Mój przyjaciel św. Józef

Jarosław Dudała

|

Gość Niedzielny

publikacja 19.03.2024 07:00

Św. Teresa Wielka pisała, że nie pamięta, żeby św. Józef kiedykolwiek odmówił jakiejś jej prośbie. O swojej przyjaźni z nim mówi o. Paweł Baraniecki, karmelita bosy z lubelskiego sanktuarium św. Józefa.

Mój przyjaciel św. Józef o. Paweł Baraniecki - karmelita bosy, posługujący w sanktuarium św. Józefa Oblubieńca NMP w Lublinie. Absolwent Szkoły Formatorów (Uniwersytet Ignatianum w Krakowie) i Centrum Mistyki w Avila. Kierownik duchowy i rekolekcjonista. arch. prywatne

Jarosław Dudała: Św. Teresa Wielka pisała, że nie pamięta, żeby św. Józef kiedykolwiek odmówił jakiejś jej prośbie. To brzmi jak świadectwo wielkiej duchowej przyjaźni. Ale jest też niebezpiecznie bliskie magicznemu podejściu do modlitwy – takiemu, w którym wystarczy poprosić wysoko postawionego świętego, a na pewno się otrzyma to, czego się chce. A to już nie jest chrześcijaństwo.
O. Paweł Baraniecki OCD:
Podejście magiczne jest nie tylko powierzchowne, ale wręcz szkodliwe, bo ono wykrzywia zdrową relację z Bogiem. To już nie jest głęboka więź, przyjaźń, ale podejście typu: ‘wrzuć monetę, to dostaniesz coca–colę”. Dlatego kiedy słyszę takie zdanie, jak to zacytowane św. Teresy, to patrzę, czy mówi to człowiek autentycznej modlitwy.
Kluczem do zrozumienia zaufania Teresy do Józefa była jej zdolność do przyjaźni – czyli do głębokiej relacji – a nie to, że w jakiejś książce podano magiczną formułę modlitewną, która powinna zadziałać.
Nawiasem mówiąc, warto czasem sprawdzić, ile w moich modlitwach jest autentycznej modlitwy. Przecież Jezus mówił, że nie chodzi o to, żeby Mu mówić: „Panie, Panie…”, ale żeby wypełniać wolę Bożą.

Jeśli chodzi o wypełnianie woli Bożej, to św. Józef rzeczywiście był czempionem.
Mnie Józef zachwyca przede wszystkim niesamowitą prawością serca, głębokim człowieczeństwem. To go ochroniło przed błędną decyzją, gdy stał na rozdrożu i zastanawiał się, czy oddalić Maryję. Teresa Wielka mówiła, że bardzo ważnym elementem życia duchowego jest zdrowy rozsądek, czyli prawe myślenie. Ono się przejawiło u Józefa, gdy zderzył się z granicą prawa: nie wyrzucił z serca miłości do kobiety swojego życia nawet w tak trudnej, niezrozumiałej sytuacji.
W tym kontekście św. Józef jest dobrym patronem na nasze czasy, kiedy wielu rzeczy nie rozumiemy, a chcielibyśmy zrozumieć wszystko – łącznie z samym Bogiem. I tak jak on dochodzimy do granic – do pytania, kim w ogóle jest Bóg.

Wyznajemy wiarę w świętych obcowanie. To znaczy, że żyjemy we wspólnocie z ludźmi po drugiej stronie. Jeśli żyjemy we wspólnocie, to pewnie możemy się przyjaźnić ze świętymi w niebie. Tylko jak to zrobić?
Rozpoznając w świętych ludzi z krwi i kości. Przez lata świętość była jakby zarezerwowana dla duchowych supermenów, jakichś Avengersów, istoty bardzo odległe, których życiorysy były niepokalane od łona matki.
Tymczasem oni też dojrzewali do świętości.  U Józefa doszło do mocnego tąpnięcia obrazu Boga. Wiele listów naszej matki św. Teresy było cenzurowanych, no bo kto to widział, żeby święta w sposób tak bezpośredni i spontaniczny wyrażała się o swoich chorobowych przypadłościach i o tym, co musiała rano robić, żeby w ogóle dojść do siebie.
Trzeba uwolnić nasze myślenie od nierealnej wizji świętości, bo ona nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

To jaka jest prawdziwa wizja świętości?
Taka, że Bóg stał się człowiekiem i dlatego człowieczeństwo jest drogą do świętości.

Co Ojciec ma na myśli, mówiąc: człowieczeństwo?
To, że święci mieli konkretne cechy, mieli też konkretne trudności. Także w ich życiu Bóg objawiał się jako Ktoś nie do pojęcia, nie do ogarnięcia. Zaskakiwał ich swoim działaniem. Niejednokrotnie czuli się mali, słabi. Mieli swój temperament, mieli też swoje wady. Mówi się, że wadą Józefa było to, że był milczkiem. Ja tak nie uważam. Jego milczenie było oznaką głębokiej prostoty i ogromnej walki wewnętrznej, cichej i ludzkiej, ale też bardzo intensywnej i głębokiej. Ale np. św. Teresa przyznała w jednym z listów, że można ją kupić za sardynkę… Ze świętymi łączy nas podobieństwo w tym, co ludzkie. Tak ich sobie wybieramy na przyjaciół. Chociaż… myślę, że także święci wybierają sobie nas…

Jakiś święty wybrał sobie Ojca?
Na pewno wybrała mnie Maryja. I Teresa Wielka. Myślę, że Józef też. Dziwię mu się trochę, no ale to już jest jego wybór…

Skąd to przekonanie? Zawdzięcza Ojciec św. Józefowi coś szczególnego?
(cisza) Jeszcze nie wiem... Chciałbym powiedzieć: „ojcostwo”, ale to takie wielkie słowo... Ale po prostu wiem, że on idzie ze mną.
Bardzo polecałem św. Józefowi moją mamę przed jej śmiercią. Prosiłem dla niej o łaskę pojednania z Bogiem. Sytuacja była bardzo trudna. Mama zmarła po długim, ciężkim życiu. Odeszła bez sakramentów. Byłem jednak przekonany, że poszła do nieba, że Jezus przyjął ją z miłością. Trudno to wyjaśnić, ale tu nie chodzi o to, że ja sobie wmówiłem, że ona poszła do nieba. Ja to po prostu wiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.