Jak Bóg chce... Dom sióstr katarzynek w Braniewie

Agata Puścikowska

|

GN 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

Klasztor trzeba ratować, bo ponad 120-letni budynek to dużo więcej niż zabytek architektury.

Klasztor sióstr katarzynek w Braniewie został zbudowany na początku XX wieku. Klasztor sióstr katarzynek w Braniewie został zbudowany na początku XX wieku.
Roman Koszowski /Foto Gość

Matka Regina też w ciemno zaczynała, a chociaż nie miała pieniędzy, ufała i wierzyła. I zjawiła się dobra wdowa, która zostawiła jej taką sumę, by zakończyć remont ich pierwszego domu. My również ufamy i wierzymy, że dzieło, które zapoczątkowała, uda się teraz wyremontować – mówi s. Klara i pokazuje spore dziury w suficie, spod których wychodzi pleśń. Klasztor trzeba ratować, bo ponad 120-letni budynek to dużo więcej niż zabytek architektury. A jego znaczenie dla historii i kultury wykracza poza granice Warmii.  

Dzieje i codzienność 

Budynek z czerwonej cegły góruje nad centrum Braniewa. Jest monumentalny i okolony starodrzewem, otacza go też mur, jednak charakteryzuje się gościnnością, otwartością na mieszkańców i przybyszów. Powstawał na początku XX wieku dla sióstr katarzynek i ich dzieł. Wówczas do nowicjatu co roku zgłaszało się nawet sto młodych kobiet. – Nasze zgromadzenie jest od ponad czterystu lat wpisane w historię Warmii. Siostry od zawsze tutaj się modliły, ciężko pracowały dla mieszkańców. I tak jest do dziś. Jednak obecnie potrzebujemy wsparcia. Wierzymy, że lud warmiński pomoże. A może nie tylko lud warmiński… – zastanawia się s. Klara. – Przecież stąd wyszło zgromadzenie, które do dziś służy ludziom w Polsce i na świecie.

Bł. Regina Protmann – założycielka zgromadzenia.   Bł. Regina Protmann – założycielka zgromadzenia.
Roman Koszowski /Foto Gość

Brama główna otwiera się szeroko. Siostry witają (nas) serdecznie. Ale przy furcie siedzą też osoby bezdomne, które na powitanie kiwają głowami znad miski z ciepłą, pachnącą zupą. Biedni przychodzą tutaj codziennie. Niektórzy od wielu lat. Jedna z pań pojawia się tu regularnie z oddalonej o kilka kilometrów od Braniewa wsi. – Tereny te są specyficzne, przygraniczne, więc różni ludzie zjawiają się w mieście i wokół. Służby, gdy znajdują w lesie czy na drodze potrzebującą osobę, a to się regularnie zdarza, przywożą ją do nas – opowiada s. Angela. – Najeść się, wykąpać i wyspać to podstawa, żeby człowiek poczuł się godnie. Mamy u siebie też pokój interwencyjny, w którym potrzebujący mogą się na chwilę zatrzymać, umyć, odpocząć. 

Przybyszów do braniewskiego klasztoru witają też – symbolicznie, jak to rzeźby – św. Katarzyna Aleksandryjska, patronka zgromadzenia, i bł. Regina Protmann, kobieta, która zarówno wyprzedzała swoją epokę, jak i stworzyła dzieło przez setki lat tętniące życiem dla innych.  

Stary piec pamięta początki domu. Na zdjęciu s. Angela.   Stary piec pamięta początki domu. Na zdjęciu s. Angela.
Roman Koszowski /Foto Gość

Na jednej z kondygnacji znajduje się nietypowe, jak na dom zakonny, malowidło. To skrótowa historia zgromadzenia: daty, wydarzenia, miejsca – wszystko uporządkowane w chronologiczny ciąg. Zaczyna się ponad czterysta lat temu, gdy urodziła się mała Reginka. Kończy współcześnie ważnym i ponadczasowym powiedzeniem błogosławionej, w którym jest zawierzenie, ufność, miłość, nadzieja: „Jak Bóg chce”. Warto je zapamiętać. 

Trzecia droga Reginy 

Regina Protmann urodziła się w 1552 roku w zamożnej rodzinie mieszczańskiej z Braniewa. Ojciec trudnił się kupiectwem. Mimo że wokół szerzył się luteranizm, rodzina Protmannów trwała przy katolicyzmie. Dziewczyna wychowywała się w dostatku, była ładna i inteligentna. Otoczona przyjaciółmi, życzliwością, lubiła zabawę, wesołe towarzystwo. I zapewne miała zostać czyjąś żoną i matką. Jednak Regina zadecydowała inaczej. W wieku dziewiętnastu lat postanowiła zmienić swoje życie. Młode dziewczyny w tamtym czasie wychodziły za mąż albo wstępowały do klasztorów. Regina znalazła trzecią drogę – życie dla Pana Boga w czynnej służbie bliźnim. – Z dwiema koleżankami zamieszkała w starym domu przy kościele. Żyły bardzo biednie, bez wygód, z pracy rąk własnych. Przędły i tkały. Tworzyły wspólnotę kobiet, która skupiała się na modlitwie, ale pracowała też wśród ludzi – opowiada s. Angela. Regina wraz z towarzyszkami opiekowała się chorymi i przygotowywała im lekarstwa, z biednymi dzieliła się jedzeniem, wspomagała sieroty i opiekowała się dziewczętami ze skrajnie trudnych środowisk. Otworzyła szkołę, gdzie kobiety uczyły się pisać i czytać, prac ręcznych i domowych, a co ważniejsze – zasad moralnych.  

