Cui bono? Komu potrzebny był zamach pod Moskwą?

Maria Przełomiec

|

Gość Niedzielny

publikacja 23.03.2024 13:55

Zamach terrorystyczny w Krasnogorsku pochłonął wiele ofiar. Mimo, że do jego przeprowadzenia przyznało się Państwo Islamskie, to z każdą godziną pojawia się więcej wątpliwości czy to rzeczywiście prawda. A może to kolejna gra Putina? Analizuje Maria Przełomiec.

Cui bono? Komu potrzebny był zamach pod Moskwą? Przypomnijmy. W ataku na Crocus City Hall w Krasnogorsku zginęło 115 osób, a kolejnych ponad 120 zostało rannych. EPA/RUSSIAN EMERGENCIES MINISTRY

Niezależnie od tego, czy to "Dubrowka" czy "Wołgodońsk" ogłoszenie przez Kreml "śladu ukraińskiego" jest kwestią czasu – napisał w nocy 22 marca na platformie X dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, Wojciech Konończuk. Przypomnijmy – Dubrowka, to atak czeczeńskiego komanda w październiku 2002 roku na teatr na Dubrowce, w wyniku którego zginęło niemal 200 osób (większość udusiła się podczas fatalnie przeprowadzanej akcji ratunkowej). Z kolei Wołgodońsk jest symbolem podłożenia ładunków wybuchowych we wrześniu 1999 roku w blokach mieszkalnych w Moskwie, Bujnaksku i właśnie Wołgodońsku. Zamachy kosztowały życie 300 osób.

Startujący wówczas po raz pierwszy w wyborach prezydenckich Władimir Putin oskarżył Czeczeńcow, zapowiadając, że będzie „topił terrorystów w wychodku”, co niewątpliwie znacznie przysporzyło głosów temu mało wtedy znanemu politykowi. Co więcej atak na domy mieszkalne stał się pretekstem do rozpoczęcia drugiej wojny czeczeńskiej, która zakończyła się klęską sił niepodległościowych. Tymczasem, otruty później polonem przez rosyjskie służby specjalne, były funkcjonariusz FSB, Aleksnadr Litwinenko, winą za całą akcję obarczył rosyjskie służby. W napisanej wspólnie z historykiem Jurijem Felsztyńskim książce „Wysadzić Rosję”, autorzy przedstawiają dosyć wiarygodne dowody na poparcie swojej teorii.

Jak było tym razem? Na pewno wiemy, że do zamachu przyznało się państwo islamskie. Jednak niezależne rosyjskie media powątpiewają w prawdziwość tej informacji. To prawda, że styl przeprowadzenia akcji przypomina podobne zamachy na zachodzie, a poza tym przed możliwymi aktami terrorystycznymi ostrzegły i Rosję, i własnych obywateli władze USA, ale:
– po pierwsze: nie bardzo wiadomo dlaczego islamiści mieliby zaatakować właśnie teraz będącą przeciwniczką Zachodu Rosję,
– po drugie: dziwnie łatwo udało się podjechać do centrum rozrywkowego grupie uzbrojonych mężczyzn.

Przypominam, że dzieje się to w kraju prowadzącym wojnę, którego służby już dawno zostały postawione w stan alarmowy. Chyba, że… i tutaj posłużę się cytatem, znanego prokremlowskiego socjologa i propagandysty. Siergiej Markow w internecie obarcza odpowiedzialnością Kijów, mający „zwerbowac muzułmanów jako sprawców, aby uderzyć w Moskwę i zaszkodzić stosunkom Rosji z krajami zdominowanymi przez muzułmanów”. O tym, że Kreml może przyjąć podobną narrację świadczy wpis szefowej najgłośniejszej putinowskiej tuby propagandowej, telewizji RT, Margarety Simonian, że „wersja z Państwem Islamskim to fejk”. I na ostatek poranne oświadczenie rzeczniczki rosyjskiego MSZ Marii Zacharowej, że zamachowcy zmierzali w stronę ukraińskiej granicy.

Władze w Kijowie stanowczo zaprzeczyły jakimkolwiek powiązaniom z nocnym zamachem. Doradca prezydenta Zełeńskiego, Mychajło Podolak zapewnił, że Ukraina nie ma nic wspólnego ze strzelaniną i eksplozjami w Crocus City Hall, sugerując jednocześnie, iż za tymi działaniami stoi Moskwa. Swój udział w ataku wykluczyli także Rosjanie walczący po stronie Ukrainy. „Nie jesteśmy w stanie wojny z pokojowymi Rosjanami” – przekazał Legion Wolności Rosji

Obawiam się, że z dojściem do prawdy będziemy mieć duże problemy. Jak jednak dosyć cynicznie zauważył jeden ze specjalistów ds. bezpieczeństwa, ważniejsze od tego, kto stoi za nocnym zamachem ważne jest w jaki sposób wykorzysta go Kreml. W momencie, gdy piszę ten komentarz ciągle czekamy na oficjalną reakcję Putina, natomiast pierwsze sygnały są alarmujące. Niemal natychmiast oskarżył Kijów o sprawstwo były prezydent i premier, a obecnie wiceszef Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miediwiediew, a także cytowany już Siergiej Markow i kolejny propagandysta, oligarcha Małofiejew.

Na początku postawiłam pytanie „cui bono?”. Faktem jest, że na zamachu najbardziej korzysta Putin. Zyskuje pretekst do dalszego przykręcania śruby społeczeństwu, które tak jak 1999 roku będzie przekonywane o konieczności walki z terrorystyczną, nazistowską Ukrainą, mordującą cywilnych obywateli. To także dobry powód, by ogłosić mobilizację kolejnych 300 tys. żołnierzy. Na zewnątrz z kolei idzie sygnał, że Ukraina, już nie tylko wysadza w powietrze rosyjskie rafinerie, ale także ucieka się do aktów terrorystycznych. Niestety na Zachodzie może znaleźć się sporo „pożytecznych idiotów” gotowych w to uwierzyć i dalej gardłować za przerwaniem wojskowej pomocy dla Kijowa.

I tutaj na marginesie ciekawe spostrzeżenie obserwatora prorosyjskich sieci w polskim Internecie – otóż różne pro-kremlowskie portale winą obarczają nie Ukrainę, ale Stany Zjednoczone.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.