Zapada zmrok. Robi się coraz zimniej, a każde drzewo wygląda tak samo. Brakuje sił po mozolnym poszukiwaniu górskiego szlaku. Jedyną nadzieją są górskie anioły stróże. Ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego od ponad 70 lat spieszą z pomocą, a skala ich działań budzi szacunek.
Ratownicy udzielają pierwszej pomocy i ewakuują. poszkodowanego.
K. Jakubiec /Grupa Beskidzka GOPR
O górskich ratownikach jest głośno w mediach, gdy nieodpowiedzialna grupa turystów utknie nad Morskim Okiem. Oczywiście wtedy także spieszą z pomocą, ale ich działania to czuwanie 24 godziny na dobę i pomoc w naprawdę trudnych warunkach i sytuacjach. – Nigdy nie oceniamy ani nie krytykujemy osoby, która potrzebuje pomocy. Dla niej największą lekcją jest już znalezienie się w trudnej sytuacji – wyjaśnia Ryszard Kurowski, doświadczony ratownik z Beskidzkiej Grupy GOPR.
Każdy potrzebujący jest w chwili akcji najważniejszy, ale niektóre działania zapadają bardziej w pamięć. – Pamiętam poszukiwania dwóch nastolatek, Oli i Ani. Z wywiadu, który przeprowadza się na początku, dowiedzieliśmy się, że dziewczyny wyruszyły ze schroniska na Markowych Szczawinach czarnym szlakiem. Wielu turystów, którzy je spotkali, odradzało dalszą wyprawę, ponieważ psuła się pogoda, a dziewczyny nie były przygotowane na takie warunki, jednak się uparły. Często zdarza się, że ludzie nie potrafią odpuścić, jakby tych gór jutro już miało nie być – wspomina ratownik. Zima i zapadający zmrok sprawiły, że sytuacja była naprawdę groźna. Poszukiwania trwały całą noc. – Nie traciliśmy nadziei, choć zima była sroga, a temperatura spadła do –20 stopni. Nad ranem na końcu tyraliery ratowników ujrzeliśmy jak zjawę we mgle postać. Ola, gdy nas zobaczyła, poczuła, że jest uratowana, i straciła przytomność. Całą noc szukała szlaku, żeby sprowadzić pomoc dla Ani, która nie miała już sił i czekała w szałasie – opowiada Ryszard Kurowski. Historia dobrze się skończyła i po jakimś czasie rodzice i dziewczyny zaprosili ratowników na Jasną Górę na Mszę w podziękowaniu za uratowanie życia.
Docierają na miejsce pojazdami lub pieszo.Szukamy do skutku
Akcja ratunkowa najbardziej intensywnie przebiega przez pierwsze trzy doby. Czas jest kluczowy dla poszkodowanego, zwłaszcza zimą. Po upływie kilkudziesięciu godzin szanse maleją. – Ale to nie znaczy, że po tym czasie odpuszczamy – dodaje ratownik. Teren jest już dobrze przeszukany i jeszcze raz sprawdza się wszystkie dane, wysyła patrole. Zdarzają się też przypadki wyjątkowe. – Około 5 lat temu na Babiej Górze odnaleźliśmy człowieka z hipotermią III stopnia. Temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 21 stopni Celsjusza, ale przeżył i po miesiącu nawet wrócił do pracy – wspomina ratownik.
Niestety także śmierć towarzyszy tej służbie. – Pomagałem chłopakowi, który na nartach jechał poza szlakiem i z dużą siłą uderzył głową w drzewo. Nic już się nie dało zrobić. Do dziś pamiętam jego młode, gasnące oczy. W takich sytuacjach ważne jest, że towarzyszymy temu człowiekowi, że nie jest sam – wspomina nasz rozmówca. Ostatnim obowiązkiem jest zwiezienie ciała na dół. Ratownicy do końca traktują to zadanie z dużym szacunkiem. Przymocowują dobrze do noszy, niektórzy nawet okrywają płachtami ogrzewającymi, choć to już nie jest potrzebne.
Wspólna tradycja
W centrali grupy przed garażem czeka terenowy samochód w czerwono-niebieskich barwach. W środku kilka monitorów, mapy górskiego terenu na ścianach, rząd radiostacji i gotowe do akcji plecaki z przypiętymi kaskami. Na ścianie zdjęcie oficera w przedwojennym mundurze. To generał Mariusz Zaruski, założyciel …TOPR. Choć podobne w nazwach i działaniach, to obecnie dwie osobne organizacje.
W 1873 roku powstało Towarzystwo Tatrzańskie. Już rok później przystąpiono do porządkowania dróg i ścieżek do najważniejszych przełęczy i szczytów, z myślą o letnikach. W 1887 roku zaczęto je oznaczać drogowskazami. Pierwszy szlak z Zakopanego, przez Polanę Waksmundzką i Psią Trawkę, do Morskiego Oka Walery Eljasz Radzikowski oznaczył farbą z dodatkiem rtęci o barwie czerwonej. Był to pierwszy znakowany szlak turystyczny na ziemiach polskich. Na niebiesko oznaczono kolejny szlak – z Kuźnic na Przełęcz między Kopami przez Skupniów, Upłaz, a w 1898 roku, również niebieskim kolorem, oznaczono ścieżkę znad Morskiego Oka do Pięciu Stawów przez Szpiglasową Przełęcz. Aby znaki były lepiej widoczne nocą, dodano biały pasek. Obecnie obowiązujący znak szlaku przyjęto w 1924 roku, natomiast w 1935 roku powstała instrukcja znakowania szlaków turystycznych w Karpatach. Z niewielkimi zmianami obowiązuje ona do dziś.
