„Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”. Jezus Opuszczony może stać się towarzyszem każdej samotności

Katarzyna Wasiutyńska

|

GN 12/2024

publikacja 21.03.2024 00:00

Słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”, które rozbrzmiewają w Wielki Piątek, w tym dniu pozostają bez odpowiedzi. Wydaje się, że Bóg milczy. Odpowiedź przyjdzie nieco później, a jest nią zmartwychwstanie.

Doświadczenie opuszczenia  jest przejściem, bramą: jeśli rozpoznamy  w nim obecność Jezusa, On wypełni je swoją szaloną miłością i światłem. Doświadczenie opuszczenia jest przejściem, bramą: jeśli rozpoznamy w nim obecność Jezusa, On wypełni je swoją szaloną miłością i światłem.
CSC Audiovisivi

Dziesięć lat temu towarzyszyłam jako tłumacz niezwykłej czwórce Włochów, którzy zostali zaproszeni do Polski, aby przedstawić świadectwo życia beatyfikowanej w 2010 roku Chiary Luce Badano. Byli to jej rodzice, Maria Teresa i Ruggero, oraz przyjaciółka Chicca ze swoim bratem Franzem. Nie zapomnę rozmów z nimi, w których nie tyle wspominali Chiarę, ile przeżywali z nią swoją codzienność. Frapujący był dialog z Franzem, który na historię młodej błogosławionej i życie jej najbliższych patrzył z perspektywy agnostyka, jak siebie określał. Jeśli każda pojedyncza relacja człowieka do Boga pozostaje dla nas w swej istocie tajemnicą, to w przypadku niektórych osób i ich historii ta tajemnica staje się szczególnie wyraźna. Tak było z nim.

Kim On jest?

Całe wydarzenie Jezusa Chrystusa – Jego Wcielenie, życie ziemskie, pascha – jest historią uniżenia się Boga wobec człowieka, o czym pisał św. Paweł (Flp 2,6-11), a za nim wielka tradycja teologiczna. Krzyż stanowi kulminację, zawiera w sobie ogromny ból fizyczny, rozproszenie się uczniów, ostateczne odrzucenie przez naród, przekleństwo ze strony Boga, gdyż Żydzi wiedzieli, że „wiszący [na drzewie] jest przeklęty przez Boga” (Pwt 21,23). Koniec wydaje się naprawdę okrutny i pozbawiony nadziei. To prawda, że w ciągu całego swojego życia Jezus wiele razy doświadczył niezrozumienia, a nawet odrzucenia ze strony ludzi, także najbliższych. Ale żył w obecności Ojca, w nieprzerwanej rozmowie z Nim w miejscach ustronnych i wśród tłumu. O tej wyjątkowej bliskości świadczyło całe Jego życie, a także niektóre wypowiedzi, takie jak: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30) czy „Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz” (J 11,41-42). W decydującym momencie zdaje się, że Ten, którego nazywał Abba, opuścił Go.

Komentując wizytę w Polsce, Franz opowiadał o wrażeniu, jakie wywarło na nim zwiedzanie Auschwitz, i nazwał ten obóz katedrą Jezusa Opuszczonego. Nie ma w całym chrześcijańskim świecie, zauważył, kościoła ani nawet małej kaplicy poświęconej opuszczeniu Jezusa na krzyżu, ale jest wiele miejsc, które je przywołują w sposób wymowny. Są to sale szpitali onkologicznych, więzienia, obozy dla uchodźców… ale także domy ukryte wśród osiedli naszych miast, w których zamiast spodziewanej ludzkiej życzliwości i wzajemnego wsparcia panują złość, obojętność czy rozpacz. Kiedy osoba przedstawiająca się jako agnostyk opowiada o Bogu w taki sposób, kiedy dotyka trudnej kwestii cierpienia i łączy je z tajemnicą krzyża, może poruszyć struny duszy i umysłu, które niełatwo potem uciszyć. To mocne wyzwanie dla chrześcijan! Co mógł mieć na myśli Franz, mówiąc o katedrze Jezusa Opuszczonego? Kim jest Jezus Opuszczony?

W pobożności chrześcijańskiej ukształtowało się wiele praktyk, które prowadzą nas w rozmyślaniu nad męką Jezusa. Jedną z nich jest przypomnienie „siedmiu słów” Jezusa zapisanych przez ewangelistów w kontekście sceny ukrzyżowania. Żaden z autorów nie przytacza wszystkich siedmiu słów (czy raczej zdań), a każda z czterech narracji wydarzeń Wielkiego Piątku stanowi pewną literacką i teologiczną całość. Jednym z tych ostatnich słów Jezusa, przytoczonych przez Marka oraz Mateusza, jest cytat z Psalmu 22: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”. A więc nie jest to nawet oryginalna wypowiedź Jezusa: posługuje się On wcześniejszym tekstem, jakby dla potwierdzenia, że wypełnia się to, co Bóg w swojej Opatrzności przewidział.

