Bohater potrzebny od zaraz

Stefan Sękowski

|

GN 21/2011

publikacja 27.05.2011 00:00

Młodzi ludzie szukają wzorca, który rozpalałby ich wyobraźnię i który mogliby naśladować. Kandydatów jest wielu, trzeba ich tylko odpowiednio wypromować.

Marsz Rotmistrza Pileckiego w 110. rocznicę  jego urodzin, Lublin 13 maja 2011 Marsz Rotmistrza Pileckiego w 110. rocznicę jego urodzin, Lublin 13 maja 2011
fot. Roman Koszowski

Przelotne deszcze, które naprzykrzały się lublinianom, nie przeszkodziły uczestnikom Marszu Rotmistrza. 13 maja wieczorem kilkudziesięciu, głównie młodych ludzi zebrało się przed kościołem garnizonowym, by przechodząc pod ratusz przy pl. Łokietka, uczcić pamięć swojego bohatera. – Osoba, którą mamy upamiętniać, jest godna naśladowania. To był zwykły człowiek, zgłosił się na ochotnika do obozu koncentracyjnego, by przekazać innym informacje o tym, jak tam jest. Dziś młodzi ludzie widzą bohaterów w aktorach, postaciach zmyślonych. My chcemy wzorować się na ludziach z krwi i kości – mówi studentka III roku administracji KUL Anita Kalinowska, która wzięła udział w marszu.

Uczcić ochotnika do Auschwitz
Kim był ów tajemniczy rotmistrz? Życiorys Witolda Pileckiego to wyśmienity temat na hollywoodzki film sensacyjny. Uczestnik wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., w 1939 roku brał udział w obronie Polski przed najazdem niemieckim. W 1940 roku dał się złapać hitlerowcom, by dostać się do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Tam zorganizował konspirację, która pomagała więźniom i przygotowywała ewentualne powstanie. Jego wysyłane z obozu raporty były jednymi z pierwszych dokumentów o tym, co działo się za drutami obozu. W 1943 roku uciekł z Auschwitz. Po powstaniu warszawskim, w którym uczestniczył, dostał się do niemieckiej niewoli. W opanowanej przez komunistów Polsce prowadził działalność wywiadowczą na rzecz polskiego wojska pozostającego poza granicami kraju. Oskarżono go 
m.in. o szpiegostwo i planowanie zamachu na komunistycznych dygnitarzy i skazano na karę śmierci. Został rozstrzelany 25 maja 1948 roku.

Pierwszy Marsz Rotmistrza odbył się w 61. rocznicę jego śmierci. Ten dzień obchodzono w trzech miastach – Krakowie, Lublinie i Rzeszowie. – Instytucje publiczne po upadku komunizmu w Polsce zrobiły niewiele dla upamiętnienia tej postaci. Moje pokolenie nie uczyło się w szkole o rotmistrzu Pileckim. Aby nadrobić stracony czas, przejęliśmy sprawę w swoje ręce – mówi prezes oddziału lubelskiego Stowarzyszenia KoLiber Arkadiusz Jałowiec, który wraz ze znajomymi od trzech lat promuje wiedzę na temat Pileckiego w swoim mieście. Co roku liczba miejscowości, w których upamiętnia się tego bohatera, systematycznie wzrasta. W ubiegłym roku było ich 7, a w tym – 22. Inicjatorem akcji „Przypomnijmy o Rotmistrzu” jest Michał Tyrpa z Fundacji Paradis Judaeorum.

To on nakłonił europarlamentarzystów z frakcji Unia na rzecz Europy Narodów, by w PE zgłosili pomysł uczynienia 25 maja europejskim Dniem Bohaterów Walki z Totalitaryzmem (pomysł został na razie odrzucony). W 2008 roku opublikował w internecie angielskie tłumaczenie „Raportu Witolda”. – Do tej pory docierają do mnie głosy z zagranicy od osób, które nie mają polskiego pochodzenia, że wstrząsnęła nimi lektura „Raportu”. Dziękują za poszerzenie wiedzy o II wojnie światowej i dziwią się, że świat nic nie wie o twórcy konspiracji więźniów w Auschwitz – tłumaczy Tyrpa. Stara się dotrzeć przede wszystkim do polskiej młodzieży. Dlatego żałuje, że do tej pory kilkakrotnie Ministerstwo Edukacji Narodowej odmówiło wpisania „Raportu” na listę lektur szkolnych.

I ty zostaniesz żołnierzem wyklętym
Z pewnością takie rozwiązanie wpłynęłoby na rozpoznawalność Pileckiego wśród młodych ludzi, ale autorytet szkoły nie jest niezbędny, by zainteresować ją prawdziwymi bohaterami. Okazuje się, że to właśnie nimb tajemniczości często najmocniej przyciąga. Tak jak Dawida Hallmanna, który od 2002 roku interesuje się niepodległościowym podziemiem, które po II wojnie światowej walczyło z komunistami.

