O. Raniero Cantalamessa i eliksir młodości

Marcin Jakimowicz

|

GN 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

Jak zostać młodym dziewięćdziesięciolatkiem? Zapytajcie o. Raniero Cantalamessę.

Chrześcijaństwo nie zaczyna się od tego, co człowiek powinien zrobić, by się zbawić, ale od opowiedzenia tego, co Bóg zrobił, aby zbawić człowieka. Chrześcijaństwo nie zaczyna się od tego, co człowiek powinien zrobić, by się zbawić, ale od opowiedzenia tego, co Bóg zrobił, aby zbawić człowieka.
ANDREAS SOLARO /epa/pap

Co się ojcu stało? Twarz ojca zmusza mnie do wiary w Boga! – usłyszał w pociągu pędzącym z Rzymu do Mediolanu. „Nie martw się. Nawet jeśli nie będziesz dobrym mówcą, Jezus będzie patrzył z twoich oczu” – powiedział mi przed 19 laty kapucyn, mający „proroctwo w spojrzeniu”.

Odnowienie

„Chciałbym się tak zestarzeć” – rzucił mój znajomy, który ze zdumieniem zerknął na rok urodzin słynnego kaznodziei – 1934. Zaraz, zaraz, czy opowieść o ojcu Raniero nie jest zdradzaniem receptury eliksiru młodości?

Spotkałem trzy podobne osoby – jego, o. Daniela Ange’a i Joachima Badeniego. Wszyscy sędziwi, schorowani, cierpiący, ale z młodzieńczym błyskiem w oku i uśmiechem, który rozpromieniał ich twarze mimo trudów, z którymi zmagali się każdego dnia. Od tego ostatniego usłyszałem: „Skąd u mnie ta radość? Przecież ja na co dzień jestem strasznie nerwowy i depresyjny! To musi być Duch Święty! By być młodym, trzeba mieć stały kontakt z żywym Bogiem. Wtedy wszystko dokoła ożyje”. Przecież to również cały o. Raniero, który nieustannie podkreśla, że Kościół jest wiecznie młody, bo „odnawiany jest przez powiew młodości Ducha Świętego, który jest zawsze młody i zawsze dotyka naszych serc” (to z przemówienia na Kongresie Młodych Osób Konsekrowanych na Jasnej Górze).

Jaki jest ojciec Raniero? – pytałem znajomych kapucynów. – Radosny, uśmiechnięty – odpowiadali zgodnym chórkiem. „To ciekawe, co o mnie mówią, bo ja nie jestem z natury człowiekiem zbyt wesołym” – opowiadał mi papieski kaznodzieja. „Jestem raczej zamknięty w sobie, rozważny. Nie jestem typem ekstrawertyka. Ale widzę wyraźnie, że ten mój uśmiech jest darem Ducha Świętego. Po prostu gdy głoszę słowo Boże, mówię kazania, ta radość sama wybucha. Ci, którzy oglądają mój program w pierwszym kanale włoskiej telewizji, piszą: »Ależ ojciec jest pogodny, radosny!«, a ja wiem, że to dar. Sam sobie tego nie wypracowałem. To radość najbardziej przekonuje ludzi. A my mamy przecież pokazać życiem, że Jezus zmartwychwstał i pokonał śmierć. Czy wobec takiej tajemnicy można być ponurakiem?”.

Patrząc z góry

Przyszedł na świat 90 lat temu w Colli del Tronto w środkowowschodniej Italii. Jako 12-latek wstąpił do niższego seminarium duchownego zakonu braci mniejszych kapucynów. Tata, prosty robotnik, marzył o tym, że syn zostanie księgowym. „Mój wybór niezbyt uszczęśliwił rodziców. Myśleli, że szybko mi przejdzie, ponieważ byłem rozrabiaką i trudno mi było usiedzieć w miejscu” – uśmiecha się zakonnik. „To było bezpośrednio po zakończeniu wojny. Moje powołanie objawiło się podczas pierwszego dnia skupienia w seminarium. Pamiętam: byliśmy na wzgórzu i widzieliśmy w dole miasto, a ja mówiłem do kolegów: »Patrz, nas Bóg wezwał, abyśmy chodzili wyżej, na wyższym poziomie«. To było naiwne, ale pamiętam doskonale, że kiedy objawia się powołanie, to jest cud łaski”.

Po studiach teologicznych w szwajcarskim Fryburgu i literatury klasycznej w Mediolanie, 19 października 1958 roku w Sanktuarium Świętego Domku w Loreto, o. Raniero przyjął święcenia kapłańskie. Jego drugim domem stała się uniwersytecka katedra. Wykładał dzieje początków chrześcijaństwa, był dyrektorem Wydziału Nauk Religijnych Uniwersytetu Najświętszego Serca (Sacre Cuore) w Mediolanie, a w latach 1975–1981 członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej.

I po co ci to?

W 1979 roku wykonał niezrozumiały dla środowiska gest – porzucił karierę uniwersytecką i ruszył w świat, by głosić słowo Boże. „Niektórzy mówili, że jestem heretykiem; inni odwrotnie – krzyczeli, że jestem fideistą, konserwatystą i zarzucali mi, że porzucam całą kulturę i teologię” – opowiadał mi. „Niczego nie żałuję. Jestem wdzięczny Bogu, że dał mi możliwość studiów i pracy jako nauczyciela akademickiego. Ale w pewnym momencie poczułem, że Bóg wzywa mnie, bym zostawił moje profesorskie życie i zaczął służyć ludziom słowem Bożym. Gdybym nadal był na uniwersytecie, służyłbym jedynie malutkiej grupie, a tak mam wielkie szczęście podróżowania po całym świecie… To był naturalny owoc doświadczenia przyjęcia darów Ducha Świętego. Usłyszałem wyraźnie głos Pana, który wzywał mnie do posługi kaznodziejskiej. Nawróciłem się wówczas z chrystologii do Chrystusa” – wyjaśniał, nazywając przyjęcie esencji Dobrej Nowiny przewrotem kopernikańskim. „Często myślimy, że to człowiek jest w centrum, u podstaw naszej religijności leży nasz wysiłek, organizacja i dobra wola, a Bóg przychodzi, by ukoronować ten wysiłek swą łaską. Rewolucja kopernikańska polegała na odwróceniu tej perspektywy, to Ziemia krąży wokół Słońca. To nie człowiek, a Bóg ma być w centrum”.

