Grzegorz Polak o kard. Wyszyńskim: Przykazanie miłości było dla niego absolutnym priorytetem

Marcin Jakimowicz Marcin Jakimowicz

|

GN 14/2024

publikacja 04.04.2024 00:00

O pokornym kard. Wyszyńskim, który walczył z kultem swej osoby, opowiada Grzegorz Polak.

Prymas Wyszyński maksymalnie skracał dystans. Prymas Wyszyński maksymalnie skracał dystans.
nac

Marcin Jakimowicz: Papież Franciszek wspomina często o wyobraźni miłosierdzia. Stefan Wyszyński nie musiałby się zastanawiać, „co poeta ma na myśli”?

Grzegorz Polak:
To prawda. Nie znał tego pojęcia, jednak wykazywał się ponadprzeciętną wyobraźnią miłosierdzia. By ją posiąść, nie trzeba być poetą. Według autora tego określenia, Jana Pawła II, oznacza ono „zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak aby gest pomocy nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr”. Papież Franciszek zachęca, by to pojęcie stało się stylem działalności Kościoła. To wyraźna dominanta jego pontyfikatu. Wyobraźnia miłosierdzia to umiejętność wczucia się w położenie bliźniego, dostrzeżenie jego potrzeb. Prymas Tysiąclecia znakomicie potrafił wczuć się w sytuację tych, którzy do niego przychodzili. A często odwiedzało go kilkadziesiąt osób dziennie. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielkim był jałmużnikiem. Z jego zapisków Pro memoria dowiadujemy się, że dostawał od niego wsparcie materialne ksiądz, który jechał na studia zagraniczne, i ksiądz, który budował kościół. Prymas finansował różne inicjatywy kościelne, pomagał biednym ludziom. Kiedy się dowiedział w Rzymie, że okradziono Jerzego Turowicza, wsparł go odpowiednim, jak się wyraził, „honorarium”. Nie robił tego, by się chwalić, bo zapiski sporządzał dla siebie, dla swojej pamięci. Dla siebie nie zatrzymał nic. Fotoreporter Ryszard Rzepecki po śmierci prymasa zrobił zdjęcie jego rzeczy osobistych. Zajęły zaledwie połowę blatu niewielkiego stolika. Ot, cały majątek „księcia Kościoła”. Tę poruszającą fotografię eksponujemy w naszym muzeum.

Z jednej strony kuria, pałac biskupi, z drugiej wierni, których można opisać słowami „w pozostałych rolach”. Dystans, dwa światy. Tak to zazwyczaj wygląda. Prymas Tysiąclecia nie stwarzał takich barier?

Absolutnie. Był bardzo blisko wiernych… Dowód na jego współ-czucie? Poruszająca obserwacja z rekolekcji w stołecznym kościele Świętej Anny 23 marca 1958 roku: „Tłum młodzieży, głowa przy głowie. Uderza wynędzniały obraz tej młodzieży. Dziewczęta kreują się nieco na »Sagankę« (prymas wiedział, kim była ekscentryczna pisarka francuska François Sagan i jaką nosiła fryzurę!), ale Zachód ma przynajmniej ubranie dla »zmierzwionych czupryn«. A ta szarość więziennych kurtek młodych aż razi. To już nie moda, to nędza! Chce się wyć!” – notował. Czytając jego Pro memoria, raz po raz dziwię się, jak można było prymasowi, który miał cały Kościół w Polsce na głowie, zabierać czas różnymi drobiazgami. Tymczasem on nie dzielił spraw na ważne i mniej ważne. Zanotował spotkanie z pewną siostrą w Laskach, która poskarżyła mu się, że przełożona zwolniła ją z ciężkiej pracy w pralni dopiero po trzech latach próśb. Czując się skrzywdzona, szukała wsparcia u prymasa. On ją „pocieszał, jak umiał”, nie szczędząc uszczypliwości wobec sióstr nieczułych na jej sytuację, a na sąsiedniej stronie zapisał relację z trzygodzinnego spotkania z premierem Piotrem Jaroszewiczem. Zachowała się niezliczona ilość zapisków świadczących o tym, jak współczuł Polakom w siermiężnej, biednej PRL-owskiej rzeczywistości. Myślał jak Chrystus: „Żal mi tego ludu”. Kiedyś wszedł do dużej kolejki oczekującej na ochłap mięsa, by ludzi pocieszyć i powiedzieć, że jest z nimi.