Rany duchowe i sens życia

Psalmista przywołuje swoje dramatyczne doświadczenie, ale w drugiej części jego lament przechodzi w pełną ufności pieśń dziękczynną. W Wielki Piątek historia Jezusa zatrzymuje się na tej pierwszej części psalmu, w której rozbrzmiewa dramat opuszczenia, samotności, niewyjaśnionego cierpienia. Na to cierpienie – które z perspektywy zmartwychwstania możemy dziś nazwać zbawczym – składają się poszczególne etapy męki, od modlitwy w Ogrodzie Oliwnym aż po agonię. Poszczególni święci i zapoczątkowane przez nich prądy duchowe podkreślali na przestrzeni wieków ten czy inny aspekt życia Chrystusa, naśladując Go w nim i adorując. Wielu z nich odnosiło się do Jego męki jako kulminacyjnego momentu historii Wcielenia. A może współczesny człowiek, tak jak Franz, odkrywa w jakiś sposób tę ranę duchową, jaką jest doświadczenie opuszczenia?

Umocniony bliskością Boga, a nawet w imię czysto ludzkiej, głębokiej miłości, człowiek może znieść także najokrutniejsze cierpienie fizyczne, ponieważ niesie go sens nadany życiu. Kiedy takiej obecności zabraknie, kiedy walą się wszystkie dotychczasowe punkty oparcia, te przyrodzone i nadprzyrodzone, nasza osobista walka nie ma już motywacji. Cała rzeczywistość traci sens. Myślę, że takie doświadczenie – czasem prywatne, czasem związane z sytuacją bliskich osób, środowiska, w którym żyjemy i pracujemy, a nawet ze względu na więź z Kościołem w jego aktualnym kryzysie – każdy z nas choć trochę rozumie, bo niesie je w sobie. Czy to możliwe, że również Jezus je przeżył?

Oblubieńcy Opuszczonego

Nie lekceważąc bardzo ciekawej refleksji teologicznej na ten temat, warto odwołać się do intuicji płynących z doświadczenia mistrzów życia duchowego. Przywołana przeze mnie na początku bł. Chiara Luce Badano była duchową córką swojej imienniczki, Chiary Lubich, założycielki Ruchu Focolari. Chiara Lubich (1920–2008) znana jest pewnie przede wszystkim ze swojego dążenia do jedności, w odpowiedzi na modlitwę Jezusa: „Aby wszyscy stanowili jedno” (J 17,21). Tymczasem ta apostołka jedności chce być zapamiętana jako „oblubienica Jezusa Opuszczonego”. Rozumie ona, że jedność to dar, udzielanie się ludziom życia Boga – dzięki temu, że wchodzi On w ludzkie doświadczenie rozdarcia, oddalenia, niejedności i wypełnia je swoją miłością. Jeśli z jednej strony jest to ogromna tajemnica, to z drugiej przekłada się bezpośrednio na codzienne życie. Chiara Lubich, a za jej przykładem także bł. Chiara Luce i wielu innych, postanawia w każdym cierpieniu, zwłaszcza tym duchowym, w poranionych relacjach z Bogiem i między ludźmi, w gorszących podziałach, w pytaniach bez odpowiedzi rozbrzmiewających między niebem a ziemią, rozpoznać i przyjąć z miłością oblicze Jezusa Opuszczonego. Mówi o boskiej alchemii przemieniającej cierpienie w miłość, o ile przyjmiemy tę perspektywę opuszczenia, które prowadzi ostatecznie do zmartwychwstania. Doświadczenie opuszczenia jest przejściem, bramą: jeśli rozpoznamy w nim obecność Jezusa, On wypełni je swoją szaloną miłością i światłem. Pisze Chiara Lubich: „Chciałabym zaświadczyć przed całym światem, że Jezus Opuszczony wypełnił każdą pustkę, rozjaśnił każdą ciemność, stał się towarzyszem każdej samotności, przekreślił każde cierpienie i wymazał każdy grzech”.

Odpowiedź przyjdzie później

Słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”, które rozbrzmiewają w Wielki Piątek, w tym dniu pozostają bez odpowiedzi. Wydaje się, że Bóg milczy. Odpowiedź przyjdzie nieco później, a jest nią zmartwychwstanie. Choć wyznajemy je aktem wiary i doświadczamy pewnych owoców, nie poznaliśmy jeszcze jego pełni. Poruszamy się w przestrzeni „już i jeszcze nie” albo „już i coraz pełniej”, gdzie cierpienie wciąż przeplata się z radością, poczucie opuszczenia i braku sensu z chwilami duchowych uniesień i bliskości Boga. Ale właśnie w tej przestrzeni On jest obecny ze swoją szaloną miłością; Ten, który oddaje życie, fizycznie i duchowo. Takiego Boga objawia nam Jezus Opuszczony.

Tak, rozpoznaję Jezusa Opuszczonego, gdyż – czy tego chcę, czy nie – spotykam Go często we mnie i wokół mnie. Zdarzają się takie chwile, kiedy odczuwam sacrum Jego obecności, jakby w katedrze, o której mówił Franz. Innym razem odwracam wzrok, bo spotkanie z Nim może być zaskakujące, bolesne, dramatyczne. A przecież On jest Paschą, czyli przejściem do poranka zmartwychwstania. Bóg współczesnego człowieka, „mój” Bóg: Jezus Opuszczony – Zmartwychwstały.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.