Zasłuchani papieże

Kolejny rok słucham online jego rekolekcji dla papieża i kurii rzymskiej – i kolejny rok jestem pod wrażeniem. Pamiętam, jak zaimponowała mi jego rekolekcyjna diagnoza, gdy tuż przed wybuchem pandemii powiedział: „Kiedy w naszym życiu czujemy się źle, przeżywamy duchowe ciemności czy nawet rozpacz, powtarzajmy za św. Franciszkiem z Asyżu: »Bóg istnieje i to wystarcza!«”. Albo: „Chrześcijaństwo, w odróżnieniu od innych religii lub filozofii religijnych, nie zaczyna się od tego, co człowiek powinien zrobić, by się zbawić, ale od opowiedzenia tego, co Bóg zrobił, aby zbawić człowieka. Nie zaczyna się od powinności, ale od daru”.

Kaznodzieją Domu Papieskiego został w 1980 roku. Decyzję Jana Pawła II podtrzymali Benedykt XVI (2005) i Franciszek (2013). „W Wielki Piątek głosiłem rekolekcje w bazylice świętego Piotra” – opowiadał o. Raniero. „Mówiłem wolno, celebrowałem słowa, bo w kościele był spory pogłos, a chciałem być dobrze słyszany. I przedłużyłem o dziesięć minut. Patrzę, a jeden z francuskich biskupów nerwowo spogląda na zegarek. Dowiedziałem się później, że Jan Paweł II dyskretnie mu szepnął: »Gdy słucha się słowa Bożego, nie wypada spoglądać na zegarek«”.

Gdy o. Cantalamessa opowiada: „Kazania dla kurii rzymskiej są dla mnie ogromną lekcją. Pokazują pokorę papieży, którzy chcą słuchać prostego księdza, ponieważ ten głosi im słowo Boże”, nie ma w tym ani odrobiny kokieterii czy fałszywej pokory. On naprawdę szuka tego, co proste. Przez lata w telewizji Rai Uno prowadził popularny program „Motywy nadziei”, ale gdy ten bił rekordy popularności, kapucyn ponownie wykonał niezrozumiały dla świata gest i zamiast odcinania kuponów od swej popularności, zaszył się w pustelni 80 kilometrów od Rzymu.

Nie szukajcie swojej chwały!

„Kościół trwa w pełni Pięćdziesiątnicy, wylania Ducha Świętego. Jak wielkim dramatem byłoby, gdybyście pozostali na zewnątrz Wieczernika!” – wołał przed dekadą w częstochowskiej katedrze do niemal trzech tysięcy kleryków z 67 polskich seminariów. „Wykąpcie się w Duchu Świętym! Chcecie idei o Duchu Świętym czy Ducha Świętego?” – pytał. Potem zaproponował: „Proszę, byście powiedzieli teraz głośno po polsku: »Nie szukam swojej chwały, ja szukam chwały Chrystusa«. Ludzie oczekują jedynie tego, by ksiądz był prawdziwym przyjacielem Pana Jezusa. By był Jego wizerunkiem. Aby móc spełnić takie zadania, kapłan musi mieć osobistą relację z Jezusem. Wierzyć w Boga, który narodził się w stajni i umarł na krzyżu! Jest to o wiele bardziej wymagające niż wierzyć w Boga dalekiego, którego każdy może sobie wyobrażać według własnego widzimisię. Bóstwo Chrystusa jest najwyższym szczytem, Everestem wiary! Było całe pokolenie kapłanów, które wyszło z seminarium, mając dość mętne pojęcie o Jezusie, którego mieli głosić ludowi i uobecniać na ołtarzu. Wiele kryzysów kapłańskich, jestem o tym przekonany, miało i nadal ma w tym swoje źródło”.

Kardynał, choć nie biskup

Tego dnia w Polsce wrzało, a rozjuszone tłumy z piorunami na sztandarach ruszyły pod kościoły z jednoznacznymi warczącymi hasłami. W samo południe 28 listopada 2020 roku papież Franciszek ogłosił nazwiska nowych kardynałów. Gdy usłyszałem jedno z nich, przetarłem uszy ze zdumienia. „Raniero Cantalamessa” – popłynęło z głośników. Kapucyn, którego książki przetłumaczono na 20 języków i który od niedawna był opiekunem duchowym inicjatywy „Charis”? Tego się nie spodziewałem...

Na prośbę o. Raniero papież udzielił mu dyspensy od obowiązku przyjęcia sakry biskupiej. „Biskup to przede wszystkim pasterz, a ja z powodu wieku nie dam rady już nim być” – wyjaśniał kaznodzieja. „A poza tym, gdybym umarł jako biskup, na pewno by nie pozwolili mnie pochować w habicie franciszkańskim, który kocham, a to jest moje najgłębsze pragnienie”.

Nie mam pojęcia, kiedy umrze. Wiem, że odejdzie jako młodzieniec.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.