O hierarchach, którzy zapominają, czym żyje Jan Kowalski, mawia się, że „zbiskupieli”. To nie dotyczyło Wyszyńskiego?

Pisał: „Niech nas nie zwodzi własna sytość, niech nam nie otłuszcza serca, niech nie zniemrawia mózgu, niech nie krępuje woli. »Chleba naszego... daj nam...« Mnie i moim domownikom, mleczarce i piekarzowi, ogrodnikowi i robotnikom w fabryce, tym, co zrobili miski i łyżki, i tym, co wznieśli domy. Wszystkim!”. Jego komentarz do „Ojcze nasz” to wołanie, abyśmy dostrzegali biedę wokół nas i okazywali wdzięczność tym, z których pracy korzystamy.

Internowany w Komańczy notował: „Jestem tylko błotem! Ale w tym błocie Bóg zgubił perłę miłości”. Potrafisz czytać takie słowa bez wzruszenia?

Dobro, pokora, świętość mnie rozkładają, chwytają za gardło i za serce. Wiem, że ciebie ten cytat zachwycił. Mnie też. A mnie powala jeszcze inny cytat z „Zapisków więziennych”: „Całuję ze czcią nogi wszystkich owiec moich; wszystkich, którzy Cię kochają i którzy Cię nienawidzą, wszystkich, którzy są w łasce i którzy są w grzechu, wszystkich, którzy chodzą Twoimi drogami i którzy zbaczają na złe drogi, wszystkich, którzy z nienawiści ku Tobie stali się moimi nieprzyjaciółmi, wszystkich, którym każesz okazać miłość, by ratować ich dusze… Wszystkich – bez wyjątku. Pozwól mi przejść na kolanach przez Krakowskie Przedmieście, a uczynię to bez zwłoki”.

„Niekoronowany król Polski” – napisał ktoś na szarfie przy jego trumnie. Znający Wyszyńskiego ksiądz powiedział mi przed laty: „Prymas własnoręcznie rozwaliłby pomniki, które mu stawiamy”.

Walczył z kultem swej osoby. W Pro memoria za rok 1971 z wielu zapisków można się dowiedzieć, jak bezskutecznie protestował przeciwko uroczystym obchodom 25. rocznicy jego sakry biskupiej. Skarcił biskupa pomocniczego w Gnieźnie Lucjana Bernackiego za to, że „rozkręcił” akcję darów jubileuszowych. Zdegustowany zanotował: „Wbrew mojej woli zakupił trzy dywany i ułożył je w sali recepcyjnej. Ma to być dar anonimowy jakichś kupców gnieźnieńskich. Dziś ludziom tak ciężko – trzeba ich oszczędzać”. Gdy miesiąc później u warszawskich redemptorystów wbrew jego prośbie gospodarze uderzyli w jubileuszowy ton, prymas skwitował ich wypowiedzi prośbą o modlitwę i zmienił temat. Ale przy obiedzie nie dali za wygraną. „Różni ojcowie opowiadali mi o tym, co robiłem przez 25 lat. Jest to zbędne, gdyż ja to już wiem. Nie jest to też potrzebne Panu Bogu, który to wie jeszcze lepiej niż ja. W ten sposób straciliśmy godzinę” – zauważył z ubolewaniem. Jubileuszomanię nazywał „okropnym nałogiem”. W dzień jubileuszu pojechał na Jasną Górę, by „wyznać swoją nieudolność w służbie lat 25” i przeprosić „za wszystkie zawody, które sprawił Polsce i ludowi Bożemu”. Był na swój sposób pomnikowy, dostojny, dumny, ale tylko wtedy, gdy występował publicznie, oficjalnie. Miał świadomość wagi urzędu, dźwigał na swoich barkach sześciowiekowe dziedzictwo prymasów Polski, interreksów. Na zewnątrz musiał prezentować się jako hierarcha silny, nieustraszony, pewny siebie. Co to byłby za prymas nieśmiały, zahukany, kruchy psychicznie. Takiego komuniści szybko by sobie podporządkowali. Kardynał Wyszyński czuł, że ma w Polsce rząd dusz, że jest pater patriae, o czym świadczył napis na trumnie przez ciebie wspomniany. Zresztą szarfę z tym napisem można oglądać w Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Natomiast w kontaktach bezpośrednich był człowiekiem ciepłym, serdecznym i delikatnym. Nie zawsze myślał o sprawach pobożnych, uważam, że do końca życia miał w sobie coś z urwisa z Zuzeli. Nawet w chwilach tak wzniosłych jak pierwsza Msza papieska na placu Zwycięstwa w Warszawie 2 czerwca 1979 r. pomyślał o swoich wyczynach z dzieciństwa. Przypomniał sobie, że kiedy budowano cerkiew św. Aleksandra Newskiego, stojącą w tym miejscu, gdzie znajdował się ołtarz papieski, bił się na pryzmie piachu z rosyjskimi rówieśnikami tak zaciekle, że oberwali mu rękaw od koszuli. Trzy dni później wspomniał o tym Janowi Pawłowi II na Jasnej Górze!