Wraz ze wzrostem liczby górskich turystów przybywało osób potrzebujących w górach pomocy. W 1909 roku w lawinie zginął jeden z orędowników powołania pogotowia górskiego, kompozytor i taternik Mieczysław Karłowicz. To przyśpieszyło prace i w tym samym roku 29 października powstało Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Aby skomplikować historię, warto dodać, że założono je we Lwowie. Jego naczelnikiem został Mariusz Zaruski, a pierwszą siedzibą był Dworzec Tatrzański. Pomoc potrzebna była także w innych górach, nie tylko w Tatrach, ale do końca II wojny światowej nie udało się rozszerzyć działalności.
W 1951 roku z inicjatywy PTTK powołano Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe z sekcjami terenowymi beskidzką, krynicką i sudecką, a TOPR przygotował szkolenie, opracował regulamin i wszedł w jego skład jako sekcja tatrzańska. W 1954 roku dołączyła nowa sekcja, pod nazwą Rabczańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. 17 kwietnia 1956 roku w miejsce sekcji powołano grupy regionalne. W 1961 roku dołączyła Grupa Bieszczadzka oraz, wzorem ratowników tatrzańskich, wprowadzono zwyczaj składania przyrzeczenia. W 1991 roku TOPR i GOPR rozdzieliły się. Obie organizacje czerpią ze wspólnych górskich tradycji i mają ten sam cel – niesienie pomocy w górach.
Z góry
Zaglądamy do mobilnego centrum dowodzenia na samochodzie. Na ekranie monitora widać w podczerwieni biegnącą postać. Co chwilę się potyka, ale biegnie dalej. Nie każdy chce, aby go odnaleźć. Człowiek na nagraniu uciekł ze szpitala psychiatrycznego. – Jego życie było w niebezpieczeństwie, więc GOPR pomagał, śledząc go swoim dronem i naprowadzając policjantów – wyjaśnia jeden z ratowników. Bezzałogowce pomagają także przez fotografowanie terenu poszukiwań. Następnie zdjęcia są analizowane przez specjalistyczny program wyszukujący miejsca nietypowe, gdzie może się znajdować osoba potrzebująca.
Ryszard Kurowski w tymczasowym garażu grupy. Z prawej widoczne worki ze sprzętem do ewakuacji z wyciągów.W górach zdarzają się także spotkania turystów ze zwierzętami. – Dostaliśmy telefon od mężczyzny, który wraz z synem siedział na drzewie i prosił o pomoc, ponieważ zapędziły ich tam dziki – wspomina goprowiec. Kilka tygodni temu głośna była akcja z psem. Ratownicy wykorzystują psy ratunkowe, ale ten akurat był celem poszukiwań. Młodzi goprowcy byli na szkoleniu na Babiej Górze i słyszeli szczekanie psa w miejscu, gdzie żadnego nie powinno być. Poszli więc to sprawdzić i rzeczywiście był tam pies, tak zmęczony, że w zimowych warunkach nie dałby rady sam zejść do ludzi. – Co zabawne, gdy filmy z naszej akcji ratowania człowieka trafią do internetu, mają po kilka tysięcy polubień, a pies zebrał ich od razu kilkadziesiąt tysięcy – śmieje się ratownik.
Ochotnicy
Lawiny, poszukiwania, ewakuacja, działania w jaskiniach, na górskich rzekach, na kolejkach linowych. Specjalistyczne szkolenie, różnorodność sprzętu i zadań budzi podziw. A przecież większość ratowników to na co dzień przedstawiciele najróżniejszych zawodów – pracownicy fizyczni, lekarze, księża, przedsiębiorcy, nauczyciele. Gdy tylko mogą, odpowiadają na wezwanie. Co ich napędza? Miłość do gór, powołanie, a może przede wszystkim chęć niesienia pomocy.
Aby zapewnić ratunek 24 godziny na dobę, w GOPR służą nieliczni ratownicy zawodowi (ok. 130) oraz prawie 800 ochotników. – Najmniejszy zespół składa się z dwóch osób. Grupa wyrusza na akcje skuterami śnieżnymi, quadami, samochodami, a czasem we współpracy ze śmigłowcem LPR. Zimą do poruszania się niezbędne są także narty skiturowe. Świetne opanowanie jazdy jest niezbędne, aby starać się o przyjęcie do grona ratowników. Obecnie GOPR działa w 7 grupach regionalnych: Bieszczadzkiej, Krynickiej, Podhalańskiej, Beskidzkiej, Sudeckiej, Karkonoskiej i Jurajskiej. Ratownicy dyżurują w centralach, ale także w dyżurkach w górskich miejscowościach i schroniskach. Ich pomoc jest bezpłatna, choć warto pamiętać, że utrzymują się w dużej mierze z datków.
Ratunek na telefon
Wędrówka szlakiem to podstawa górskiej turystyki. Choć GOPR kojarzymy z ratunkiem w ekstremalnych sytuacjach, to telefon można wykonać także w przypadku zgubienia się. Ratownicy zachęcają do pobrania na telefon aplikacji Ratunek. Dzięki temu lokalizacja turysty jest widoczna w stacji GOPR i ratownik może pokierować z powrotem na szlak. – Naszą rolą jest każda pomoc w górach, a lepiej wykonać telefon wcześniej, niż gdy zrobi się już niebezpiecznie – dodaje Ryszard Kurowski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.