No co dzień i od święta. Jak palma weszła do tradycji chrześcijańskiej?

Karol Białkowski

|

GN 12/2024

publikacja 21.03.2024 00:00

Z jednej strony oznacza triumf, a z drugiej męczeństwo. Jest symbolem odkupienia i zapowiedzią raju po śmierci. Palma wpisała się w katolicką tradycję bardzo mocno. Co o niej wiemy?

Palma daktylowa  jest bardzo popularna  w Ziemi Świętej.  Jej jeden liść  składa się nawet  ze 120 pojedynczych listków. Palma daktylowa jest bardzo popularna w Ziemi Świętej. Jej jeden liść składa się nawet ze 120 pojedynczych listków.
JÓZEF WOLNY /Foto Gość

Ewangeliczny opis triumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy nie zostawia pola do domysłów. Wiemy, że po drodze zebrali się Żydzi, którzy wykrzykując radosne „Hosanna!”, witali Króla. Zwyczajem żydowskim drogę dla kogoś ważnego wykładano m.in. palmowymi liśćmi. Można to porównać do rozkładania czerwonego dywanu. – Pan Jezus był witany przez ludzi tym, co mieli, co dawało życie, a równocześnie tym, co było dla nich ważne – mówi prof. Przemysław Bąbelewski, kierownik Zakładu Roślin Ozdobnych i Dendrologii Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.

Była pod ręką

Dlaczego ludzie do oddawania chwały Jezusowi użyli liści palmowych? – Od wieków palma daktylowa jest bardzo popularna w Ziemi Świętej. Szacuje się, że dziś w basenie Morza Śródziemnego produkuje się z niej nawet 3 mln ton różnych surowców, co przekłada się na konkretny dochód dla uprawiających – wyjaśnia prof. Bąbelewski. Podobnie było dwa tysiące lat temu. W tamtym rejonie uprawiano oliwki, winorośl i właśnie palmy, które dawały, poza środkami do życia, inne surowce. – Nam kojarzą się one głównie z pysznymi daktylami. Te owoce mają bardzo wiele cukrów, są źródłem węglowodanów. Na ówczesne czasy była to tzw. bomba kaloryczna. Miały też wiele innych zastosowań – suszono je, ale również mielono i dodawano do mąki jęczmiennej, z której robiono pieczywo – wyjaśnia.

Pozostałe części rośliny też wykorzystywano. – Ludzie mieszkali w lepiankach ziemnych lub glinianych, a liście i pędy palmy były najtańszym i wystarczająco chroniącym przed rzadkimi opadami poszyciem dachowym. Robiono z nich również liny, wyplatano kosze i wytwarzano maty. Palmy były też doskonałym materiałem do budowania konstrukcji. Gdy dorzucimy do tego walor ozdobny, to możemy zauważyć, jak wiele miała zastosowań – przekonuje. Była to więc roślina powszechna, a w związku z tym każdy mógł odciąć liść, by oddać cześć Chrystusowi.

To nie drzewo

Sporą niespodzianką może być odkrycie, że palma to nie drzewo. – Z punktu widzenia botanicznego, palma tworzy nie pień, a tzw. kłodzinę. Gdy zetniemy drzewo, widzimy przyrosty, czyli tzw. słoje. Palma ich nie ma. Na dodatek często jest w środku pusta. Natomiast liście palmy mają charakter złożony i mogą składać się z nawet 120 pojedynczych listków – tłumaczy prof. Bąbelewski. Dojrzały daktylowiec jest bardzo wysoki. Kłodzina osiąga nawet 40 m i zakończona jest pióropuszem liści. – Palmy nie rosną wszędzie. Najczęściej można je spotkać w oazach, gdzie mają dostęp do wody – dodaje. W przypadku Ziemi Świętej najbujniejsza roślinność występuje wokół Jeziora Tyberiadzkiego (Galilejskiego) i rzeki Jordan. Uprawa palm wymaga przede wszystkim... cierpliwości. Daktylowce zaczynają bowiem owocować dopiero po ok. 40–50 latach. – Taki długi czas oczekiwania na plon nie jest w tym regionie czymś wyjątkowym. Jeszcze dłużej, bo nawet 70 lat, trzeba czekać na pierwsze oliwki – zauważa.