Które jego wspomnienia najbardziej Cię poruszyły?

Przeczytałem wiele tekstów prymasa, kapitalnych, mądrych, ale najbardziej poruszyła mnie jego homilia w Laskach w 1959 r. Prymas wspomniał o wydarzeniu sprzed wojny, gdy jechał tramwajem z grupą robotników i zauważył, że przy wyjściu jeden z nich pozostawił zawiniątko: szmatkę z chlebem. Jaka była reakcja księdza Wyszyńskiego? „Nie wiem, czy doznałem w życiu kiedykolwiek czegoś, co mnie bardziej przeniknęło bólem niż właśnie ten biedny człowiek, którego obowiązek ciągnie na Wolę i który zgubił chleb, swoją nadzieję i siłę”. Ależ to przejmujące! A my często nie jesteśmy w stanie okazać współczucia znajomym po stracie najbliższej osoby... Wyszyńskiego przeszył dojmujący ból, bo jakiś nieznany mu robotnik pozostawił zawiniątko z chlebem! Przykazanie miłości było dla niego absolutnym priorytetem. Kiedyś pewna karmelitanka zapytała go listownie, czy jej współsiostry postąpiły właściwie, nie wpuszczając jej chorej matki za klauzurę, by zrobić zastrzyk. Prymas odpowiedział: „Zrobiłyście dla litery prawa, a przecież wiecie, że Duch ożywia wszystko. Trzeba było pomóc człowiekowi cierpiącemu. Byłoby to w duchu Bożym”.

Przez 20 lat Watykan zakazywał głoszenia prawd przekazanych przez Faustynę. Gdy prymas odczytał ks. Sopoćce napomnienie Świętego Oficjum, ten schylił głowę: „Czekam na karę”. „Karą jest już to, że musiał ksiądz tego wysłuchać” – odpowiedział prymas. Jak traktował objawienia o Bożym Miłosierdziu? Był ostrożny? Nieufny?

Zanim ten zakaz w 1958 r. przyszedł z Rzymu, biskupi polscy byli sondowani w sprawie kultu Miłosierdzia Bożego w formach propagowanych przez s. Faustynę. Większość z nich wypowiedziała się negatywnie, w tym prymas. Jego biografka dr Ewa Czaczkowska twierdzi, że kierowała nimi obawa, iż kult Miłosierdzia Bożego przesłoni kult Serca Jezusowego i bazującą na pobożności maryjnej Wielką Nowennę przed Tysiącleciem Chrztu Polski. Już w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, a więc jeszcze przed cofnięciem zakazu przez Stolicę Apostolską, na pielgrzymce warszawskiej na Jasną Górę odmawialiśmy koronkę. Propagowali ją pallotyni, w tym związany z prymasem Wyszyńskim przez założony przez niego ruch duszpasterski Rodzina Rodzin ks. Feliks Folejewski SAC. Nie wyobrażam sobie, by prymas o tym nie wiedział. Generalnie uważam jednak, że dla kard. Wyszyńskiego ważniejsze od kultu było wprowadzanie idei Miłosierdzia Bożego w życie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.