A gdyby to był ostatni dzień życia... Na czym polega ćwiczenie dobrej śmierci?

Małgorzata Gajos

|

Gość Niedzielny

publikacja 14.03.2024 15:26

O „ćwiczeniu dobrej śmierci”, patronie dobrej śmierci św. Józefie i umieraniu świętych jako wzorze.

A gdyby to był ostatni dzień życia... Na czym polega ćwiczenie dobrej śmierci? Pixabay

W Towarzystwie Salezjańskim podobno krąży anegdota, że kiedy nowi kandydaci przybyli do nowicjatu i zapytali braci, na czym polega ćwiczenie dobrej śmierci, w odpowiedzi usłyszeli, że leży się w trumnach, a współbrat, który jest artystą maluje w tym czasie wieko. Oczywiście był to żart. – Ćwiczenie dobrej śmierci na pewno nie jest malowaniem wieka, czy trumny od środka – mówi salezjanin ks. Krystian Sukiennik. – To praktyka, którą ks. Bosko wykorzystywał w swoim oratorium. Można ją znaleźć w książeczce do nabożeństwa, którą ks. Bosko napisał dla chłopców z oratorium pt. „Młodzieniec zaopatrzony” – dodaje. 

Warto zwrócić uwagę na sam termin „dobra śmierć”, który kryje w sobie pragnienie życia w pojednaniu z Bogiem. – Dobra śmierć to jest to moja Pascha, to moje przejście z tego życia do życia w Bogu, do Nieba. To jest też taki cel, który – jak myślę – przyświecał ks. Bosko – opowiada ks. Krystian.

A gdyby to był ostatni dzień życia?

Dziś ćwiczenie dobrej śmierci można by nazwać dniem skupienia, który moglibyśmy przeżywać tak, jakby to był ostatni dzień w naszym życiu. Dobrze, gdyby towarzyszyła nam myśl: „a co, jeśli jutro bym się nie obudził? Gdyby ten dzisiejszy dzień był moim ostatnim?”. Ćwiczenie dobrej śmierci polega przede wszystkim na tym, żeby zrobić dobry rachunek sumienia, wyspowiadać się, odmówić proponowane modlitwy, w miarę możliwości być na adoracji i przyjąć Komunię świętą, a także, jeśli to możliwe, pozamykać pewne sprawy, które trzeba by pozamykać. Porozmawiać z kimś, kogoś przeprosić. – Ks. Bosko zazwyczaj umieszczał ten dzień jako ostatni dzień miesiąca – zauważa ks. Krystian. 

Św. Jan Bosko zmarł w ostatni dzień stycznia, czyli w dniu, kiedy odprawia się ćwiczenie dobrej śmierci. Odmawia się wtedy m.in. litanię o dobrą śmierć. Prosi się w niej o łaskę dobrej śmierci. – Ona jest niezwykle obrazowa – zwraca uwagę salezjanin. Może być nawet trudna w dzisiejszym odbiorze, ale ma na celu pobudzenie naszej wyobraźni, wrażliwości na sprawy ostateczne. – Sam ks. Bosko uwrażliwiał swoich współbraci i młodych ludzi na to, że ćwiczenie dobrej śmierci ma prowadzić ich do poprawy życia, a nie tylko rozmyślania nad śmiercią czy wyobrażania jej sobie – mówi ks. Sukiennik. 

Patron dobrej śmierci

Podczas tego ćwiczenia odmawia się również modlitwę do św. Józefa, patrona dobrej śmierci, który był niezwykle bliski św. Janowi Bosko. W jego litanii mamy wezwanie właśnie o jego wstawiennictwo w godzinę śmierci. Wiążę się to też z wiarą, że Pan Jezus razem z Maryją towarzyszył Józefowi w momencie śmierci.

Ks. Bosko był ogromnym czcicielem św. Józefa, żył w czasach, w których papież Pius IX ustanowił Józefa patronem Kościoła powszechnego. Św. Jan Bosko prezentował go jako tego, który opiekuje się Kościołem, opiekuje się oratorium, który był pierwszym wychowawcą Pana Jezusa, a z drugiej strony właśnie jako patrona dobrej śmierci.

Wśród modlitw towarzyszącym ćwiczeniu nie brakuje również modlitwy papieża Benedykta XIII o uproszenie łaski dobrej śmierci czy modlitwy do Ojca Przedwiecznego. 

Raport z życia

Nie może oczywiście zabraknąć rachunku sumienia. – Głównym celem ćwiczenia dobrej śmierci jest poważne przeprowadzenie rachunku sumienia. To jest sedno. Staję przed Bogiem i zdaję Mu raport miesięczny. Szukam też odpowiedzi na pytania, czy ja jestem gotowy, by się z Tobą, Panie Boże, spotkać, czy chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, żebym się poprawił – podpowiada ks. Krystian.

Salezjanin zachęca również do lektury Słowa Bożego. Dobrze, gdybyśmy mogli tego dnia przystąpić także do Eucharystii i pamiętali, że Jezus ukryty w Eucharystii jest naszym Przyjacielem. 

Wzór świętych pomaga

Pierwszym świętym w kontekście dobrej śmierci, o którym naturalnie myśli się w rodzinie salezjańskiej, jest postać św. Dominika Savio. Tym bardziej, że sam ks. Bosko, pisząc jego biografię, wskazywał, jak ćwiczenie dobrej śmierci, cała formacja otrzymana w oratorium, w szkole wpłynęła na jego ostatnią chorobę i śmierć, która była bardzo pogodna. Była ona też związana z pewną ekstazą. Ostatnie słowa Dominika Savio brzmią: „jakie piękne rzeczy widzę”. 

Ks. Krystian wspomina także Piątkę Poznańską. – Oni mieli zupełnie inne doświadczenie śmierci. Skazani na śmierć znali dokładną godzinę wyroku. Przystąpili do spowiedzi, do Komunii, był ksiądz, który im asystował, którego świadectwo posiadamy. Mamy ich listy, które napisali godzinę przed egzekucją, a które pokazują, że byli pojednani z Bogiem. Oni również praktykowali ćwiczenie dobrej śmierci, co przyniosło owoce – podkreśla. 

Można tu także zatrzymać się nad postacią św. Artemide Zattiego, który z zawodu był pielęgniarzem i prowadził szpital. Tuż przed śmiercią spotykał go ogromny krzyż. Choroba nowotworowa prowadziła go do śmierci. Szpital został zamknięty i na jego oczach zburzony. – On miał głębokie zawierzenie Bogu, że zrobił to, co mógł zrobić. Nie wyszło po ludzku, ale Bóg przyjął ofiarę jego życia – zauważa ks. Krystian. 

Na myśl przychodzi też ks. August Czartoryski. Po ludzku rzecz biorąc, nic nie zrobił. Był księdzem od roku, przyszła choroba i zgasł w ciszy, ale całe jego życie i walka o powołanie były ustawione w kontekście wieczności, do której wracał i odwoływał się. 

To jest niesamowite, jak się czyta świętych! Myślę, że ich teksty bardziej nas nawracają niż najlepsze opracowania teologiczne. Oni ustawiają swoje życie w kontekście wieczności. Ja coś robię na ziemi, ale to wszystko jest w optyce życia wiecznego

– zwraca uwagę salezjanin.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.