Jakie owoce przynosi kontemplacja spotkań ze Zmartwychwstałym?

ks. Rafał Bogacki ks. Rafał Bogacki

|

GN 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Jakie owoce przynosi kontemplacja spotkań ze Zmartwychwstałym? Odpowiedzi można szukać w zapiskach duchowych Piotra Fabera, XVI-wiecznego jezuity.

Piotr Faber był jednym z pierwszych towarzyszy św. Ignacego Loyoli. Piotr Faber był jednym z pierwszych towarzyszy św. Ignacego Loyoli.
Henryk Przondziono /foto gość

Droga ćwiczeń duchowych zaproponowana przez św. Ignacego obejmuje cztery tygodnie. Pierwszy poświęcony jest medytacjom nad miłością Boga i własnym grzechem. W drugim rozważa się życie Jezusa, Jego codzienność, publiczną działalność, aż do zapowiedzi męki. Kolejne dwa tygodnie obejmują mękę, śmierć oraz zmartwychwstanie Chrystusa.

Już w drugim tygodniu odprawiający ćwiczenia zaproszony jest do tego, by od modlitwy medytacyjnej, w której akcent kładzie się na rozważanie, wszedł na drogę kontemplacji ewangelicznej. To przejście od rozumu do serca, od intelektualnej pracy i wysiłku do trwania przy Jezusie, obecności i aktywnego uczestnictwa.

Przez wyobraźnię do spotkania

W kontemplacji ewangelicznej istotną rolę odgrywa zaangażowanie wyobraźni, uczuć i całego świata wewnętrznego, czyli umiejętność, którą w pewnej mierze można wypracować. W jaki sposób Ignacy zachęca do używania jej w rozważaniu spotkań ze Zmartwychwstałym? Rada jest prosta. Chodzi o „ustalenie miejsca, jakby się widziało” – pisze w książeczce ćwiczeń (CD 220). Pierwsza zalecana kontemplacja opiera się nie na Biblii, lecz na przekazie tradycji. To spotkanie Zmartwychwstałego z Matką. Ignacy zaleca „widzieć urządzenie wewnętrzne świętego grobu i miejsce, czyli dom Pani naszej, oglądając poszczególne jego części, pokój, miejsce modlitwy itd.”. W kontemplacjach o zmartwychwstaniu założyciel Towarzystwa Jezusowego ma jasny cel. Chce, by modlący się przylgnął do Chrystusa, pokochał Go, naśladował, był z Nim w każdym momencie Jego życia, od kołyski aż po grób, i dalej – by wkroczył z Nim w radykalizm nowego życia. Wyraźnie określa owoc kontemplacji czwartego tygodnia. To „łaska wesela i silnej radości”.

Ignacy daje też dodatkowe wskazania pomocne w osiągnięciu radości paschalnej. Ten, który pragnie spotkać Chrystusa, powinien „pamięcią i myślą ogarniać rzeczy, które pobudzają do zadowolenia, wesela i radości duszy, np. chwałę w niebie”. Są też inne zalecenia. Jedne dotyczą wspomnień, inne… uważnej obserwacji przyrody. Radość rodzi się ze spotkania i odkrycia bóstwa Chrystusa, które, ukryte w męce, po zmartwychwstaniu jaśnieje niezwykłym blaskiem. Nie jest jednak oderwana od doświadczenia życiowego. Ignacy zachęca do wspomnienia pozytywnych doświadczeń międzyludzkich, momentów wesela, rozmów z przyjaciółmi, które wniosły w życie sporą dawkę dobra. Innym środkiem pomocnym w uzyskaniu radości paschalnej ma być korzystanie „z blasku dnia i z miłych stron pór roku, np. ze świeżości na wiosnę albo ze słońca i ciepła zimą…”. Uwaga poświęcona naturalnemu otoczeniu ma pomóc w dojściu do celu, którym jest „radowanie się w Stworzycielu i Odkupicielu swoim” (CD 229c). W tym punkcie wyraźnie widać, że kontemplacja dla Ignacego nie jest próbą przyswojenia abstrakcyjnych treści. Chodzi raczej o wejście w logikę daru, zwrócenie uwagi na tak prozaiczne sprawy jak jakość międzyludzkich relacji czy warunki atmosferyczne. W drodze do Boga pomocne może być wszystko.

Radość jak zaczyn

Pisząc książeczkę ćwiczeń, Ignacy miał jasną wizję drogi chrześcijańskiej. Jej istotnym elementem jest radość. Jak ją rozumiał? „Zajmujemy się tutaj paschalną radością, radością właściwą Wielkanocy, która wytryskuje z jeszcze bardziej fundamentalnej łaski, łaski wiary i miłości czyniącej zmartwychwstałego Chrystusa, choć się Go nie widzi, samym rdzeniem istnienia wierzącego” – pisze Michael Ivens, jezuita, w książce „Przewodnik po Ćwiczeniach Duchowych”. Dodaje też, że chodzi o rzeczywiste spotkanie ze Zmartwychwstałym. On wnosi w świat i w życie wierzącego radykalną nowość, nadzieję i radość. On daje siłę, impuls do prowadzenia apostolskiej misji, pocieszenie pośród trudności. Udzielony przez niego dar radości wzmacnia zwykłe radości życia, choć różni się od nich znacząco. Jest jak „zaczyn subtelnie przenikający smutek czy ociężałość, które w danej chwili trzeba znieść”.

Obserwacja i uczestnictwo

Za pomocą wyobraźni modlący się wkracza w ewangeliczną scenę, by stanąć w centrum wydarzeń. Jest i obserwatorem, i uczestnikiem. Czuje, przeżywa, słyszy ton głosu. Oddycha klimatem danej sceny. Nic nie umyka jego uwadze. Jest cały w tym, co rozważa, a przez to otwiera się na wewnętrzne poruszenia.

