Lektury do skreślenia. Ministerstwo Edukacji tnie podstawy programowe z języka polskiego według ideologicznego klucza

Szymon Babuchowski

|

GN 09/2024

publikacja 29.02.2024 00:00

To wszystko, co wiąże się z Bogiem i ojczyzną, okazuje się na listach lektur materiałem do odstrzału w pierwszej kolejności.

Lektury do skreślenia. Ministerstwo Edukacji tnie podstawy programowe z języka polskiego według ideologicznego klucza shutterstock

Niemal zawsze, gdy zmienia się władza, można spodziewać się majstrowania przy edukacji naszych dzieci. Najbardziej zaś to majstrowanie dotyczy zwykle języka polskiego i historii. Rządzący zdają sobie sprawę, że to w tych przedmiotach – podobnie jak w religii, której obecność w szkołach nowy rząd próbuje właśnie ograniczyć – tkwi klucz do wizji człowieka i świata. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – mówił ponad 400 lat temu kanclerz i hetman wielki koronny Jan Zamoyski. Jakie więc będą Rzeczypospolite wychowane na podstawach programowych stworzonych przez ekipę minister Nowackiej?

Kłopot z Konopnicką

Próbuję sobie odpowiedzieć na to pytanie, przyglądając się proponowanym zmianom w podstawach z języka polskiego. Szczególnie zaś interesuje mnie lista lektur, która w dużej mierze okazuje się listą skreśleń. Wyimki z tej listy, z zaznaczonymi na czerwono licznymi pozycjami do usunięcia, krążyły w ostatnich tygodniach po mediach społecznościowych, wywołując gorące dyskusje. Ponieważ jednak nie do końca tym relacjom dowierzałem, postanowiłem zapoznać się z całością, dostępną na stronie ministerstwa. Przedstawiona najpierw do prekonsultacji, w ramach których do 19 lutego mogli się wypowiedzieć eksperci, nauczyciele, rodzice i uczniowie, czeka teraz na konsultacje społeczne i uzgodnienia międzyresortowe.

Wyimki okazały się prawdziwe, choć trzeba przyznać, że niektóre – wyrwane z kontekstu – wprowadzały w błąd. Tak było chociażby z listą lektur uzupełniających dla liceum i technikum, składającą się na powielanych przez internautów zrzutach ekranu z samych skreśleń. Można było z nich wyciągnąć mylny wniosek, że niemal cała klasyka literatury: od Sofoklesa i Mikołaja Reja po Tadeusza Różewicza i Umberta Eco ląduje w ministerialnym koszu. Tymczasem większość wykreślonych tytułów pojawia się na kolejnych stronach spisu, tyle że bez wcześniej stosowanego podziału na zakres podstawowy i rozszerzony (przedstawiono je po prostu w porządku chronologicznym).

Czy w takim razie możemy spać spokojnie? Nie do końca. Kilku skreśleń jednak (całkowitych, a nie przesunięć) i w tej partii materiału dokonano, i są to skreślenia dość jasno wskazujące kierunek zmian. Znikają bowiem fragmenty dzieł Jana Pawła II, „Zapiski więzienne” Stefana Wyszyńskiego i biografia prymasa autorstwa Pawła Zuchniewicza, fragmenty „Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim” Mikołaja z Wilkowiecka, a nawet... wiersze Marii Konopnickiej. Widocznie współczesnym feministkom nie wystarcza fakt, że walczyła o prawa kobiet – nasycenie jej tekstów odniesieniami do Boga i ojczyzny jest dla nich zbyt kłopotliwe.

Trudne do zrozumienia

Właśnie to wszystko, co dotyczy Boga i ojczyzny, okazuje się w nowych podstawach programowych materiałem do odstrzału w pierwszej kolejności. Ze szkoły podstawowej znikają np. wiersze Władysława Bełzy, autora słynnego „Katechizmu polskiego dziecka” („Kto ty jesteś? Polak mały”), znika „Reduta Ordona” i „Śmierć Pułkownika” Adama Mickiewicza, a także „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego. „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza przeniesiono z lektury obowiązkowej do uzupełniającej. Znika też, co dość znamienne, „Żona modna” Ignacego Krasickiego, bo przecież bezkrytyczne naśladowanie zachodniej mody, ośmieszone w tej satyrze, znów jest bardzo na czasie. Skreślenia w lekturach uzupełniających też nie dziwią w kontekście takiej wizji świata – na liście nie będzie już zatem „Wielkiego Rybaka” Lloyda C. Douglasa, rozmów André Frossarda z Janem Pawłem II, książek Zofii Kossak-Szczuckiej, Karoliny Lanckorońskiej czy Melchiora Wańkowicza.

A co z „Panem Tadeuszem”, naszą „zaściankową” epopeją, omawianym do tej pory w szkole podstawowej w całości? Będzie prezentowany jedynie we fragmentach. Inna sprawa, że zajmowanie się „Panem Tadeuszem” w podstawówce bez wracania do niego w szkole średniej od początku było pomysłem chybionym. Teraz jednak próbuje się wylać dziecko z kąpielą, bowiem ostateczny efekt będzie taki, że na żadnym z etapów szkolnej edukacji uczeń nie pozna w całości jednego z największych arcydzieł polskiej literatury. Z jakiego powodu? Przyczyna tkwi zapewne w samej koncepcji przedstawionej przez autorów nowej podstawy programowej: „Z listy lektur obowiązkowych usunięto (lub zaproponowano do wpisania na listę lektur uzupełniających) te utwory literackie, które dla ucznia były zbyt trudne do zrozumienia ze względu na tematykę czy też archaiczny język”. Tyle że posługując się tym kluczem, należałoby wyrzucić ze szkolnych programów właściwie wszystko, co powstało przed XX wiekiem.

