Naprotechnologia jako metoda leczenia niepłodności – czy to jest aktualne?

Jarosław Dudała

|

Gość Niedzielny

publikacja 19.03.2024 11:00

Co nowego mamy w przyczynowym leczeniu niepłodności? Mówi dr n. med. Tomasz Kandzia, ginekolog z Centrum Familia w Katowicach, zastępca kierownika oddziału ginekologiczno-położniczego w Pyskowicach.

Naprotechnologia jako metoda leczenia niepłodności – czy to jest aktualne? dr Tomasz Kandzia Małgorzata Fels

Jarosław Dudała: Czy naprotechnologia jako metoda leczenia niepłodności bez uciekania się do in vitro nadal jest aktualna? Na ile aktualny jest jej podręcznik z 2004 r.?
Dr Tomasz Kandzia:
Na pewno nic z tego, co napisał prof. Thomas Hilgers, nie traci na aktualności, tak jak w całej medycynie aktualne pozostają wszystkie nauki podstawowe. Prof. Hilgers położył bazę pod przyczynowe leczenie niepłodności, zbierając w jedno bardzo wiele różnych osiągnięć medycyny - ginekologii, chirurgii, endokrynologii – i wytyczając pewien kierunek, trend.
Wszystko to jest jednak rozwijane - zarówno przez ośrodek HiIgersa w Omaha, jak też przez innych badaczy na całym świecie. Niekoniecznie jest to nazywane naprotechnologią. Chodzi jednak o pewien kierunek, czyli poszukiwanie przyczyn niepłodności i ich leczenie. Dokładana diagnostyka endometriozy oraz jej chirurgiczne leczenie pozostaje jedną z najważniejszych metod leczenia w naprotechnologii.

Co nowego pojawiło się od czasu wydania podręcznika pt. „The Medical & Surgical Practice of NaProTechnology”?
Bardzo mocno poszliśmy do przodu w endokrynologii i immunologii rozrodu. Dużo więcej wiemy o mechanizmach funkcjonowania błony śluzowej macicy i zagnieżdżeniu ciąży.

Jak przekłada się to na możliwości leczenia?

Na przykład poprzez podawanie Lipiodolu Ultra Fluid. To lek, który podawany domacicznie zmienia immunologię endometrium (błony śluzowej macicy), ułatwiając zachodzenie w ciążę - w szczególności tym pacjentkom, które cierpią na endometriozę i niewyjaśnioną niepłodność (idiopatyczną). Są także inne, nowe metody leczenia hormonalnego i immunomodulującego. Jesteśmy też w stanie zaproponować więcej możliwości terapeutycznych pacjentom z obniżonymi parametrami nasienia.

A jeśli chodzi o diagnostykę?
Posiadamy nowe możliwości diagnostyczne, np. test IPLE. Pozwala on ocenić immunologię błony śluzowej macicy oraz jej zdolność do przyjęcia komórki rozrodczej, a jeżeli są jakieś zaburzenia, sugeruje konkretne kierunki leczenia. Dużo częściej diagnozujemy też stany zapalne endometrium będące przyczyną bardzo wczesnych poronień.
Paleta metod leczenia jest dziś szersza niż jeszcze 5 lat temu, a na horyzoncie są kolejne terapie.

Ale czy są one wykorzystywane? Czy też raczej szybko kieruje się pary do programu in vitro?
Niestety, jest wśród lekarzy leczących niepłodność pewien lęk przed - jak to się ładnie nazywa - utratą czasu prokreacyjnego. To ważne, bo w gabinetach obserwujemy, że coraz wyższy jest wiek pacjentek i pacjentów rozpoczynających leczenie niepłodności. Jeszcze kilka lat temu były to najczęściej pary około trzydziestki. Dzisiaj bardzo często są to pary zbliżające się do 40. roku życia. Wiele jest też par po 40. roku życia. Tymczasem oficjalne wytyczne ginekologiczne mówią jasno, że do programu in vitro należy kierować pary powyżej 35 lat, które bezskutecznie leczyły się z powodu niepłodności przed 6 miesięcy i od razu wszystkie pary powyżej 40. roku życia. A przecież - jeśli ktoś nie chce in vitro - to nadal ma prawo do normalnego, przyczynowego leczenia niepłodności.

Tylko czy w takim wieku nadal są jakieś realne możliwości terapeutyczne?
Tak, oczywiście. Wszystko zależy stanu pacjenta. Jeżeli np. ktoś ma bardzo zniszczone albo niedrożne jajowody, to jasne jest, że u takiej osoby nie dojdzie do poczęcia w cyklu naturalnym. Jeśli czynność jajników uległa wygaśnięciu albo rezerwa jajnikowa jest bliska zera, to szansa na poczęcie naturalnym jest bardzo, bardzo niska. Jest jednak wiele par, u których leczenie przyczynowe okazuje się skuteczne pomimo wielu czynników niesprzyjających poczęciu.

Czy nie obawia się Pan, że ściągnie na siebie gromy, postępując wbrew oficjalnym wytycznym?
Ważna jest tutaj wola pacjentów/pacjentek. Oni muszą otrzymać pełną wiedzę o swoim stanie zdrowia; muszą wiedzieć, jakie są szanse leczenia przyczynowego; muszą też wiedzieć, jakie postępowanie jest zalecane przez towarzystwa naukowe i to, że w określonym wieku towarzystwa te mówią o wskazaniu do in vitro. Pacjent jest autonomiczny - może podjąć decyzję, na jakie leczenie wyraża zgodę, a na jakie nie. Jeżeli dana para nie akceptuje metody in vitro, to ja to odnotowuję i podejmuję leczenie, na jakie ta para się zgadza. Radość pary, u której leczenie niepłodności przynosi efekt w postaci upragnionego dziecka, jest dla mnie najlepszą nagrodą, jaką można sobie wymarzyć.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.