Tu zaszła zmiana. O sile polskiej wsi

Piotr Legutko

|

GN 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

Podczas rolniczych protestów gra toczy się o przyszłość całej wspólnoty, o tożsamość i styl życia.

W ciągu 15 lat dochód w gospodarstwach domowych w mieście wzrósł o 119 proc., a na wsi aż o 158 proc. Odwróceniu uległ trend migracyjny: przybywa mieszkańców wsi kosztem miast. W ciągu 15 lat dochód w gospodarstwach domowych w mieście wzrósł o 119 proc., a na wsi aż o 158 proc. Odwróceniu uległ trend migracyjny: przybywa mieszkańców wsi kosztem miast.
Roman Koszowski /Foto Gość

Rolnicze protesty o tej porze roku na trwałe wpisały się w rodzimy krajobraz. Ale ten strajk jest wyjątkowy. Nie tylko ze względu na jego skalę i wymiar kontynentalny. Poprzednie protesty miały charakter partykularny i przez resztę społeczeństwa były traktowane… co najwyżej ze zrozumieniem. Natomiast w 2024 roku wieś dostała pełne wsparcie miasta. Całkowicie oddolny (co ważne) protest popiera blisko 80 proc. ankietowanych, tylko 15 proc. jest przeciw, zaledwie 4 proc. zdecydowanie mówi „nie” (według sondażu Ipsos dla TOK FM i OKO.press). Mało tego, do rolników dołączył NSZZ „Solidarność”. Mamy zatem do czynienia z czymś więcej niż walką o interes jednej, stosunkowo wąskiej grupy społecznej. Postulaty ekonomiczne, owszem, są tu kluczowe, ale gra toczy się o przyszłość całej wspólnoty, o tożsamość i styl życia. Wypala się też na naszych oczach pewien sposób uprawiania polityki, zmienia jej agenda. Czasy są burzliwe, niepewne, kończy się więc zapotrzebowanie na igrzyska i teatr. Liczą się kwestie podstawowe – żywność, energia, praca, bezpieczeństwo. I jak wynika z badań, zdecydowana większość Polaków uważa, że właśnie o nie chodzi dziś rolnikom.

Bez kompleksów

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że w Polsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat zaszła ogromna zmiana, jeśli chodzi o status społeczny mieszkańców wsi. Coraz mniej ludzi żyje tam z rolnictwa, główne źródło dochodu stanowi ono jedynie dla 10 proc. mieszkańców. To może paradoks, ale mimo że maleje znaczenie tego sektora w polskiej gospodarce, równocześnie rośnie jego prestiż. Bo rolnictwo nie tylko zapewnia bezpieczeństwo żywnościowe, ale również pełni funkcje społeczne, kulturowe i ekologiczne.

Przez pierwsze lata III RP nie tylko nie dopłacaliśmy do rolnictwa, ale to raczej ono współfinansowało proces transformacji całej gospodarki, przechowując ukryte bezrobocie. – W tym czasie Unia Europejska dotowała z budżetu swoje rolnictwo i zmieniła wieś tak dalece, że dzisiaj poznajemy zamożność krajów nie po wyglądzie głównych ulic w metropolii, lecz po tym, jak wyglądają holenderska czy austriacka wieś. To na wsi widać prawdę o biedzie i bogactwie państw i narodów – mówi socjolog, Barbara Fedyszak-Radziejowska. Po akcesji do UE tę zmianę można było wreszcie zobaczyć i w Polsce, bo dla wsi transformacja zaczęła się na serio dopiero wtedy. Według danych GUS w ciągu 15 lat dochód w gospodarstwach domowych w mieście wzrósł o 119 proc., a na wsi aż o 158 proc. W dodatku odwróceniu uległ trend migracyjny: przybywa mieszkańców wsi kosztem miast. Wraz z awansem edukacyjnym i ekonomicznym mieszkańcy wsi, zwłaszcza młodzi, całkowicie pozbyli się kompleksów rodem ze starego serialu „Daleko od szosy”. Mają mocne poczucie własnej wartości i siły, jaką stanowią, gdy razem walczą o swoje prawa. Widać to było i słychać w trakcie Marszu Gwiaździstego na Warszawę.

Skąd bije siła

Rzecz jasna owo poczucie nie wzięło się jedynie ze wzrostu zamożności. Wieś zawsze była miejscem o swoistym stylu życia i własnych, nieco odmiennych wartościach. Także dlatego, że rolnicy mając ziemię i związaną z nią niezależność, byli bardziej odporni na kulturową modernizację. Tak było w PRL, tak jest i dziś. Pomiary polskiej religijności, uczestnictwa w Mszach niezmiennie pokazują, że wieś jest ostoją wiary. Co więcej, ta ludowa religijność coraz rzadziej jest przedstawiana w pejoratywnym świetle. Jak wynika z badań Centrum Myśli Jana Pawła II, w większym niż niegdyś stopniu stała się ona dzisiaj religijnością pogłębioną, świadomą, dla której Kościół jest mniej instytucją, a bardziej wspólnotą. To ważne, by zrozumieć źródło, z którego bije siła polskiej wsi.

Oddolna samoorganizacja rolników także nie jest wynalazkiem ostatnich lat. To ludowa tradycja, dziedzictwo kooperatyw, kółek rolniczych, ochotniczych straży pożarnych. Kiedy rząd Jerzego Buzka stworzył możliwość prowadzenia szkół przez stowarzyszenia, wieś stoczyła prawdziwą batalię, żeby te małe szkoły przechować. I to była batalia zwycięska, bo ponad 500 szkół zostało uratowanych. Mało tego, wieś brała od państwa odpowiedzialność za prowadzenie tych placówek. Także dlatego, że wiele z nich powstało kiedyś wysiłkiem lokalnej społeczności. Wtedy okazało się, że ludzie tu mieszkający nie tylko mają poczucie obywatelskości, ale i mogą je z powodzeniem eksportować do miast. Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia także teraz.