Ignacy miał świadomość, że ta forma modlitwy zawiera wiele subiektywnych elementów. W modlitwie chodzi jednak o coś znacznie głębszego. Wydarzenia zbawcze są punktem wyjścia do odkrycia ich znaczenia w życiu wierzącego. Ignacy świadomie wprowadził element subiektywny, aby stworzyć warunki dla spotkania i przez to dopuścić Zmartwychwstałego do życia tego, który się modli.

Metoda zalecana przez Ignacego to droga wewnętrznego poznania. Inny typ „uczenia się Jezusa”. Uzupełnia teologiczną refleksję oraz studia Pisma Świętego. Pozwala wejść w świat, do którego rozum ma ograniczony dostęp.

W jaki sposób Piotr Faber, jeden z pierwszych towarzyszy Ignacego, wprowadził ją w życie? Jakie ślady pozostawiała w jego sercu?

Pobożność dla zadowolenia?

Wigilia Paschalna 1543 roku. Piotr Faber, jezuita, przebywa w Niemczech. Od chwili, gdy Marcin Luter przybił do drzwi katedry w Wittenberdze swoje tezy, minęło ponad 20 lat. Piotr jest przekonany, że reforma Kościoła nie dokona się inaczej jak przez odnowę duchową. Uformowany w szkole ćwiczeń duchowych przez Ignacego, notuje w swoim dzienniku jedno z wewnętrznych doświadczeń: „Zrodziły się we mnie dobre myśli o tych dwóch artykułach wiary: »Umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał«. Kiedy myślałem o tym, wzbudziło się we mnie pragnienie, by coś wycierpieć dla Chrystusa, dźwigać swój krzyż codziennie, umrzeć dla grzechu i dla świata”. Dalej pisze o pragnieniu życia w Chrystusie. Chce zmartwychwstać „z nowym duchem i nowym ciałem”. W opisie duchowych doświadczeń używa języka przenikniętego Biblią. Piotr przeżywa ogromny pokój ducha. W Wielki Piątek rozważał mękę Chrystusa i doświadczał wielkich strapień, myśląc o własnej niedoskonałości. Notował, że w jego działaniach dominowały nieporządek, lenistwo i brak duchowej przenikliwości. Teraz, w Wigilię Paschalną, rozważając zstąpienie Chrystusa do otchłani i Jego zmartwychwstanie, doświadcza wielkiego pokoju. Gotów jest znosić wszelkie przeciwności dla Chrystusa. Ma świadomość, że Zmartwychwstały ogarnia Jego życie.

Także w Niedzielę Zmartwychwstania doznaje wielkich pocieszeń. Zaskakująco brzmi ten fragment, w którym pisze, że nie towarzyszyła mu wówczas pobożność. Piotr znajduje wyjaśnienie. Jest przekonany, że i ten brak wpisuje się w duchową drogę wyznaczoną mu przez Boga. „Często pragnąłem pobożności dla własnego zadowolenia i dla zbudowania bliźniego, szukając w tym samego siebie, albo przynajmniej było w tym trochę nieuporządkowania co do intensywności pragnienia, jakie się we mnie budziło”. Wie, że to nie wewnętrzne uczucia, ale czysta wiara jest w stanie ukierunkować jego życie i doprowadzić je do upragnionego celu. Żarliwie prosi Boga, „przez Jezusa Chrystusa, który powstał z martwych, aby dzięki Jego łasce mógł pewnego dnia zobaczyć swoje ciało, swoją duszę i swego ducha uwielbione ku chwale Boga, z którego, przez którego i w którym mieszka cała łaska, chwała i całe naturalne dobro”.

Piotr modli się, aby wszyscy w święto Zmartwychwstania zostali napełnieni łaskami. Prosi o konkretne dary. „Prosiłem o pewne uzdolnienia dla mego ducha: aby użyczono mi łaski, bym dla czynienia dobra i znoszenia zła był na przyszłość bardziej zręczny, bardziej przenikliwy i przejrzysty oraz mniej wrażliwy na zło”.

Doświadczyć wolności

Owocne przeżycie świąt przez Piotra, pragnienia wzbudzone pod wpływem kontemplacji spotkań ze Zmartwychwstałym gasną jednak, jak się zdaje, dzień później. W Poniedziałek Wielkanocny Faber zapisuje, że powrócił „do swego zwyczajnego już krzyża”. Wymienia trzy przyczyny smutku: brak odczuwania znaków Bożej miłości „tak, jak by mi się to podobało”, doświadczenie słabości, „oznak starego Adama bardziej, niżby tego pragnął” oraz poczucie braku wpływu na innych ludzi, „przynoszenia w bliźnich owoców, jakich by pragnął”. Trzy udręki, które dają o sobie znać tuż po świętach. Jednak refleksja nad własnym duchowym stanem prowadzi go do doświadczenia wolności. Piotr jest przekonany, że w Wielkanoc 1543 roku zostały mu udzielone trzy wielkie dary. Pierwszy to odkrycie, że pokój rodzi się z uporządkowanej pobożności, szukania Boga, a nie skupienia na Jego darach. Drugi związany jest z wolnością wobec niedoskonałości, „pawłowego ościenia”, którego spotkanie ze Zmartwychwstałym nie usunęło. I po trzecie – zgoda na brak zewnętrznych owoców, uznania i pochwał.

Czy i my, zachłanni ludzie XXI wieku, nie potrzebujemy podobnego uporządkowania, wewnętrznej wolności i zgody na życie?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.