Ponadstuletni dach klasztoru wymaga remontu: gdy pada deszcz, dach przecieka. Siostry proszą o pomoc. Na zdjęciu s. Klara.   Ponadstuletni dach klasztoru wymaga remontu: gdy pada deszcz, dach przecieka. Siostry proszą o pomoc. Na zdjęciu s. Klara.
Roman Koszowski /Foto Gość

Pierwsze reguły nowej wspólnoty zakonnej zostały przyjęte w marcu 1583 roku, a zatwierdzenie zgromadzenia przez Watykan nastąpiło w 1602 roku. Na patronkę Regina wybrała św. Katarzynę Aleksandryjską (była to patronka kościoła parafialnego, przy którym znajdował się klasztor). Rozpoczyna się więc rozwój zgromadzenia, do którego garnęły się kandydatki. Matka Regina otworzyła domy w Ornecie, Lidzbarku Warmińskim i w Reszlu. Regularnie je odwiedzała, wspierała siostry i ich podopiecznych. Zmarła w opinii świętości 18 stycznia 1613 roku. 

W klasztorze znajduje się też izba pamięci poświęcona m.in. sługom Bożym – męczenniczkom II wojny światowej.   W klasztorze znajduje się też izba pamięci poświęcona m.in. sługom Bożym – męczenniczkom II wojny światowej.
Roman Koszowski /Foto Gość

Obecnie w Zgromadzeniu Świętej Katarzyny pracuje 450 sióstr, a ich domy znajdują się w Niemczech, na Litwie, Białorusi, w Rosji, w Brazylii, na Haiti i Filipinach oraz w Afryce Zachodniej (Togo, Kamerun, Benin, Burkina Faso).  W Polsce siostry pracują w dwudziestu miejscach. 

Męczenniczki 

Siostry od początku utrzymywały się z pracy rąk własnych. Pracowały na roli, uczyły, były pielęgniarkami. I wszystkie aktywności podejmowały zgodnie z powtarzanymi często przez Reginę słowami: „Jak Bóg chce”. – Chętnie szyły obrusy i stuły, wyrabiały świece, piekły hostie, dbały w ten sposób o piękno liturgii. Wiele się modliły i pościły. Gdy Warmię nawiedzały wojny i epidemie, na równi z mieszkańcami cierpiały i pracowały dwa razy więcej, by ulżyć ludziom – opowiada s. Klara. Z dramatem ostatniej wojny wiążą się postaci sług Bożych sióstr katarzynek, które, w czasie „wyzwalania” kraju przez Armię Czerwoną, poniosły śmierć męczeńską z rąk Rosjan. Kończy się ich proces beatyfikacyjny. – Szesnaście sióstr męczenniczek to obecnie sługi Boże. Podczas II wojny światowej dawały niezwykłe świadectwo wiary, miłości bliźniego. W czasie próby broniły czystości ślubowanej Bogu, stawały w obronie bliźnich – opowiada s. Angela, autorka książki na ich temat. – Sióstr, które ucierpiały w tamtym czasie, było więcej. Aż 102 siostry katarzynki zmarły z powodu pobicia i maltretowania ich przez żołnierzy radzieckich, przez zarażenie się tyfusem lub dyzenterią, z wycieńczenia i głodu. Ich historię można poznać, odwiedzając izbę pamięci poświęconą historii zgromadzenia, s. Reginie Protmann i przyszłym błogosławionym katarzynkom. Można tu poznać również fascynującą opowieść o pośmiertnych losach relikwii bł. Reginy Protmann, która została pochowana w Braniewie. W ciągu kolejnych wieków jej szczątki znajdowały się w tamtejszych kościołach. W 1929 roku jej kości zostały przeniesione do oratorium w starym klasztorze przy kościele św. Katarzyny. Dwa lata później, w 350. rocznicę założenia zgromadzenia, szczątki założycielki umieszczono w relikwiarzu wykonanym ze szkła i srebrnej blachy. W 1935 roku relikwiarz przeniesiono do wybudowanego kilkanaście lat wcześniej klasztoru Regina Coeli, czyli obecnego domu sióstr przy ul. Moniuszki. Pozostały tam do końca II wojny światowej. – W lutym 1945 roku siostry katarzynki zostały zmuszone do opuszczenia domu i ucieczki przez nadciągającym frontem. Zabrały relikwie ze sobą i powierzyły na przechowanie proboszczowi Janowi Westpfahlowi. Stało się to w miejscowości Heiligenbeil (obecnie Mamonowo, rejon Królewiecki). Ksiądz, w obawie przed Sowietami, starał się ukryć relikwie razem z monstrancją i kielichami. Zakopał wszystko przed plebanią. Jednak rosyjscy żołnierze znaleźli monstrancję wraz z kielichami i ukradli je. Szkatuła z kośćmi nie przedstawiała dla nich żadnej wartości, więc ją porzucili – opowiada s. Angela. – Ksiądz je zebrał i ukrył na poddaszu jednego z okolicznych domów. Tym razem bez szkatuły, aby nie zwracały niczyjej uwagi. Gdy w grudniu 1945 roku wyjeżdżał do Berlina, aby nie ryzykować utraty wszystkich szczątków, wyjął tylko dwie kostki z ukrycia. W 1963 roku trafiły one do Domu Generalnego sióstr katarzynek w Grottaferrata pod Rzymem.