– To był wówczas temat bardzo niszowy. Szczególnie interesowały mnie Narodowe Siły Zbrojne, ponieważ walczyły jednocześnie i z Niemcami, i z komunistami. To była bardzo tragiczna walka, skazana na porażkę – mówi 26-letni student historii. Najbardziej fascynuje go postać Henryka Flamego ps. „Bartek”, który ze swoim oddziałem walczył na jego rodzinnych terenach, na Górnym Śląsku i Śląsku Cieszyńskim. – 3 maja 1946 roku „Bartek” zorganizował w Wiśle defiladę swoich oddziałów, liczących kilkaset osób.

Miejscowi milicjanci i komuniści byli przerażeni, obserwując akcję – mówi wyraźnie zainteresowany tematem Hallmann. Pasję realizuje w niecodzienny sposób. W 2008 roku wraz z kolegami z Towarzystwa Michała Archanioła zwyciężył w grze karcianej „Żołnierze wyklęci”. – Chcieliśmy w interesujący sposób dotrzeć do naszych rówieśników. Staraliśmy się jak najwierniej odzwierciedlić realia, w których się rozgrywała – mówi Hallmann. Jedną z cech gry było to, że gracz reprezentujący partyzantów nie mógł wygrać rozgrywki. W 2009 roku w Tarnowie odbył się nawet turniej, który patronatem objęło Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Obecnie karcianka nie jest w sprzedaży. – Pracujemy nad udoskonaleniem zasad gry. Poprzednie były zbyt skomplikowane i wydłużały rozgrywkę. Teraz będzie trwała 8–9 tur i będzie można ją rozegrać w pół godziny – mówi. Tym razem twórcy dadzą żołnierzom wyklętym szansę na uwolnienie Polski spod komunistycznej okupacji.

Innym pomysłem Hallmanna i jego znajomych był LARP (ang. live action role-playing), czyli gra fabularna rozgrywana w terenie. Ta została oparta na dziejach żołnierzy wyklętych. Pierwotnie miała to być rekonstrukcja zastrzelenia w 1946 roku przez oddział Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” przedstawiciela NKWD przy Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Tarnowie Lwa Sobolewa, jednak organizatorzy postanowili umożliwić komuniście wyjście cało z zamachu. A uczestnikom akcji zabawę połączoną z nauką. – Trzydziestu uczestników gry terenowej podzieliliśmy na ubeków i winowców. Ci drudzy mieli za zadanie uzyskać broń, informację, gdzie i kiedy mają zlikwidować Sobolewa, a także wydrukować i rozdawać ulotki. Utrudniliśmy im zadanie przez włączenie do ich oddziału prowokatora. Ostatecznie niepodległościowcy zastrzelili „sowietnika”. Stało się to, co ciekawe, zaledwie 20 metrów od miejsca, w którym rzeczywiście zginął – opowiada Hallmann.

Powstańcy vs. walka z policją
– Bohaterowie dzisiejszej młodzieży? Popek ze składu Firma, Rychu Peja i Vienio. Goście, którzy dają sobie radę na blokowisku, są w jakimś sensie niezłomni, są outsiderami, balansują na marginesie prawa lub są poza nim – mówi ks. Przemysław Kawecki, salezjanin. Od lat jest duszpasterzem młodzieży, animatorem Salezjańskiego Ruchu Ewangelizacyjnego. – Bohaterem jest zazwyczaj ktoś wykreowany przez dorosłych. Problem w tym, że teraz nie mają oni kogo zaproponować. Nie mamy autorytetów i to jest problem społeczny – dodaje. Jego zdaniem, młodych ludzi można zainteresować prawdziwymi wzorami, tylko trzeba to robić w sposób atrakcyjny. – Na płytach hiphopowych czasem zdarzają się takie kwiatki jak utwór o powstaniu warszawskim między piosenkami o walce z policją. Młodzi pokazują mi te kawałki i mówią: „To się księdzu spodoba, ksiądz tyle o historii mówi” – opowiada ks. Kawecki. Nie muszą to być koniecznie bojownicy o niepodległość. Zainteresowaniem młodych ludzi cieszą się także święci katoliccy, jak np. św. Jan Bosko, który i jemu, jako salezjaninowi, jest bliski.

Jednego porwie tłusty beat na cześć batalionu „Zośka”, innego wciągnie odgrywanie rycerzy na polach Grunwaldu lub karciana rozgrywka, w której będzie mógł rzucić do walki z okupantem leśne oddziały pod swoim dowództwem. Pomóc zaspokoić głód bohaterów mogą najlepiej sami młodzi. Nikt tak dobrze jak oni sami nie zadba o dobry piar dla prawdziwych herosów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.