Ludzie „łączą kropki”

Marek Wróbel, prezes Fundacji Republikańskiej także uważa, że dzieje się właśnie coś wyjątkowego. To „coś” nazywa stanem „podwyższonej świadomości obywatelskiej”. – Ludzie patrzą na sprawy publiczne jak na własne, i to bardzo dobrze – wyjaśnia. W końcu od lat narzekamy na to, że staliśmy się społeczeństwem konsumentów, skupionych na własnych karierach, a nie dobru publicznym. Zresztą politycy wciąż myślą po staremu, tak właśnie traktując swoje elektoraty – jako ludzi, którzy chcą wyłącznie chleba i igrzysk. – A jak widzimy, ludzie „łączą kropki”, dostrzegają związki między zjawiskami i wyciągają wnioski. Owszem, myślą o własnym interesie, ale w dłuższej perspektywie i w aspekcie wspólnotowym – zauważa Marek Wróbel.

Nie ma już większej różnicy między miastem i wsią, przynajmniej w myśleniu o zagrożeniach, jakie nadchodzą. Zapewne dlatego mamy do czynienia z odrodzeniem sojuszu, jakiego dawno w Polsce nie widziano: pracownicy najemni, reprezentowani przez Solidarność, stanęli w jednym szeregu z przedsiębiorcami, jakimi są rolnicy. Z pewnością jest w tej decyzji silny element politycznej strategii związku (któremu bliżej do opozycji niż obecnie rządzących), ale obu grupom społecznym chodzi w gruncie rzeczy o to samo – o godność pracy. Wracamy więc do korzeni polskiej rewolucji z 1980 roku. O tym także mówił w radiu RMF Jacek Słoma, rolnik z Podlasia, tłumacząc, że nie chce uprawiać ziemi tylko dla dopłat, że chodzi mu o sens pracy na roli. Dlatego tak bolą go nieuczciwa konkurencja czy absurdalne założenia Zielonego Ładu.

Poczuli sprawczość

Jacek Słoma kilka razy podkreślał, że protest, z jakim mamy czynienia, jest oddolny, nie partyjny, że rolnicy nie chcą dać się rozgrywać. „Wszystkie partie przyczyniły się do sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Jest to protest przeciw całej klasie politycznej” – deklarował. Podobne hasła padały z trybuny podczas Marszu Gwiaździstego, bardzo często z ust bardzo młodych rolników, zazwyczaj połączone z poczuciem odpowiedzialności za rodzinę, dzieci, za przyszłość. – Ludzie poczuli sprawczość, uwierzyli, że od nich coś zależy. Co prawda politycy wszystkich opcji mówili im to od lat, ale traktowali ową deklarację jako pewną konwencję, rytuał, bo przecież nie na serio – zauważa Marek Wróbel. Ale zmieniły się reguły gry, wyborcy mają już inne wymagania wobec klasy politycznej. Zdaniem prezesa Fundacji Republikańskiej to PiS, sprawując władzę, zmienił owe reguły, pokazał, że „da się” dokonywać realnych zmian, podczas gdy wcześniej ludzie głównie słyszeli, dlaczego nie da się czegoś zrobić. I teraz „nie kupują” takiego wytłumaczenia.

Podczas spektakularnej debaty zorganizowanej przez internetowy kanał Zero (blisko milion wyświetleń) praktycznie wszyscy uczestnicy, choć reprezentujący różne punkty widzenia i siedzenia, byli zgodni, że obecny protest nie jest jedynie w interesie rolników. Mało tego, wszyscy zadeklarowali poparcie dla wysuwanych postulatów i… brak wiary w możliwość ich realizacji. No to mamy problem. Wszyscy.

Po mądrość na wieś

Nasze babcie mawiały: po wiedzę jeździ się do miasta, po mądrość na wieś. Obserwując dynamikę obecnych protestów, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, trudno oprzeć się wrażeniu, że mądrość straciła cierpliwość i wybrała się do największych miast. Wygląda na to, że wspólnoty narodowe zamieszkujące nasz kontynent próbują dziś na nowo zdefiniować swoją tożsamość, bo poczuły, że identyfikacja, jaką wymyślono dla nich w Brukseli i Strasburgu, jest sztuczna, oderwana od rzeczywistości, ideologiczna. Powracają więc do korzeni, bo nadchodzą czasy niebezpieczne. Dla ludzi znów stają się ważne sprawy podstawowe, takie jak prąd, woda, żywność – bezpieczeństwo w każdym wymiarze. Stąd zrozumienie i wsparcie dla rolnictwa. Płynie ono także z prostej diagnozy, że to mieszkańcy wsi zachowali jasność myślenia, trafnie diagnozują nadchodzące zagrożenia i nie wahają się bić na alarm. Sęk w tym, że w procesie źle pojmowanej integracji zaszliśmy już daleko, bardzo daleko. I nie wiadomo, jak z tej drogi teraz zawrócić. Finał protestu rolników, zarówno w Polsce, jak i w innych krajach UE, rozegra się więc zapewne podczas czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wtedy rozstrzygnie się nie tylko los Zielonego Ładu, ale i sposobu myślenia o naszej wspólnej przyszłości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.