Korytarze klasztorne, podobnie jak cały budynek, są przepiękne. Można je zwiedzać.   Korytarze klasztorne, podobnie jak cały budynek, są przepiękne. Można je zwiedzać.
Roman Koszowski /Foto Gość

Jakież było zaskoczenie i radość sióstr katarzynek, gdy po latach, dopiero w 1991 roku, udało im się przekroczyć granicę polsko-rosyjską i dotrzeć do pozostawionych relikwii! Kilka kostek zostało wówczas odnalezionych, bo dom, w którym były schowane, nigdy nie był remontowany. Siostry przewiozły relikwie do klasztoru Regina Coeli w Braniewie. Tam przechowywane są do chwili obecnej. A Regina Protomann została ogłoszona błogosławioną w Warszawie w 1999 roku. 

Bez pomocy nie damy rady

Obecnie siostry mają wiele planów co do swojego braniewskiego domu. Może kiedyś uda się otworzyć przy klasztorze miniprzedszkole lub jeszcze bardziej skupić się na pomocy najbiedniejszym. Na razie jednak trapi je konieczny remont. Dach trzeba profesjonalnie załatać. Co będzie kosztowało co najmniej 300 tys. złotych. – My nadal utrzymujemy się z pracy rąk, żyjemy bardzo skromnie. Bez pomocy dobrych ludzi nie damy rady. Boimy się, że z każdym rokiem koniecznych prac remontowych będzie więcej – mówią s. Klara i s. Angela. 

S. Błażeja, przełożona domu, pokazuje niezwykłą fototapetę  opisującą historię sióstr katarzynek.   S. Błażeja, przełożona domu, pokazuje niezwykłą fototapetę opisującą historię sióstr katarzynek.
Roman Koszowski /Foto Gość

Siostry założyły internetową zrzutkę. Proszą o pomoc nawet celebrytów. Jeżdżą też na kwesty, a wszędzie, gdzie się pojawiają i opowiadają o zgromadzeniu, ludzie chętnie i słuchają, i wspierają. Zwykle wdowim groszem. Mieszkańcy Braniewa pukają do furty klasztornej i przynoszą, ile mogą. Drobne, „wdowie” kwoty, by solidarnie i odpowiedzialnie ratować bezcenny zabytek. – Nasza historia jest piękna i mocno związana z tą ziemią. Ufamy, że teraz ludzie tej ziemi pomogą nam nadal tutaj pracować i działać – mówi przełożona domu, s. Błażeja. Pokazuje napis kończący mural: „Jak Bóg chce”...

Dziedzictwo Warmii

Mimo trudności siostry starają się spokojnie działać, pracować. I pomagać. Kilka z nich jest pielęgniarkami-wolontariuszkami w miejscowych zakładach opiekuńczo-leczniczych. Pracują też w szkołach, ośrodkach wychowawczych, w domach opieki i przy parafiach. Kilkusetletnią tradycją katarzynek jest prowadzenie gospodarstwa rolnego, a także przygotowywanie własnych serów, masła i mleka. – Kiedyś siostry pracowały na własnych polach, w sadach, hodowały krowy, konie, świnki. Teraz zostało nam pięć krów, które dają najlepsze mleko. Pasą się, ku uciesze miejscowych dzieciaków, tuż obok domu sióstr, w samym centrum Braniewa. 

Siostry nadal hodują krowy...   Siostry nadal hodują krowy...
Roman Koszowski /Foto Gość

Ważne jest w życiu, by służyć ludziom tym, co się potrafi. I z serca. A co z resztą? Przecież będzie, jak Bóg chce.

...i kury. Gospodarstwo znajduje się przy domu zakonnym, w centrum miasta.   ...i kury. Gospodarstwo znajduje się przy domu zakonnym, w centrum miasta.
Roman Koszowski /Foto Gość

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.