Pokolenie bez korzeni

Jeśli coś jest trudne do zrozumienia, szkoła jest właśnie od tego, żeby to wytłumaczyć. Może nie zawsze da się to zrobić w sposób pełny, zadowalający dla wszystkich, jednak całkowita rezygnacja z tego, co trudne, niezrozumiałe w pierwszym kontakcie, „archaiczne”, jest zaprzeczeniem tego, czemu ma służyć edukacja. Nauka to zawsze wyzwanie – oczywiście musi ono być skrojone na miarę możliwości ucznia, ale zakładanie z góry, że uczeń nie zrozumie tekstu napisanego dwieście lat temu, jest błędem. Właśnie praca z takim tekstem – czasem żmudna, wymagająca także od nauczyciela cierpliwości i kreatywności – pozwala młodemu człowiekowi zyskać świadomość przemian zachodzących w języku i kulturze. Dzięki temu łatwiej będzie mu także zrozumieć procesy kształtujące współczesność. Natomiast pokolenie pozbawione takiej świadomości będzie pokoleniem bez korzeni, mającym kłopoty z tożsamością, podatnym na manipulacje. Chociaż, kto wie, może właśnie o to chodzi twórcom podstawy programowej? W końcu wykreślenie z listy wymaganych osiągnięć w zakresie retoryki punktu o tym, że uczeń „rozpoznaje i rozróżnia środki perswazji i manipulacji w tekstach kultury reklamowych”, też daje do myślenia.

Zostawmy jednak żarty na boku i przyjrzyjmy się liście lektur dla liceów i techników. Co tutaj okazało się niezrozumiałe i archaiczne? Oczywiście „Pieśń nad pieśniami”, „Legenda o św. Aleksym”, kronika Galla Anonima, „Hymn do miłości ojczyzny” Ignacego Krasickiego, poezja Franciszka Karpińskiego (licealista nie dowie się już, kto napisał genialną „Pieśń o Narodzeniu Pańskim”, czyli kolędę „Bóg się rodzi”), a nawet tak fundamentalna pozycja jak „Konrad Wallenrod” Adama Mickiewicza! „Odprawa posłów greckich” Kochanowskiego czy „Nie-Boska komedia” Krasińskiego trafiają do zakresu rozszerzonego, skąd z kolei wylatują fragmenty „Wyznań” św. Augustyna i „Sumy teologicznej” św. Tomasza z Akwinu. W literaturze najnowszej też zero zdziwień: skreślono z listy wybrane opowiadanie Marka Nowakowskiego z „Raportu o stanie wojennym”, wiersze Jana Polkowskiego czy Wojciecha Wencla, a Jarosława Marka Rymkiewicza przesunięto do lektur uzupełniających.

Ideologiczne cięcia

Przyglądając się temu – niepełnemu oczywiście – katalogowi skreśleń, trudno nie zauważyć, że to nie archaiczność czy niezrozumiałość jest głównym kryterium proponowanych zmian. Bo czy, dajmy na to, usunięta „Pieśń nad pieśniami” jest bardziej archaiczna od pozostawionej (słusznie!) „Antygony”? Albo czy wiersze Karpińskiego są mniej zrozumiałe od „Skąpca” Moliera? Bynajmniej! Kierunek jest tu oczywisty: to, co przypomina o chrześcijańskich korzeniach europejskiej kultury, i to, co zawiera w sobie wątki patriotyczne czy narodowe, należy ograniczyć do minimum.

Żeby była jasność: również uważam, że szkolne programy są przeładowane i przeczytanie wszystkich pozycji obowiązkowych, nawet z tej odchudzonej podstawy programowej, przekracza możliwości niemal wszystkich uczniów. Zgadzam się też po części z prof. Sławomirem Żurkiem, byłym kierownikiem Katedry Dydaktyki Literatury i Języka Polskiego KUL, że większym problemem niż sam kanon jest to, że w polskich szkołach tylko 7 proc. uczniów czyta regularnie lektury zadawane przez nauczyciela. Filolog słusznie zwraca uwagę, że „w środowisku oświatowym dominuje przyzwolenie na nieczytanie, a sam proces analizy tekstów ma charakter fikcyjny”, za wszystko zaś odpowiada chybiony system egzaminowania. Skoro wystarczą bryki czy streszczenia dokonywane przez samego nauczyciela, by zdać maturę, to po co się męczyć?

To wszystko jest jednak tematem nieco odrębnym. Bo odchudzanie kanonu i czynienie go bardziej przystępnym dla młodych ludzi też powinno się dokonywać z uwzględnianiem proporcji prezentowanych treści. Tymczasem w nowych propozycjach ministerialnych nie widać ani równowagi, ani nawet takiej próby przebudowania kanonu, która mogłaby stanowić zachętę do czytania (nieco współczesnych nazwisk, takich jak Huelle, Stasiuk, Szczygieł, Terakowska czy Tokarczuk, w propozycjach lektury uzupełniającej to trochę za mało). Większość cięć ma po prostu charakter ideologiczny, a to nigdy nie służy rzetelnemu przekazywaniu wiedzy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.