępstw. Podobnie zresztą prawo karne nie mówi wiele o skutkach, nie analizuje krzywdy. Prawodawcy i prawnicy muszą czerpać swoją wiedzę z badań naukowych. Jan Paweł II wiedział o tym i dlatego w kontekście kryzysu w USA zorganizował w Watykanie konferencję naukową na ten temat, jedną z pierwszych w skali globalnej. Nic jednak nie zastąpi pracy u podstaw, którą każdy Kościół i każde społeczeństwo musi realizować we własnym zakresie. Dla odpowiedzialnych za życie społeczne i Kościół istotne jest – oprócz wiedzy naukowej – słuchanie osób skrzywdzonych. To słuchanie wreszcie się dzieje i jest już nieodwracalne.

Dokonuje się nawrócenie?

Tak, to jest właśnie nawrócenie pastoralne. Nie można uznawać osób skrzywdzonych za wrogów, niezależnie od tego, czy pozostały wierzące, czy odeszły od Kościoła. Trzeba zrozumieć, że utrata wiary jest skutkiem przestępstw ludzi Kościoła i dokrzywdzania zranionych przez krycie sprawców, negację, ignorancję czy oskarżanie poszkodowanych. Pokonujemy tę drogę całościowo, ucząc się właściwego przyjęcia skrzywdzonych, ale także edukując Kościół, w tym zwłaszcza przełożonych kościelnych, o skutkach wykorzystania. I tutaj życzyłbym sobie szybszego uczenia się, połączonego z empatią. Tu nie może być półśrodków, bo decyduje się – jak powiedział Jan Paweł II kardynałom amerykańskim – wiarygodność Kościoła, jego bycie głosem słuchanym i ważnym w tym, co dotyczy seksualności i rodziny. To jest droga ewangelicznego oczyszczenia.

Nie ma już dziś dyskusji, czy problem wykorzystania seksualnego małoletnich w Kościele istnieje. Akcent przeniósł się z „czy” na „jak” – a więc jak sobie z nim radzić.

Wiedza staje się coraz bardziej powszechna, ale nie wystarczy jej przyswojenie. Potrzeba również wykształcenia mechanizmów empatii, współczucia, słuchania osób skrzywdzonych. Przez całe wieki aż po czasy współczesne Kościół był skupiony na pogwałceniu prawa moralnego powodującym skandal, ale nie zauważał innych skutków. Dziś ten nawyk, zakorzeniony w kulturach poszczególnych krajów – i to nie tylko katolickich – trzeba przezwyciężyć i poszerzyć o skutki w życiu osób skrzywdzonych.

Rewolucja. Albo odwrócenie perspektywy.

Językiem Wałęsy powiedziałbym, że to jak zawracanie w biegu pociągu, który jedzie rozpędzony po jednym torze i musi zawrócić tak, by lokomotywa była na przedzie. Mimo wszystko trzeba tego dokonać bez zwłoki. Dlatego powiedziałem, że 10 lat to jest dużo i niewiele zarazem, bo więcej dziś jest przed nami niż za nami.

Co by Ojciec zapisał po stronie sukcesów minionej dekady?

To nie nasze działania są sukcesem. Prawdziwy przełom spowodował przypadek małego Kamilka, zakatowanego przez konkubenta matki i z jakimś jej udziałem, przy obojętności wielu wokół. Jego ofiara przebudziła państwo, które ponad podziałami zdecydowało się na to, by ustawowo z ochrony małoletnich uczynić jedno z ważniejszych zadań. Ten mały chłopiec sprawił, że skłócona klasa polityczna zjednoczyła się nad jego trumną, by stworzyć narzędzie ochrony dzieci. Kamilek zawrócił pędzący pociąg.

Rozmawiałam z różnymi osobami zaangażowanymi w ochronę dzieci i młodzieży w Kościele i każda z nich mówi to samo: ustawa Kamilka wiele zmieni. Jakie nadzieje Ojciec z nią wiąże?

Muszę przyznać, że środowisko osób zaangażowanych w tę dziedzinę w Kościele czuło się dotąd bardzo osamotnione. Oczywiście liczne osoby i instytucje pracują nad bezpieczeństwem dzieci i młodzieży, ale nie było zrozumienia tego tematu ani w polityce, ani w szerokich kręgach społecznych.

Mówi więc Ojciec nie tylko o osamotnieniu w Kościele?

Mówię o osamotnieniu społecznym. Odczuwaliśmy je za każdym razem, gdy dzwonił telefon od ludzi spoza Kościoła szukających pomocy dla siebie czy bliskich. Owszem, mogliśmy im wskazać parę adresów i kontaktów, ale nie o to chodzi. Chodzi o rozwiązania systemowe. W Centrum Ochrony Dziecka rozpoczęliśmy systemową odpowiedź na problem wykorzystywania seksualnego małoletnich w Kościele, bo wiemy, że tylko to przyniesie efekty. Ustawa Kamilka uświadamia, że to nie tylko Kościół ma problem. Wszyscy go mamy. Nie mówię o tym jak we włoskim przysłowiu: „Wspólna bieda to w połowie radość”. Myślę raczej o konieczności stworzenia szerokiej koalicji. Kilka lat temu abp Stanisław Gądecki poparł inicjatywę rzecznika praw dziecka Marka Michalaka, by stworzyć ogólnopolską strategię ochrony. I to się dzieje w tej chwili. Ustawa pracuje na zmianę mentalności, na stworzenie takich mechanizmów społecznych i środowiskowych, które nie będą dokrzywdzać małoletnich, na wyciąganie wniosków z zaniedbań, na to, że nie będzie PR-owskich działań, które odwracają uwagę od problemu. Rozpoczyna się nowy etap.

