Król na kolanach

Marcin Jakimowicz Marcin Jakimowicz

|

GN 12/2024

publikacja 21.03.2024 00:00

Marcin Jakimowicz rozmawia z bp. Edwardem Dajczakiem o Bogu, który umywa nogi człowiekowi.

Król na kolanach Bp Edward Dajczak Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Marcin Jakimowicz: Ma Ksiądz Biskup doświadczenie umywania innym nóg na Wood­stocku. Czy nie trudniejsze jest jednak przyjęcie tego, że to ktoś umyje mi nogi?

Bp Edward Dajczak:
Tak, mam takie doświadczenia, nie tylko zresztą wood­stockowe. Pamiętam doskonale akademickie rekolekcje we Wrocławiu, gdzie mieliśmy taki obrzęd, w którym uczestniczyło około 20 studentów i studentek. Jeszcze mocniej zapamiętałem umywanie nóg podczas rekolekcji dla sióstr zakonnych. Była bardzo podobna liturgia, ustaliliśmy, że siostry będą sobie wzajemnie umywały nogi i… okazało się, że część z nich absolutnie się na to nie godzi. Powiedziały, że chętnie innym umyją, ale nie chcą, by im umywano stopy. Były zaskoczone, bo to nie była…

…wielkoczwartkowa parafialna „ustawka”?

…gdy do celebransa podchodzą wcześniej wybrani delegaci z wymytymi stopami. Próbowałem rozmawiać z tymi siostrami, ale nie chciały się zgodzić. To nie tylko klasztorna sytuacja. Na Woodstocku też część ludzi nie radzi sobie z tym intymnym gestem… Bo to nie jest prosty znak, ale niezwykle głębokie doświadczenie. Mówię z pozycji tego, który umywa nogi, czyli naśladuje gest Mistrza, w duchu Jezusa pochyla się do stóp drugiego.

W tym kategorycznym sprzeciwie w klasztorze słyszę krzyk Piotra: „Nigdy nie będziesz mi nóg umywał!”.

Tak jest! Piotr sobie również z tym nie radził. Zgodził się dopiero wówczas, gdy Jezus jednoznacznie mu wytłumaczył: „Tego, co Ja teraz czynię, ty jeszcze nie rozumiesz, ale później to pojmiesz. Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną”. Myślę, że z nami jest podobnie – nie umiemy przekroczyć tej granicy: zatrzymujemy się jedynie na obrzędzie, skądinąd bardzo pięknym…

A to lekcja władzy, która ma służyć, umywać nogi?

Król królów na kolanach pokazał nam, na czym ona polega. Nasz Pan zrobił to pierwszy, a my jedynie próbujemy Go w tym naśladować. Ale to jest Jego gest, Jego znak, Jego czyn, a my co najwyżej możemy w tym partycypować.

Jak mocno wybrzmiewają tego dnia słowa konsekracji: „To jest dzisiaj”. Czy to nie kwintesencja chrześcijaństwa? Rozpamiętujemy przeszłość, zamartwiamy się tym, co przyniesie jutro, a Bóg przedstawia się jako „Jestem”!

Co roku bardzo dotykają mnie te słowa. Spotkanie z Jezusem jest „dzisiaj”, „teraz”. Medytuję właśnie nad tym z księgą Apokalipsy w dłoni, przygotowując rekolekcje na temat Eucharystii. Mam wrażenie, że ucieka nam to „dzisiaj”. Liturgia jest spotkaniem nieba z ziemią. „Teraz, dzisiaj”. Książę kijowski Włodzimierz po przyjęciu chrztu w 988 r. wysłał do Konstantynopola delegację, by przyjrzała się Kościołowi, od którego przyjmował ten sakrament. Delegaci zanotowali: „Nie wiedzieliśmy, czy jesteśmy w niebie, czy na ziemi. Nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy takiego piękna! Nie potrafimy opisać tego słowami, ale wiemy jedno: tam między ludźmi mieszka Bóg”. Czy nam to nie umyka? Doskonale rozumiem żal Jana Pawła II, że podzielony Kościół przestał oddychać dwoma płucami. Zastanawiam się, czy podczas sprawowania Eucharystii nie zatraca się nam to doświadczenie: „Nie wiedzieliśmy, czy jesteśmy w niebie, czy na ziemi. Wiemy jedno: tam między ludźmi mieszka Bóg”, to spotkanie nieba z ziemią. Bo spotkanie z Jezusem po naszej śmierci będzie tylko pełniejszym, większym odsłonięciem tego samego doświadczenia! Ono nie będzie innej kategorii, bo Eucharystia jest spotkaniem najpełniejszym z możliwych. Myślę, że kościoły pustoszeją, gdy ludzie doświadczają tego, że „zwyczaj padł, a misterium nie było”. Pilnie trzeba nam wrócić to tego wielkoczwartkowego: „To jest dzisiaj!”, by doświadczać smaku królestwa już tu, na ziemi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.