Odklej się od siebie. Trzecia katecheza o modlitwie

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 9/2023 Otwarte

publikacja 29.02.2024 00:00

Modlitwa powinna odrywać nas od tego wszystkiego, co jest bzdurą, oduczać odruchów obronnych, odklejać i od pochwał, i od krytyki.

Odklej się od siebie. Trzecia katecheza o modlitwie

Slogan mówiący o tym, że jeden obraz jest wart więcej niż tysiące słów, w przypadku tej przypowieści sprawdza się na sto procent. Nie trzeba nic mówić – bogato wystrojony faryzeusz, stojący z natchnionym wyrazem twarzy, podnosi ręce do góry w geście dziękczynienia i… zwycięstwa. Niepozorny i skulony w kącie celnik patrzy ze wstydem w ziemię. Od pierwszych, dziecięcych katechez nosimy ten obraz w pamięci, wiedząc o nim wszystko: ten, co się chwalił, modlił się źle. Ten, który się uniżył, wygrał. I w sumie to prawda, aczkolwiek sięgająca głębiej niż widoczny na pierwszy rzut oka kontrast pomiędzy bohaterami kolejnej przypowieści Jezusa. Nie chodzi o bogactwo szat – celnik z pewnością miał pieniędzy więcej. Ani o błysk w oku lub oczy opuszczone na ziemię. Raczej o to, co te oczy… widzą.

Maggi w mlecznej zupie

Tuż po przypowieści o ubogiej wdowie i niegodziwym sędzi w Ewangelii św. Łukasza tym, którzy „ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili”, Jezus opowiedział taką historię: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: »Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam«. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: »Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!«. Powiadam wam: ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18,9-14). Ostatnie dwa zdania nie powinny umknąć czytelnikowi – „usprawiedliwienie” i warunek uzyskania go od Boga są bowiem zagadnieniami kluczowymi, a tzw. logion (czyli autentyczne słowa Jezusa) o poniżeniu pysznych i wywyższeniu pokornych pojawia się w Ewangeliach w rozmaitych wersjach wielokrotnie, co oznacza, że powinien mieć dla wierzących znaczenie kluczowe. Tak też jest – od dzieciństwa słyszymy z różnych ust to powiedzenie, mające na celu wyedukować nas na ludzi skromnych: nie pchaj się do pierwszych rzędów w kościele (z tym akurat – paradoksalnie – dzisiaj kłopotów nie mamy!) ani przy stole, nie nadskakuj ludziom mającym władzę, nie rób z siebie ważniejszego, niż jesteś. Na Śląsku te wskazówki stanowiły absolutny priorytet, wpływając być może na wykształcenie się specyficznej mentalności określanej jako „soroństwo” (upraszczając: ucieczka od bycia w centrum zainteresowania). Prababki miały na to swoją specyficzną frazeologię: „Jak maggi w mlecznej zupie” – przytykały dzieciakom toczącym spory (dzisiaj w być może niedopuszczalnym już tonie, a szkoda!), które z nich jest najważniejsze.

Odklej się od siebie. Trzecia katecheza o modlitwie   istockphoto

Jezus wybrał na adresatów swoich słów tych, którzy gardzili innymi, ufając we własną sprawiedliwość. Termin dikaios – sprawiedliwy – pojawia się w Ewangelii św. Łukasza często, stanowi wręcz część pozytywnej oceny samego Chrystusa i osób postępujących zgodnie z przykazaniami. W rozdziale 20 pojawi się on jednak w odniesieniu do tych, którzy szpiegowali Jezusa (udawali „pobożnych” w przekładzie Biblii Tysiąclecia), a w rozmowach z Nim odznaczali się wyjątkową przebiegłością („Nauczycielu, wiemy, że słusznie mówisz i uczysz” – Łk 20,21). Łukasz ma świadomość, że fałszywa i udawana sprawiedliwość albo mniemanie o sobie, że się jest sprawiedliwym, pozbawione rzeczywistych podstaw, ściśle mogą się łączyć ze złośliwością wobec innych, a pogarda jest zawsze niegodziwym środkiem do wykazania własnej wyższości, również w kontekście przestrzegania Bożego prawa. Bibliści podkreślają jednak, że w gronie adresatów przypowieści nie musieli się znajdować jedynie ludzie zdeprawowani – mogły tam być również osoby, które swoją religijną i moralną doskonałość ukazywały jako miarę potępienia mniej doskonałych. To warto zapamiętać, tego typu mentalność towarzyszy nam bowiem od wieków i zdaje się, że nie traci na wartości pomimo dezawuujących słów Pana Jezusa.

Nie módl się do siebie

Gdzieś u podstaw każdego religijnego odruchu leży podświadome pragnienie doskonałości. Jak najbardziej naturalne, normalne, aczkolwiek niezwykle łatwo wypaczające się w różnego rodzaju dewiacje religijne. Tych dwóch, którzy przyszli się modlić, również nosiło je w sobie. Każdy zrobił z tym odruchem coś innego; można powiedzieć, że potraktowali je odwrotnie. Jeden się w nim pławił, porównując siebie do innych, drugi się go wstydził, dostrzegając jedynie, jak bardzo mu do doskonałości daleko. Faryzeusz „stał prosto” albo „stał zwrócony ku sobie samemu”. Ba – można to zdanie tłumaczyć: „stanąwszy, tak się modlił do siebie”. Celnik odwrotnie – stał „z daleka” (być może nawet na dziedzińcu, nie wchodząc do świątyni, jak poganin), zawstydzony spuścił wzrok, bił się w piersi. Komentatorzy podkreślają, że ta postawa „modlenia się do siebie” może być rodzajem ironii Łukasza – modlitwa wszak powinna być skierowana do Boga. I to jest drugi zasadniczy rys nauki Jezusa o modlitwie wyrażonej w przypowieści o faryzeuszu i celniku. Ten pierwszy skupił się na sobie, drugi na Bogu. Nie wyliczał grzechów, nie opowiadał ze szczegółami, co i kiedy zrobił. To jest z pewnością najważniejsza prawda, której powinniśmy się trzymać, robiąc trzeci już krok w tegorocznej Jezusowej szkole modlitwy: modląc się, dostrzeż Boga. Nie skupiaj się na sobie. Podziękowania faryzeusza wobec Stwórcy („dzięki, że jestem tak doskonały!”) zdradzają najbardziej niebezpieczną formę relacji z Nim – brak tej relacji. Faryzeusz w tej przypowieści jest tak doskonały, że Boga nie potrzebuje. Więc i o nic Go nie prosi.