I COD go współtworzy.

Pięć osób po naszych studiach podyplomowych jest zaangażowanych w Ministerstwie Sprawiedliwości w zespołach opracowujących standardy ochrony dla różnych typów instytucji, które obejmują opieką dzieci i młodzież. Centrum Ochrony Dziecka we współpracy z dziesiątkami specjalistów kończy przygotowanie standardów ochrony dla 10 typów placówek prowadzonych przez Kościół w Polsce, w których przebywają lub mogą przebywać dzieci. Niektóre zespoły już rozpoczęły szkolenia dla personelu placówek na szeroką skalę. Inne przygotowują się do prowadzenia szkoleń. Standardy, o których wprowadzenie chodzi, obejmują wszystkie istotne dla bezpieczeństwa dzieci aspekty funkcjonowania placówek – od przyjmowania personelu do pracy, angażowania wolontariuszy, aż po włączenie małoletnich przez kształtowanie w nich poczucia własnej godności, której nikt nie ma prawa naruszać, oraz zdolności do komunikowania swojego dyskomfortu czy poczucia zagrożenia rodzicom lub innym osobom, którym ufają. Standardem we wszystkich placówkach musi się stać wiedza o sygnałach wskazujących, że coś niedobrego dzieje się dziecku. Takie sygnały istnieją i można je zauważyć. Ich rozpoznawania muszą się nauczyć wszyscy, którzy pracują z dziećmi i dla dzieci.

Ale też rodzice.

I tego się będą uczyć rodzice, bo rodzina niestety bywa bardzo krzywdzącym środowiskiem. Tego zresztą też muszą się nauczyć politycy zaprzeczający, że w polskich rodzinach są poważne problemy związane z przemocą. Standardy, do których zobowiązuje ustawa, oznaczają konkretne, zasadnicze kroki, ale one nie zastąpią dalszej pracy. Będą kontrole instytucji, czy wprowadzone są w nich odpowiednie zasady, czy personel jest przeszkolony, czy są to ludzie sprawdzeni – i to wszystko oczywiście jest dużą pomocą, ale wciąż potrzebne jest społeczne zrozumienie problemu i poczucie odpowiedzialności.

Warto zwrócić tu uwagę na instytucje – takie jak Centrum Ochrony Dziecka, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę i wiele innych – które w kształtowaniu tego społecznego rozumienia odgrywają ogromną rolę, bo mają kompetencje i zaplecze zdobytego doświadczenia.

Ustawa Kamilka nas nie zaskoczyła. Wykształciliśmy ponad 150 osób na studiach podyplomowych. To duża grupa wspaniałych ludzi: pedagogów, teologów, wychowawców, nauczycieli, prawników. Przed nimi i nami wyzwanie przygotowania osób, które będą szkolić proboszczów odpowiedzialnych za wdrożenie standardów z ustawy Kamilka w parafiach oraz ich współpracowników duchownych i świeckich. Mam nadzieję, że ta praca wyzwoli energię u wszystkich, którzy pragną, by dzieci były bezpieczne.

Czyli można powiedzieć, że Centrum Ochrony Dziecka przeszło drogę od osamotnienia do szerokiej współpracy z różnymi środowiskami?

Dzieją się dobre rzeczy i trzeba w tym dobru uczestniczyć. Cieszyć się nim. Za ten nowy etap jestem wdzięczny Opatrzności.

Czy Kościół jest dziś bezpiecznym miejscem dla dzieci i młodzieży?

Kościół jest coraz bezpieczniejszym miejscem, ale trzeba pamiętać, że proceder wykorzystywania seksualnego małoletnich się nie skończył. Inne formy przemocy też nie są w odwrocie! W ostatnich 4–5 latach do diecezji i zakonów zostało zgłoszonych ponad 130 nowych przypadków krzywdzenia, które wydarzyły się w tym czasie. Będziemy odkrywać kolejne, także poza Kościołem. Oby nas to uczyło pokory, nie tylko upokarzało. Trzeba dostrzec powiązanie między tymi czynami a różnymi formami zepsucia i powszechnego relatywizmu moralnego, od którego nie jest wolne żadne środowisko. Rzecz w tym, by połączyć wiedzę o skutkach wykorzystywania seksualnego i innych form przemocy wobec dzieci i młodzieży z odnowionymi przekonaniami moralnymi, zbudowanymi na uznaniu i poszanowaniu godności każdego człowieka, zwłaszcza bezbronnego i zależnego. Może wtedy powrócimy do wolnej od ideologii refleksji nad tym, gdzie zaczyna się deptanie godności człowieka. Może w ogóle język moralności stanie się wtedy językiem bardziej chroniącym. W dziedzinie ochrony dzieci i młodzieży Opatrzność postawiła Kościół pod pręgierzem opinii publicznej jako pierwszą uniwersalną społeczność w wymiarze światowym. Możemy wiele wnieść w tym obszarze, ale musimy nauczyć się o tym mówić z pokorą.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.