Dendrolog zwraca uwagę, że palmy są odporne na trudne warunki środowiskowe. – W strefie klimatycznej Ziemi Świętej są w zasadzie dwie pory roku – sucha i deszczowa. Raz jest więc wody wystarczająco, a w innym okresie niekoniecznie. Występują też ogromne dobowe amplitudy temperatur. Latem powietrze nagrzewa się maksymalnie do nawet 45–50 stopni, natomiast bywa, że wartości minimalne oscylują w okolicach zera – zauważa. Mimo tej wyjątkowej odporności, daktylowców nie da się przenieść do ogrodu w Polsce, bo prędzej czy później zmarzną. Botanik podkreśla, że temperatury poniżej zera są dla nich zabójcze. Nie oznacza to jednak, że nie można ich spotkać w ogóle. Są bowiem ozdobą wielu wnętrz. Na owoce nie ma jednak co liczyć. Dlaczego? To rośliny dwupienne, wiatropylne, czyli takie, które mają rodzaj żeński i męski. – Aby mogły wydać owoce, dwa osobniki muszą rosnąć w niedalekiej od siebie odległości, muszą być dojrzałe i za pomocą wiatru wzajemnie się przepylić – wyjaśnia.

Z braku laku...

W Polsce tradycja przygotowywania symbolicznych palm na Niedzielę Męki Pańskiej sięga średniowiecza. – Oczywiście nikt wówczas nie zakładał biblijnych ogrodów, a poza klasztorami w ogóle nie uprawiano roślin ozdobnych. Ludzie wykorzystywali więc to, co aktualnie było pod ręką – zaznacza. Przyznaje, że bardzo popularne były od zawsze gałązki wierzby. Z czasem dekorowano je roślinami, które rosły przy domach. – Takim wyrazistym kolorem, który najbardziej się rzuca w oczy na początku wiosny, jest żółty. Można więc założyć, że do upiększania palm wykorzystywano złoć czy pierwiosnki – dodaje. Gdy zaczęto na terenie Polski uprawiać rośliny sprowadzane z innych części świata, pojawił się dobrze nam znany, zimozielony bukszpan. – To roślina z obszaru śródziemnomorskiego. Z bukszpanu pleciono wokół gałązki wierzbowej „koronę” na pamiątkę korony cierniowej. Czasem do tego celu używano również kolczastych gałązek jałowca lub malin, co dawało jeszcze bardziej dosłowny efekt – zauważa. Prof. Bąbelewski zaznacza, że poświęconej palmy nie można było wyrzucić. – Miała być przechowywana do następnego roku i dopiero potem spalona. Popiół wykorzystywany do posypania głów w Środę Popielcową pochodzi właśnie ze spalonych ubiegłorocznych palm – dodaje.

A jak wygląda palma u dendrologa? – Zawsze jest naturalna. Są gałązki wierzby, bukszpan, a także jakiś żółty kwiat – narcyz lub forsycja... – wymienia. Zaznacza też, że naturalną palmę można kupić. – Żeby się przekonać, jak jest ona ważna w naszej tradycji, wystarczy pojechać w tych dniach na giełdę kwiatową. Tam są tysiące palm. Wierzbowe gałązki dekoruje się przeważnie kwiatami z łąk i ogrodów: kocankami piaskowymi, kocankami ogrodowymi, suchlinem różowym czy wiekuistką. Warto spróbować taką naturalną palmę wykonać samodzielnie. To może być ciekawe i integrujące zajęcie dla całej rodziny – przekonuje.

Profesor Bąbelewski zauważa słusznie, że każde święta to okazja do tego, by trochę zwolnić, rozejrzeć się wokół siebie i zachwycić się otaczającą przyrodą. A jest co oglądać i czym się zachwycić. Termiczna wiosna przyszła do nas w tym roku wyjątkowo wcześnie, bo pod koniec lutego. To sprawia, że wegetacja wielu roślin jest na zdecydowanie bardziej zaawansowanym etapie niż zazwyczaj. – Oznacza to dla nas tyle, że podczas spacerów w Wielkim Tygodniu czy w oktawie Wielkiej Nocy będziemy mogli podziwiać kwitnące już rośliny i gniazdujące ptaki. Spróbujmy przeżyć ten czas, uświadamiając sobie, że przyroda się budzi z zimowego snu; przechodzi ze śmierci do życia. To symbol, bo Chrystus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie daje nam przecież nadzieję na nowe, wieczne życie – podkreśla.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.