Warstwa (gorzkiej) czekolady

Spośród wielu rozmaitych opowieści o ludziach Bożych jedna z najmądrzejszych dotyczy Elimelecha z Leżajska. Ponoć mówił on swoim uczniom, że jest całkowicie pewny, iż będzie miał udział w przyszłym życiu: „Słysząc te zuchwałe słowa, uczniowie byli zdumieni: – Ależ mistrzu, jak ty możesz tak mówić? – Jestem tego pewien – upierał się. – Zatem wytłumacz nam, jak? – Kiedy mnie zaprowadzą przed trybunał niebieski i spytają: »Czy uczyłeś się jak należy?«, będę musiał odpowiedzieć: »Nie«. Spytają więc: »Czy modliłeś się jak należy?«. I znowu będę musiał odpowiedzieć: »Nie«. Wówczas oni odrzekną: »Powiedziałeś prawdę i ze względu na prawdę możesz mieć udział w przyszłym życiu«”. Opowieść tę zacytował ojciec Krzysztof Pałys, dominikanin, w swojej książce „Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga”, a rozdział, który przypowieść ta otwiera, nosi tytuł: „Bóg jest pokorą. Kto ma pokorę, ma Boga”.

Jakkolwiek by tę przypowiastkę interpretować, najważniejszą cechą jej bohatera jest pokora. Prawda o sobie. Elimelech jest trochę jak małe dziecko, które buzię usmarowaną czekoladą wystawia ku matce, żeby ją otarła. On wie, że pod warstwą czekolady znajduje się jego prawdziwa twarz, całkowicie niedoskonała. Ani uczyć się, ani modlić jak należy nie potrafi. Ale potrafi o tym mówić, uznać swoje braki. Prawda o sobie powinna być nie tylko podstawową cechą człowieka, który się modli. Powinna być jego mottem i jego nadzieją. Życiową postawą. Przyczynkiem do modlitwy i jej efektem. Na niej bowiem opiera się chrześcijańska dojrzałość: wiem, Komu zawierzyłem. Wiem też, że sam z siebie nie potrafię uczynić nic. Oraz to, że wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. Ta czekolada z buzi dziecka ostatecznie znika, dobry rodzic o to zadba. Z biegiem lat człowiek nie przestaje popełniać tego samego błędu: usiłuje ukryć swoją słabość, mimo że wymalowaną ją ma na twarzy. A wystarczy tak niewiele – twarz obrócić ku Bogu!

Passus: pokora autentyczna

Powróćmy do książki ojca Pałysa. Przywołuje on mnichów z egipskich pustyń: „Wszechmogący Bóg, stając się człowiekiem, jest czystą pokorą, więc kto ma pokorę, ma Boga. W starożytności chrześcijańscy mnisi z egipskiej pustyni nauczali, że pokora to umiejętność odniesienia zwycięstwa nie przez obalenie przeciwnika, lecz przez jego pozyskanie. Czym także jest pokora? Pokora to umiejętność dostrzeżenia dobra w człowieku, który jest dla nas krzyżem. I powiedzenia mu o tym. Pokora to przyjmowanie tego, co nas spotyka, ze spokojem”. Tego typu rozumienie jednej z najważniejszych chrześcijańskich cnót („uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” – Mt 11,29) stanowi fundament właściwej postawy i w życiu, i na modlitwie: „Pokora to także poznanie siebie, odkrycie prawdy o dobrych i złych cechach. Pokora to publiczne przyznanie się do winy i powiedzenie: »Tak, popełniłem błąd«. Pokora to niesklejanie się ani z pochwałą, ani z krytyką. Ludzkie opinie są tak zmienne, że budowanie na tym to stawianie wieżowca na piasku. Pokora to utkwienie wzroku w Bogu, który jest niezmienny. Wszystko inne, jak pochwały, ludzie, którzy nam coś obiecali, zadowolenie z siebie, rodzina i najbliżsi, ich dobre podejście do nas, wszystkie rzeczy tego świata są zmienną”.

Trzecia katecheza o modlitwie w tegorocznym cyklu wielkopostnym nie tylko zatem kieruje naszą uwagę ku temu, jak powinna nasza modlitwa przebiegać, lecz również zwraca nas ku temu, co powinna w naszym życiu powodować. A powinna odrywać nas od tego wszystkiego, co jest bzdurą, oduczać odruchów obronnych, odklejać (podkreślenie moje – A.P.) i od pochwał, i od krytyki. Być może warto przy tej okazji zrobić sobie rachunek sumienia: na ile i z jakiego powodu jestem przyklejony/przyklejona do jednego i drugiego? Do czego mocniej? Czy bardziej nakręcają mnie pochwały innych, czy raczej rozwala mnie ich krytyka?

Czytaj więcej: Wielkopostny cykl „Jezus, modlitwa i ty”

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.